Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Paralotniarstwo, sport niekoniecznie ekstremalny

Redakcja
Fot. Katarzyna Krzysztof
Fot. Katarzyna Krzysztof
ROZMOWA KONTROLOWANA. Michał Gierlach, wicemistrz Polski, opowiada nam o swoich wrażeniach z przestworzy

Fot. Katarzyna Krzysztof

- Jak i kiedy rozpoczęła się Pańska przygoda z paralotniarstwem?

- Na paralotni latam od sześciu lat. "Zaraziłem się" bezpośrednio od taty, który marzył o lataniu od prawie 20 lat, a rozpoczął swoją przygodę z tym sportem zaledwie kilka miesięcy wcześniej ode mnie.
- Czyli paralotniarzem można zostać ot, tak, zarażając się od taty?
- Powiedzmy... Faktem jest, że on mi coś przekazał, natomiast niezależnie od tego, konieczne było ukończenie specjalnego kursu. I taki właśnie warunek postawili przede mną rodzice - "ukończysz kurs, będziesz latał".
- A potem kariera paralotniarza pewnie rozwijała się błyskawicznie...
- Początkowo, kiedy miałem 17 lat, latałem rekreacyjnie, dla samej przyjemności. Byłem wówczas uczniem myślenickiego LO i nie zawsze miałem czas na to, aby wzbijać się w przestworza. Jednak kiedy tylko mogłem wygospodarować choćby jedną wolną chwilę, brałem paralotnię i... w górę! Potem przyszedł okres studiów i tu już z czasem było znacznie lepiej. Mogłem liczyć na wyrozumiałość prowadzących zajęcia. Albo je przekładałem, albo byłem z nich warunkowo zwalniany...
- Kiedy wziął Pan udział w swoich pierwszych zawodach paralotniarskich?
- W 2006 roku zadebiutowałem w mistrzostwach Polski, które - co ciekawe - były rozgrywane we Włoszech. Zająłem wówczas 50. miejsce na 130 startujących w zawodach pilotów.
- Dlaczego mistrzostwa Polski w paralotniarstwie rozgrywane były we Włoszech?!
- Ze względu na stabilne warunki pogodowe. Zawody paralotniarskie trwają niekiedy nawet dwa tygodnie. W Polsce trudno o stabilizację pogody w tak długim czasie, dlatego zawody o mistrzostwo Polski są często rozgrywane poza granicami kraju.
- Jak Pan z dzisiejszej perspektywy ocenia tamten debiutancki udział w mistrzostwach Polski?
- Pojechałem do Włoch jako całkowity żółtodziób - po naukę i doświadczenie, więc miejsce w połowie stawki było chyba nie najgorsze. Nie myślałem jednak wówczas o wyniku, tylko o tym, aby podpatrzeć najlepszych i zobaczyć, jak oni to robią.
- Zastanawia nas to, w jaki sposób rozgrywane są zawody paralotniarskie, skoro w przestworzach nie istnieją żadne znaki czy punkty odniesienia?
- Zawody paralotniarskie porównałbym do zawodów żeglarskich. Tam na wodzie umieszcza się boje jako punkty odniesienia, my paralotniarze używamy GPS-u, który wyznacza w przestworzach wirtualne boje. Rywalizacja odbywa się przez kilka dni, zaś wyniki są sumą osiągniętych miejsc w każdej kolejnej rundzie.
- A jak odbywa się start do takich zawodów?
- To jeden z najciekawszych i najbardziej efektownych fragmentów wyścigu. Stu bądź nawet stu pięćdziesięciu pilotów po starcie zajmuje najdogodniejsze dla siebie pozycje w powietrzu, buduje jak największą wysokość (nie wlatując przy tym w chmury). Po kilkudziesięciu minutach następuje otwarcie tzw. startu lotnego i zawodnicy ruszają na trasę.
- Jak wysoko może wzbić się paralotniarz?
- Od 1500 do 4000 metrów nad poziom morza. To są wysokości, które ja osiągałem, loty w Himalajach odbywają się nawet na wysokości 8000 m n.p.m.
- Wspomniał Pan o nauce pobieranej w czasie MP w 2006 roku. Jak dalej rozwijała się Pańska kariera wyczynowego paralotniarza?
- Potem zdobywałem kolejne doświadczenia, których nigdy za wiele. W 2008 roku w MP byłem już ósmy, natomiast w tym roku zdobyłem tytuł wicemistrzowski.
Także w tym roku wystartowałem w Polish Paragliding Open, gdzie zająłem szóste miejsce w klasyfikacji generalnej, będąc najlepszym zawodnikiem z Polski. Brałem także udział w rundach Pucharu Świata na terenie Turcji, Chorwacji i w finale we Włoszech, gdzie zająłem 56. miejsce na 130 startujących pilotów z całego świata.
- Czy można zatem, na podstawie tych wyników, powiedzieć, że jest Pan w chwili obecnej najlepszym polskim paralotniarzem?
- Nie do końca. W Polsce jest w chwili obecnej co najmniej dwudziestu znakomitych paralotniarzy, ale nie wszyscy z nich mogą, ze względu na brak czasu i wykonywane na co dzień obowiązki, brać regularny udział w zawodach. Na dzisiaj o palmę pierwszeństwa w kraju rywalizowaliśmy we dwóch: Rafał Łuckoś i ja.
- Czy paralotniarstwo to sport ekstremalny, niebezpieczny?
- Jeśli zawodnik uprawiający go mierzy siły na zamiary i potrafi realnie ocenić swoje umiejętności - to nie. Sporo zależy także od warunków pogodowych.
- No właśnie. Warunki pogodowe, to na nich chyba opiera się ten sport?
- Tak. Głównie na sile noszeń. Kiedyś pokonałem dzięki nim trasę liczącą 140 kilometrów. Przeleciałem na paralotni z Beskidu Wyspowego aż pod granicę węgierską.
Nie było problemów z przekroczeniem granicy polsko-słowackiej?
- Oczywiście, że nie. Należymy przecież do unijnej wspólnoty (śmiech).
- Gdzie w najbliższych okolicach Pana rodzinnych Dobczyc znajdują się dogodne tereny na startowiska?
- Ja osobiście używam tego w Wiśniowej. Ale można całkiem dobrze polatać z Kamiennika czy Lubomira.
- Sprzęt z pewnością nie jest tani... Ile trzeba wydać, aby bezpiecznie wznieść się w powietrze paralotnią?
- Wszystko zależy od tego, jakim sprzętem chcemy dysponować, amatorskim czy tym z wyższej półki. Ja używam tego ostatniego. Paralotnia, GPS, kask, uprząż, wariometr, czyli przyrząd do określania prędkości wznoszenia się i opadania to koszt od siedmiu tysięcy złotych wzwyż, aż do kwoty 20 czy nawet 30 tysięcy złotych.
- Wygląda na to, że paralotniarstwo to sport, przynajmniej w jego wyczynowej odmianie, bardzo drogi. Sprzęt to jedno, a do tego dochodzą koszty wyjazdów i pobytów na zawodach.
- Zgadza się. Paralotniarstwo to drogi sport, ale zarazem najtańszy ze sportów lotniczych...
- Skąd zatem zdobywa Pan środki na jego uprawianie?
- Olbrzymią pomoc otrzymuję od rodziców, staram się także pozyskiwać sponsorów, co nie jest dzisiaj rzeczą łatwą.
- Tegoroczny sezon dobiegł końca. Jakie plany na przyszły rok?
- Chciałbym w przyszłym roku wziąć udział w mistrzostwach Europy, to dla mnie najważniejsza impreza w sezonie 2010. Oczywiście planuję także starty w rundach Pucharu Świata. Jeśli wystarczy środków, to może także w USA i w Japonii.
Rozmawiał: Maciej Hołuj

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski