Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pani Lusia ma 102 lata, wciąż potrafi podskoczyć

Redakcja
W dniu ślubu w DPS pani Saloma miała 86 lat, a jej mąż Józef 94 Fot. Archiwum
W dniu ślubu w DPS pani Saloma miała 86 lat, a jej mąż Józef 94 Fot. Archiwum
Rozdzwoniły się telefony w Domu Pomocy Społecznej w Karniowicach. Te z Krakowa i z Kanady łączą do babci, mamy, cioci - do pani Lusi - tak wszyscy mówią na jubilatkę, która w środę obchodziła 102 urodziny. Starszy syn, synowa, wnukowie, znajomi osobiście przyjechali z życzeniami i tortem.

W dniu ślubu w DPS pani Saloma miała 86 lat, a jej mąż Józef 94 Fot. Archiwum

JUBILEUSZ. Salomea Solarczyk ma 102 lata. Jest pogodna i samodzielna. Rano otwiera okno, na łóżku wymachuje nogami. W wieku 86 lat wyszła po raz drugi za mąż za 94-letniego Józefa.

Pani Lusia w błękitno-fioletowym kostiumie i białej koronkowej bluzeczce siedzi na honorowym miejscu. Częstuje gości tortem i szampanem. Jest sprawna, energiczna, radosna. Przed jubilatką na stole stoi samolot, mieści się na podłużnej tacy. To tort, który przypomina o marzeniu. - Pani Lusia wspominała wiele razy, że chciała kiedyś polecieć samolotem, ale jej się nie udało. Dlatego zrobiliśmy jej tort w kształcie samolotu - mówi Bogusława Mirek, kierownik działu opiekuńczo-terapeutycznego. Jej podopieczna, starsza pani zamyśliła się i potwierdza. - To prawda chciałam gdzieś polecieć, ale trochę się bałam, jeśli wypadał jakiś wyjazd, wybierałam pociąg, bo lot samolotem byłby za drogi - mówi jubilatka. Teraz wystarczy jej ten samolot na stole.

Pani Salomea dzieciństwo spędziła w Rudawie (gm. Zabierzów). Miała trzy siostry i czterech braci. Jako sześcioletnia dziewczynka poszła do szkoły powszechnej do Krzeszowic. Przez trzy lata dzielnie, pieszo pokonywała czterokilometrową trasę, żeby sprostać oczekiwaniom rodziców. Potem uczęszczała do szkół w Krakowie. Tam kończyła powszechną, potem uczyła się w szkole gospodarstwa domowego oraz w seminarium nauczycielskim. - Uczyłam się pilnie, bo brat mi powiedział, że jestem brzydka, więc muszę zdobyć wykształcenie, żeby mnie ktoś docenił - wspomina dawne dzieje. - Chciałam wyjechać na kresy, żeby tam uczyć ludzi języka polskiego, ale rodzice byli już starsi i trzeba było ich wspomóc, więc zostałam. Zrobiłam kursy księgowości i pracowałam w kilku spółdzielniach - opowiada.

Zamieszkała w Krakowie, wyszła za mąż za przystojnego Franciszka Godynia. Wychowała dwóch synów Aleksandra i Władysława. - Mąż był dobrym człowiekiem. Nie zajmował się dziećmi, pracował tak jak ja w spółdzielni, ale często chodził na nocne zmiany. Bywały takie tygodnie, że widywaliśmy się tylko w niedziele - wspomina.

Pan Franciszek zmarł w 89 roku. Trzy lata później panią Salomeę spotkało kolejne nieszczęście, zmarł jej młodszy syn Władysław. Zamieszkała u starszego syna, ale po pewnym czasie uznała, że nie będzie sprawiała nikomu kłopotu i postanowiła, że zamieszka w Domu Pomocy Społecznej w Karniowicach. - Przyszłam tu w kwietniu 1996 roku, a w grudniu wychodziłam za mąż po raz drugi. Spotkałam tutaj Józefa, którego znałam wcześniej, bo tak jak ja był księgowym, pracował w Krakowie. Tutaj okazało się, że potrzebuje towarzystwa do chodzenia na spacery, zwiedzania okolicy. Poznaliśmy się lepiej i wzięliśmy ślub. Miałam wtedy 86 lat, a on 94 - uśmiecha się pani Lusia i pokazuje zdjęcia ślubne robione na ławeczce przy DPS-ie. Józef Solarczyk zmarł trzy lata później.

Opowieści pani Lusi uzupełnia synowa Bogumiła Godyń. - Słyszałam nie raz, że mama mając w domu trzech mężczyzn zainteresowała się piłką nożną. Zrobiła to dla synów, bo chciała nawiązać z nimi lepszy kontakt. Taka jest chce zrozumieć każdego - mówi pani Bogumiła, żona Aleksandra, starszego syna pani Lusi. Doskonały kontakt z babcią ma wnuk Bohdan Godyń. Dzwoni, przyjeżdża. Ostatnio robił w jej pokoju malowanie. Teraz wspomina, że jako mały chłopczyk wychowywał się u babci, gdy mieszkała w Krakowie na Azorach. - Babcia zabierała mnie przed dom, na ławeczce ustawiała wodę i sok i bawiłem się w sprzedawcę wody sodowej - mówi pan Bohdan. Rodzina podkreśla , że starszej pani ma świetną pamięć. Lubi nowinki. W jednej chwili nauczyła się obsługiwać pilota do telewizora, telefon bezprzewodowy oraz dżojstik przy wózku. Rodzina kupiła jej wózek, żeby mogła wyjeżdżać na spacery i nie męczyć się.
W karniowickim Domu Pomocy Społecznej wszyscy podziwiają sprawność pani Salomei. Wstaje, otwiera okno i zaczyna ćwiczenia - na łóżku wymachuje nogami. - Nie dziwię się. Przyjechaliśmy do niej wczoraj. Wzięła płaszcz od swojego syna i chciała z wieszakiem powiesić na drzwiach, było za wysoko więc podskoczyła - uśmiecha się wnuk Bohdan.

Jubilatka jest samodzielna, stara się nie prosić o pomoc. - Nie chcę sprawiać nikomu kłopotu - powtarza. Sama robi pranie, sama prasuje, sprząta, bardzo dokładnie. - Wstaję o godz. 5 rano, bo potrzebuję trochę czasu, żeby spokojnie się ubrać, sprzątnąć pokój, dokładnie zaścielić łóżko - mówi. - Bogu dziękuję za każdy przeżyty dzień i proszę o spokojną noc - mówi radośnie pani Lusia.

Swoim opiekunkom powtarza, że jest szczęśliwa. Wszyscy w domu lubią ją za pogodne nastawienie do ludzi, życzliwość. - Jest szlachetna, kulturalna, taki bardzo prawy człowiek. Kiedy ja poznałam bardzo przypominała mi moją mamę, dlatego zapytałam ją, czy mogę mówić do niej matula. Zgodziła się i tak zostało - cieszy się Janina Ochmańska, znajoma pani Salomei mieszkanka tego samego DPS-u. - Odwiedzam ją kilka razy dziennie. Jeśli gdzieś wyjeżdżam, to po powrocie opowiadam, co tam w świecie słychać. Czasem razem idziemy na podwórko. Ja pielęgnuję grządki, a matula siedzi i się przygląda - mówi pani Janina.

Opiekunka pani Lusi Bogusława Mirek jest przekonana, że jej podopieczna nikomu nie powiedziała złego słowa. - Tylko ze mną się czasem kłóci, ale to takie pogodne spory i tylko o jedną rzecz - o politykę - zaznacza pani Bogusia. Wszystko dlatego, że pani Lusia nie może zrozumieć postępowania polityków, którzy przechodzą z partii do partii, nie są wierni swoim ideom. Jubilatka jako jedna z nielicznych mieszkańców DPS uważnie słucha wiadomości, chce wiedzieć co dzieje się w świecie. Jest przekonana, że w dobrej kondycji trzyma ją pogodne nastawienie do świata i codzienne drobne zajęcia. - Zawsze uważałam, że praca nie wyniszcza człowieka, tylko trzeba ją wykonywać systematycznie i umieć odpoczywać - mówi pani Lusia.

Barbara Ciryt

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski