Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pani Krysia ma jedno marzenie: by ukochany syn zaczął ruszać ręką

Anna Agaciak
Anna Agaciak
Paweł Szkutnicki ze swą dzielną mamą Krystyną
Paweł Szkutnicki ze swą dzielną mamą Krystyną fot. Michał Gąciarz
Pomoc. Krystyna Szkutnicka od 16 lat, dzień i noc, walczy o swego sparaliżowanego syna. Gdy nagle w pełni zdrowy i wysportowany chłopak stracił władzę w nogach i w rękach, nie pozwoliła mu się poddać. Postawiła na rehabilitację. Przecież on musi sobie radzić, gdy jej już zabraknie.

Pani Krysia to cicha bohaterka. Choć w tym roku kończy 69 lat, o syna walczy jak lwica. Nie myśli o sobie. Realizuje kolejne cele i usiłuje pokonywać przeszkody. To jej zasługa, że dotknięty czterokończynowym porażeniem Paweł jest pogodny i ciężko pracuje z rehabilitantami. Wierzy, że w końcu uda mu się usprawnić choć ręce. - Wtedy mógłbym choć trochę odciążyć mamę, samodzielnie jeść posiłki, umyć się, ubrać... Na __razie to nasze wspólne marzenia - mówi Paweł.

- Po 16 latach codziennych ćwiczeń coś się zaczęło zmieniać - opowiada z przejęciem pani Krysia. - Paweł zaczął odrobinę zginać ręce w łokciach. Wszystko wskazuje na to, że komórki nerwowe zaczęły podejmować pracę. Musimy zrobić rezonans magnetyczny, aby ustalić, co się dzieje.

Bezradni lekarze

O wstrząsającej historii Pawła Szkutnickiego i jego dzielnej mamy pisaliśmy na łamach „Dziennika Polskiego” w lutym ubiegłego roku.

Przypomnijmy, dramat rodziny Szkutnickich z Mielca zaczął się, gdy Paweł miał 14 lat. Zdrowy, wysportowany chłopak obudził się rano ze zdrętwiałą nogą. Myślał, że źle się w nocy ułożył i mu ścierpła. Potem zaczęły drętwieć ręce, przestały działać nerki. Trafił do szpitala.

- Lekarze po wykonaniu rezonansu stwierdzili jedynie, że jest krwawienie do __rdzenia, który został poważnie uszkodzony. Nie potrafili podać nam przyczyny - opowiada pani Krysia. - Nie potrafili też pomóc. Kazali się przygotować na __najgorsze.

Jednak pani Krysia słuchać tego nie zamierzała. Postanowiła przewieźć syna do Centrum Zdrowia Dziecka. W stolicy stan 14-latka wcale się nie poprawiał. Leżał na intensywnej terapii. Mijały kolejne tygodnie. Wreszcie z Warszawy wysłali go z powrotem do szpitala w Mielcu. -__Byli przekonani, że wkrótce umrze - opowiada pani Krysia.

W Mielcu, ponieważ Paweł przestał jeść, karmili go sondą przez nos. - To go bardzo bolało i __raniło przewód pokarmy. Błagał, aby go nie karmić - opowiada ze łzami w oczach pani Krysia.

14-latek schudł 40 kg, nie jadł, żyły miał słabe, nie dało się więc podawać kroplówek - był skrajnie wycieńczony. Leżał na oddziale intensywnej terapii. Znowu lekarze powiedzieli rodzinie, że dają mu najwyżej miesiąc życia.

Wtedy mama Pawła napisała list do polskiego dziennika w Stanach Zjednoczonych z błaganiem o pomoc. Prosiła o ratunek amerykańskich lekarzy. Zadziałało. Zaproszono ich na badania. Aby zebrać pieniądze na wyjazd, pomogły fundacje, media i ludzie z całej Polski. Udało się zebrać 15 tys. dolarów. Starczyło na przelot i... tygodniowy pobyt.

Pomoc w Ameryce

W amerykańskim szpitalu, po wykonanych badaniach dowiedzieli się, że rdzeń nie jest w całości uszkodzony. Lekarze odkryli na jego brzegach zdrowe pasma, co dawało nadzieję na poprawę stanu zdrowia chłopaka. Kto wie, może kiedyś mógłby odzyskać władzę w kończynach, np. dzięki terapii komórkami macierzystymi.

Ponieważ pieniądze skończyły się błyskawicznie, z pomocą przyszła Polonia Amerykańska. Rodacy składali się na leczenie i rehabilitację chłopca. Ta trwała kilka lat.

Paweł wtedy zaczął już zdawać sobie sprawę, że choroba nie cofnie się tak szybko, jak się pojawiła. Amerykańscy lekarze kazali mu czekać na postępy w medycynie i się rehabilitować. Nawet dwa razy dziennie. Ćwiczenia w Ameryce już i tak dokonały cudów.

Dzięki amerykańskiej medycynie chłopak odzyskał masę mięśniową, mógł wreszcie wyjeżdżać na wózku na świeże powietrze, oglądać świat poza szpitalnymi oddziałami. Poza tym lekarze przysłali do Pawła nauczycieli. Miał się uczyć w amerykańskiej szkole po angielsku. Ukończył szkołę średnią. Dostał nawet dyplom od prezydenta George’a Busha za postępy w nauce .

Niestety, gdy skończył 20 lat, pomoc sponsorska w Stanach się skończyła i trzeba było wracać do Polski. Polonia wyposażyła Pawła jeszcze w wózek elektryczny sterowany brodą oraz w specjalistyczny samochód do jego przewożenia.

Polska rzeczywistość

Krystyna Szkutnicka dowiedziała się, że dobrą rehabilitację może załatwić synowi w Krakowie. Trzeba jednak było na nią zdobyć pieniądze. NFZ opłaca tylko dziesięć sesji po 45 minut w roku, a lekarze w Stanach doradzali ćwiczyć dwa razy dziennie... Co było robić? Postanowiła sprzedać dom pod Mielcem i wystarała się o pieniądze z 1 procenta podatku. Zaczęła listownie prosić o pomoc setki polskich firm. To pozwoliło zgromadzić pieniądze na rehabilitację.

Zamieszkali w wieżowcu w Nowej Hucie. Mama Pawła, była nauczycielka wf, sama ćwiczy z synem, ile tylko starcza jej sił. Za zajęcia z profesjonalnymi fizjoterapeutami płaciła po kilka tysięcy zł miesięcznie. - Dzięki temu, że kilkaset osób wspiera nas jednym procentem, udaje się nam pozyskać rocznie ok. 24 tys. zł. To pomoc, za którą jesteśmy ogromnie wdzięczni. Bez niej nie udałoby się tak intensywnie ćwiczyć - opowiada.

Paweł nie myśli tylko o sobie. Postanowił założyć fundację Wspólnie Na Szczyt, która pomaga innym niepełnosprawnym, np. w organizacji wspólnego zwiedzania Krakowa.

Taki los

Krakowski czas Pawła jednak się zakończył. Rok temu Szkutniccy dowiedzieli się, że brat pani Krysi i tata Pawła zachorowali na raka. Trzeba było im pomóc. Zostawili więc Kraków i wrócili do Mielca. - Nie dawaliśmy zresztą już rady finansowo. W __Mielcu wszystko jest tańsze - tłumaczy pani Krysia.

Mama z synem zamieszkali w mieszkaniu Pawła. Dzień upływa jej na walce o poprawę zdrowia młodego mężczyzny. Wstają o godz. 9. Trzeba się umyć, ubrać, posadzić Pawła na wózku, przygotować mu śniadanie. Potem zaczyna się domowa rehabilitacja, po której Paweł musi godzinę odpocząć w łóżku, aby nie robiły się odleżyny. Gdy Paweł leży, mama robi obiad, po którym jadą na rehabilitację do ośrodka. Tam młody mężczyzna pracuje ciężko dwie godziny.

Pani Krysia, choć akurat mocno przeziębiona, przyznaje, że nie myśli o sobie. Nie może. Ciągle jest komuś potrzebna. Najbardziej Pawłowi. Ukochany brat niestety zmarł. Mąż jest po zawale i po operacjach.

- Szukamy kogoś, kto mógłby z nami zamieszkać i nauczyć się pracy z Pawłem - mówi pani Krysia. Choć jest energiczną i pogodną osobą, gdy myśli o przyszłości syna, szklą jej się oczy. - Nie wiem, jak on sobie poradzi, gdy mnie zabraknie. Przecież Paweł ma tylko sprawną głowę, potrzebuje wsparcia 24 godziny na __dobę. Gdyby udało mu się usprawnić ręce, byłoby łatwiej.

Każdy może pomóc, aby Paweł mógł się skutecznie rehabilitować. Można mu pomóc np. przekazując jeden procent swojego podatku dla Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą”: KRS 0000037904, cel szczególny: 7185 Szkutnicki Paweł Tadeusz (nazwisko musi się znaleźć na początku, przed imionami).

Opieka wyręczająca

W takiej sytuacji jak mama Pawła jest wiele osób. Jak dowiadujemy się od Wojciecha Glaca, wiceprezesa Małopolskiego Hospicjum dla Dzieci, z badań tego ośrodka wynika, że aż 87 proc. rodziców i opiekunów osób nieuleczalnie chorych uważa, że największym wsparciem dla nich mogą być ośrodki opieki wyręczającej. Pierwsze tego typu miejsce w kraju powstało w Krakowie przy ul. Odmętowej 4.

Całodobowa opieka nad córką lub synem - karmienie, przewijanie, pielęgnacja, rehabilitacja i czuwanie w nocy - to często trwająca latami praca, która wymaga nadludzkich sił… Rodzice chyba sami nie wiedzą, skąd taką siłę biorą. To cisi bohaterowie, którzy latami nie proszą pomoc. Do czasu, gdy znajdą się w sytuacji bez wyjścia…

- Oni nie chcą nigdzie oddawać swoich bliskich na stałe, ale czasami muszą po prostu chwilę odpocząć i mają do __tego prawo - mówi dr Krzysztof Nawrocki, dyrektor medyczny hospicjum. - Rodzice, opiekunowie są przy tej chorej osobie bez przerwy. Nie mają urlopu i wolnego weekendu… Bywają naprawdę bardzo zmęczeni fizycznie i psychicznie. Czujemy się w obowiązku zrobić wszystko, aby móc pomagać wszystkim rodzinom, także dorosłych osób zależnych. Obecnie nie mamy jednak żadnego systemowego rozwiązania, które pozwalałoby na choćby częściowe finansowanie tej formy opieki ze środków publicznych -_przyznaje dr Nawrocki._

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski