Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Panicznie boją się sąsiadów

Paweł Szeliga, Monika Kowalczyk
Chcemy żyć spokojnie, jak dotąd. Liczymy, że wójt nam w tym pomoże - mówi Barbara Antkiewicz
Chcemy żyć spokojnie, jak dotąd. Liczymy, że wójt nam w tym pomoże - mówi Barbara Antkiewicz Fot. Paweł Szeliga
Marcinkowice. Ponad sto osób protestowało przeciw osiedleniu 20-osobowej rodziny romskiej w swojej miejscowości. Żądali, by wójt Chełmca odmówił im meldunku i sugerowali kupno domu w innej miejscowości.

- Nie chcemy mieć Romów za sąsiadów - krzyczeli wczoraj mieszkańcy Mar-cinkowic w Urzędzie Gminy Chełmiec. Sprzeciwiali się sprowadzeniu do wsi rodziny romskiej i domagali się stanowczej reakcji wójta Bernarda Sta-wiarskiego. Ten przekonywał, że w Polsce każdy ma prawo mieszkać tam, gdzie chce.

Podrzucony problem

- To skandal, że nikt z nami nie konsultował tak poważnego kroku, a o całej sprawie dowiedzieliśmy się w piątek z prasy - oburzała się Danuta Tobiasz. - Dom, który kupiło Romom miasto Limanowa, stoi przy głównej drodze, prowadzącej do szkoły. Dzieci już boją się tamtędy chodzić, ich rodzice nie śpią po nocach.

Wójt Stawiarski był zaskoczony gwałtowną reakcją ludzi, którzy sugerowali, że skoro już do transakcji doszło, to powinien odmówić meldunku Romom.

- Nikogo nie można dyskryminować ze względu na pochodzenie - tłumaczył Bernard Stawiarski. - Nie mogę odmówić meldunku, tak jak nie mogę wstrzymać przeprowadzki. Ten dom sprzedała prywatna osoba, a kupiło go miasto Limanowa. Wójtowi nic do tego.

Marcinkowiczanin Józef Sikorski był oburzony, że państwo kupuje Romom dom, a nie oferuje tak rozbudowanej pomocy Polakom z ubogich rodzin. Kupno nieruchomości za 220 tys. zł sfinansowało Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji, w ramach pomocy dla mniejszości romskiej.

- Ja całe życie ciężko pracowałem i do wszystkiego musiałem dojść sam - mówił Józef Sikorski. - Tymczasem inni dostają takie prezenty, fundowane za publiczne pieniądze.

Delegacja zdesperowanych mar-cinkowiczan po proteście w Chełmcu pojechała do Limanowej, by spotkać się z burmistrzem Władysławem Biedą. To on wyszukał dom w ich wsi, chcąc wyprowadzić z miasta romską rodzinę. Lokum przy ul. Wąskiej, gdzie dotąd mieszkała, zostanie rozebrane.

- Mieszkańcy Marcinkowic twierdzą, że znaleźli dom, do którego można by przeprowadzić romską rodzinę - mówi burmistrz Bieda. - Nie wskazali lokalizacji, ale podkreślili, że stoi na uboczu, z dala od ludzi.

Usłyszał od marcinkowiczan, że są gotowi odkupić dom, do którego Limanowa przesiedla romską rodzinę. Uzyskane z tej transakcji pieniądze przekazaliby miastu, aby mogło nabyć inny wskazany przez nich budynek. Nie powiedzieli, skąd będą mieli pieniądze na przeprowadzenie tak kosztownej transakcji.

- Wstępnie przyznałem, że mogę rozważyć takie rozwiązanie, pod warunkiem, że romska rodzina się na to zgodzi - przyznaje Władysław Bieda.

Szukał dla niej domu w całej Małopolsce. Inne wystawione na sprzedaż były jednak zbyt drogie, a miasto miało z ministerstwa określoną kwotę na ten cel.

Dlaczego nas tu nie chcą?

Zygmunt Oraczko, głowa 20-osobowej romskiej rodziny, która właśnie sprowadza się do Marcinkowic, nie wie, skąd taka gwałtowna reakcja polskich sąsiadów. Wczoraj montował karnisze i ustawiał meble w trzypiętrowym domu, które miasto przekazało mu w użyczenie. Zamieszka tam z żoną Talą i rodzinami trzech synów. Najmłodszy z nich Tobiasz, przez lata żył na ulicy Wąskiej w piwnicy razem z szóstką dzieci. Na podłodze było klepisko, ściany lepiły się od wilgoci.

- Nie rozumiem, dlaczego ludzie nas tutaj nie chcą - wyznaje Zygmunt Oraczko. - Przecież od lat żyjemy między Polakami. Staramy się nie stwarzać problemów. Jestem na rencie, ale łapię się dorywczych prac. Tak samo moi synowie. Córka Amanda była kelnerką w restauracji „Panorama” w Nowym Sączu. Nie jesteśmy pasożytami. Chcemy żyć jak ludzie.

Emocji towarzyszącym przeprowadzce nie pojmuje również Mieczysław Szczerba, prezes Stowarzyszenia Bergitka Roma w Nowym Sączu. Rodzinę Oraczków zna od wielu lat i uważa, że nie będzie sprawiać żadnych problemów w Marcinkowicach.

- Romowie to nie terroryści, a budzą tak histeryczne reakcje - podkreśla Szczerba. - A co by było, gdyby do wsi sprowadzono nie Cyganów, tylko uchodźców z Bliskiego Wschodu? My przynajmniej jesteśmy swoi, a oni zupełnie obcy.

Mieszkańcy Marcinkowic podkreślają, że nie mają uprzedzeń do Romów. W ich wsi żyje romska rodzina darzona szacunkiem. Jej głową była zmarła przed laty Jaga, więźniarka obozu w Oświęcimiu.

- Wychowywała sieroty, których rodzice zginęli w obozie - opowiada ks. Józef Babicz, proboszcz parafii Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny w Marcinkowicach. W obecny konflikt się nie angażuje, choć stara się zrozumieć swoich parafian.

- Obawiają się sąsiadów, bo pojawiły się doniesienia, że sprawiali problemy w Limanowej, gdzie zdarzały się interwencje policji - dodaje ks. Babicz.

Bernard Stawiarski długo nie mógł ochłonąć po wczorajszej wizycie delegacji z Marcinkowic. Był zaskoczony ich determinacją. - Jeśli Romowie zostaną w tej wsi, to szczerze nie zazdroszczę im sąsiadów, którzy tak bardzo ich tam nie chcą - kwituje wójt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski