Polityka to zajęcie wymagające ciągłych kompromisów. Z jednej strony trzeba przecież reprezentować linię partii, a z drugiej kierować się sympatiami i powinnościami, jakie dyktuje nam życie zawodowe czy prywatne. To sprawia, że dla polityka osoby, które w poniedziałek są wrogami, we wtorek stają się przyjaciółmi. Doskonale widać to na przykładzie Podhala.
W naszym regionie działacze Prawa i Sprawiedliwości nie widzą bowiem nic zdrożnego w przyjaźni z członkami Platformy Obywatelskiej i na odwrót. Przykłady? Jest ich tak dużo, że wielu wyborców zastanawia się, czy ich wybrańcy nie padli ofiarą choroby zwanej polityczną schizofrenią.
Liszka i Zajączkowski
Gdyby dziś Jarosław Kaczyński ściskał dłoń Donalda Tuska, a obaj panowie w większości spraw mówili jednym głosem, wielu z nas uznałoby, że to polityczny koniec świata.
W Nowym Targu końca świata nie widać, choć wiceburmistrz stolicy Podhala Eugeniusz Zajączkowski i przewodniczący miejscowej Rady Miasta Paweł Liszka są z "wrogich" obozów. Mimo że pierwszy jest liderem Platformy Obywatelskiej w mieście, a drugi jednym z czołowych działaczy PiS w Nowym Targu, panowie wcale nie patrzą na siebie wilkiem.
Skupia ich przy sobie burmistrz Marek Fryźlewicz (sam bezpartyjny), który - by cały obraz politycznego światka w Nowym Targu był jeszcze bardziej zagmatwany - jest też w doskonałych relacjach z senatorem PO Stanisławem Hodorowiczem.
- Absolutnie nie przeszkadza mi, że jeden mój współpracownik jest w innej partii niż drugi - mówi burmistrz Fryźlewicz. - Zawsze uważałem, że samorządowcy powinni oddzielić swoją pracę od wielkiej polityki z Warszawy. Tak się dzieje w Nowym Targu, gdzie ludzie z przeciwnych stron politycznej barykady potrafili porozumieć się ponad podziałami i wspólnie pracować dla dobra miasta.
Być może burmistrz ma rację. Prawdą jest też jednak, że panowie Liszka i Zajączkowski w lawirowaniu pomiędzy partią a lokalnymi sympatiami czasem stają się "schizofrenikami". Udowodnił to niedawno Paweł Liszka kiedy - jako działacz PiS - prowadził w stolicy Podhala spotkanie z Antonim Macierewiczem. Pod jego koniec wszyscy działacze partii Kaczyńskiego mówili o "głupocie i niekompetencji obecnych władz czy marnotrawieniu polskich szans przez nieudolne rządy PO".
Gdy padały te słowa Liszka miał przed oczyma Hodorowicza i Zajączkowskiego? - Nie miałem - odpowiada. I powtarza formułkę o oddzieleniu przynależności do partii od działalności w samorządzie.
- Nie czuję się źle, współpracując z wiceburmistrzem Zajączkowskim. Dla mnie to fachowiec, który w mieście robi wiele dobrego. Z tego co wiem, Prawo i Sprawiedliwość nie zakazało też oficjalnie współpracy z Platformą Obywatelską na szczeblu lokalnym - kończy.
Czy w tej sytuacji polityczny mezalians będzie dalej kwitł? To okaże się zapewne już jesienią. Wystarczy bowiem, by PiS nakazał - co jest bardzo prawdopodobne - Pawłowi Liszce wystartować w wyborach na burmistrza (takich aspiracji on zresztą nie kryje - przyp. red.) i z przyjaciela burmistrza stanie się jego... rywalem! Ciekawe, jak obaj zachowają się w tej sytuacji?
Fryźlewicz i Glonek
Mogłoby się wydawać, że burmistrz Marek Fryźlewicz ma świetne kontakty z nowotarską PO. Nic bardziej mylnego!
Nie od dziś wiadomo, że burmistrz nie lubi się z opozycyjnym radnym, byłym przewodniczącym rady Michałem Glonkiem.
Ten co prawda osobiście nie jest członkiem PO, ale... pracuje jako szef biura posła PO Andrzeja Guta Mostowego, który dobrze dogaduje się z Fryźlewiczem. Dla radnego Glonka stan ten może nie jest schizofreniczny, ale na pewno bardzo niekomfortowy! Chcielibyście być w sytuacji, gdy wasz wróg jest kumplem waszego szefa?
Przypadek Jana Lasyka
Dotychczas pisaliśmy o mało pokręconych historiach, jakie wymusza polityka? Posłuchajcie tego!
Na forach internetowych od tygodni trwa dyskusja nad losami Jana Lasyka, byłego starosty nowotarskiego, który do niedawna był audytorem w zakopiańskim magistracie. Do niedawna, bo pan Jan okazał się też dobrym managerem i kilka miesięcy temu został z nadania nowego właściciela (spółki Polskie Koleje Górskie - przy. red.) wiceprezesem spółki Polskie Koleje Linowe.
Problem w tym, że wiceprezes Lasyk jest członkiem Prawa i Sprawiedliwości i szefem struktur tej partii w Nowym Targu.
Ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego było natomiast od zawsze przeciwne sprzedaży PKL, którą to firmę nazywali dobrem narodowym. Nic więc dziwnego, że obecność człowieka z PiS w firmie, która to dobro kupiła (do sposobu, w jakim się to stało, Prawo i Sprawiedliwość też ma sporo pytań - przyp. red.), wiele osób dziwi.
- Nie moją rolą jest oceniać pana Lasyka - mówi Jerzy Zacharko, jeden z liderów PiS w Zakopanem. - Faktem jest jednak, że partia, w której obaj jesteśmy, od początku mówiła, że sprzedaż PKL jest złem. Ba! To, co się dzieje przy kolejkach, pokazuje, że mieliśmy rację! Dlatego ja osobiście nie wchodziłbym w taką sytuację. Jeśli uważam, że coś jest złe to się temu przeciwstawiam i w żadnym wypadku tego nie realizuję. Inaczej rzeczywiście mamy do czynienia ze schizofrenią.
Zacharko dodaje też, że każdy powinien żyć i pracować tak, by nie brać sobie na barki trudnych dla sumienia sytuacji.
Wiceprezes Lasyk nie przejmuje się jednak takimi zarzutami. - Jako członek PiS zawsze byłem przeciwny sprzedaży tej firmy. Tak samo jak do prywatyzacji sceptycznie podchodziła partia - mówi.
- Skoro jednak to już się stało, to nie można załamywać rąk. Pracuję w Polskich Kolejach Linowych, by je rozwijać z korzyścią dla Polski. Uważam też, że powinno się oddzielać życie zawodowe od przynależności partyjnej czy światopoglądu. Ja np. pracuję też jako audytor. Robię kontrolę w firmach zarządzanych zarówno przez zwolenników PiS, jak i PO. Nie oznacza to jednak, że w tych pierwszych nie widzę błędów.
Jakie kompromisy?
Na koniec warto przypomnieć to, co w czasie dobiegającej kadencji działo się w radzie powiatu nowotarskiego.
Tam bowiem zaraz po wyborach w 2010 r. też zawiązała się koalicja PO-PiS. Stworzyli ją starosta Krzysztof Faber (wtedy PiS, dziś już Solidarna Polska) oraz jego zastępca Maciej Jachymiak (w 2010 r. PO). Obaj panowie również mówili, że odcinają się od wielkiej polityki i współpracują ponad podziałami dla dobra regionu.
Jak pokazała historia, dla drugiego z wymienionych nie każdy kompromis był jednak do przyjęcia. Gdy bowiem wspomniany już dziś wielokrotnie burmistrz Zajączkowski wstąpił do nowotarskiego PO, Jachymiak wraz ze swymi współpracownikami wystąpił z partii Donalda Tuska. Zrobił to, bo nie chciał współpracować w jednej partii z Zajączkowskim, a więc kolegą swego wieloletniego wroga Fryźlewicza.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?