Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Patologiczni kłamcy, wariografy i badania naukowe

Jakub Szczepański
Kłamstwa właściwie nie da się uniknąć. Sztuką jest umieć odróżnić kłamstwo dobre od złego. Coraz więcej osób zarabia na przyłapywaniu innych na łgarstwie
Kłamstwa właściwie nie da się uniknąć. Sztuką jest umieć odróżnić kłamstwo dobre od złego. Coraz więcej osób zarabia na przyłapywaniu innych na łgarstwie FOT. 123RF
Kłamstwo. Zrozumcie, że język może ukryć prawdę, ale oczy nigdy – twierdził Michaił Bułhakow. W dobie internetu, podsłuchów i wariografów można sądzić, że niewiele da się ukryć. Sprawdziliśmy, ile jest prawdy w naszej wiedzy o kłamstwie.

Z kłamstwem jest trochę jak z prawdą, trudno je określić jasno. Wszystko zależy od definicji, jaką przyjmiemy w swoich rozważaniach. Przykładowo: jak potraktować np. przemilczenie pewnych faktów?

Nawet najmłodsze dzieci doskonale wiedzą, że kłamstwo ma krótkie nogi. Ale oszustwa po prostu się zdarzają. I do tego pasjonują nas od wieków.

Już starożytni opowiadali sobie o fortelach, których dopuszczali się chociażby greccy herosi. Sztandarowy przykład to koń trojański wymyślony przez przebiegłego Odysa. Casanova, Bernard Madoff, Lance Armstrong – historia zna tak wielu kłamców, jak świat długi i szeroki. Częściej lub rzadziej kłamie właściwie każdy. Niektórzy oszukują nawet nałogowo. Ale podobno właśnie w ten sposób zostaliśmy stworzeni i tak właśnie działa natura ludzka, wyposażona w kłamstwo jako broń ułatwiającą przetrwanie.

– Człowiek zdrowy psychicznie kłamie od 24 do 40 razy dziennie – twierdzi Piotr Tymochowicz, specjalista w dziedzinie wizerunku i marketingu politycznego, który wypromował takich polityków, jak Andrzej Lepper czy Janusz Palikot.

Z kolei dziennikarze jednego z popularnych tygodników wylansowali tezę, że przeciętny Polak potrafi zełgać nawet 200 razy dziennie. Sporo. Zwłaszcza w świetle badań Katarzyny Cantarero, psychologa z Instytutu Psychologii PAN.

Rezultaty jej badań są dla nas nieco łagodniejsze – wykazały, że kłamiemy średnio pięć razy w tygodniu. Wszystko zależy od częstotliwości interakcji i odpowiedniej definicji kłamstwa. Zdaje się, że o prawdziwości wszystkich teorii na temat kłamstwa moglibyśmy się dowiedzieć tylko przy pomocy wariografu.

Czym jest kłamstwo

Zgodnie z definicją ze słownika PWN kłamstwo to twierdzenie niezgodne z rzeczywistością, mające wprowadzić kogoś w błąd. Ale sprawa wcale nie jest tak prosta, jak mogłoby się wydawać. Ile głów, tyle opinii.

Świadczy o tym chociażby eksperyment przeprowadzony przez Katarzynę Canta­rero i jej współpracowników. Definicja przyjęta do celów badawczych? „Kłamstwo to intencjonalne wprowadzenie kogoś w błąd bez uprzedzenia go o zamiarze takiego zachowania”. Warto zauważyć, że nie ma tu mowy o negatywnych skutkach stwierdzenia nieprawdy jako warunku istnienia kłamstwa.

– Definicji jest oczywiście bardzo dużo i badacze nie zawsze te same zjawiska uznają za kłamanie. Przykładowo, przemilczenie nie jest przez wszystkich uznawane za kłamstwo – objaśnia badaczka PAN. – Kłamstwo nie jest celem samym w sobie, jest pewnym środkiem do osiągnięcia określonych celów, których nie udaje się osiągnąć, odwołując się do prawdy. Rzeczywistość nie jest idealna i nie zawsze udaje się dostać to, co chcemy, opierając się na prawdzie – dopowiada Cantarero.

No właśnie. Niektórzy uważają, że kłamstwo to tylko środek do celu. Bo czy można powiedzieć, że coś jest absolutnie prawdziwe albo fałszywe?

– Prawda istnieje jako kategoria bez desygnatu, czyli bez przedmiotu, który możnaby mu przyporządkować. Musimy szukać jej w zdarzeniach odwzorowujących prawdę. Wtedy rozstrzygamy o czymś więcej. Jeżeli nie mamy desygnatów, to jest to pojęcie absolutnie względne. Okazuje się, że człowiek zdrowy psychicznie kłamie od 24 do 40 razy dziennie. To najczęściej drobne kłamstewka. Mają za zadanie podbudować nasz PR, chwilowo coś przejaskrawić. Paradoksalnie może to oznaczać, że osoby chore psychiczne nie będą kłamać – twierdzi Piotr Tymochowicz. – Ludzie, którzy nie potrafią kłamać i cały czas mówią prawdę, są po prostu nienormalni, chorzy psychicznie. Operują kompulsywną prawdomównością. Bo wtedy nasza nieświadomość mówi zawsze prawdę. Nieświadomie masz ochotę kogoś zbluzgać i bluzgasz – dodaje.

O ile w brutalnym świecie marketingu i tworzenia wizerunku rola kłamstwa jest naturalna, o tyle w przekazie moralnym łgarstwo to po prostu oszustwo. Zabarwienie jest oczywiste.

– Jeżeli nie ma obiektywnej prawdy, to znaczy, że nie ma nauki. Rozumiem istnienie faktów, przed nimi nie da się uciec. Kwestia zaufania, to kwestia budowania relacji – mówi ks. Jacek Stryczek, duchowny, który zasłynął ze spowiedzi w jednym z dużych krakowskich centrów handlowych.

– Chyba dlatego klienci pana Tymochowicza źle kończą. Na początku świetnie ich promował, a potem okazywało się, że wykreowany wizerunek był po prostu nieprawdziwy. Rezultat? Utrata zaufania społecznego dla klientów tego specjalisty – punktuje znany dusz­pasterz.

Patologiczni kłamcy

Katarzyna Cantarero i jej zespół poprosili Polaków, żeby zapisywali kłamstwa w dzienniczkach. Próbie poddało się dokładnie 80 osób, które przez tydzień notowały interakcje z innymi. Ale tylko te trwające dłużej niż 10 minut. Efekty? Okazuje się, że w kłamaniu wcale nie odbiegamy chociażby od Amerykanów. Zarówno panowie, jak i panie oszukują z tą samą częstotliwością. Różny jest jedynie rodzaj wypowiadanych kłamstw. W sumie naukowcy wyliczyli 400 oszustw. Jakiego rodzaju?

– Możemy powiedzieć, że z przeprowadzonego przeze mnie i współpracowników badania wynika, że najczęściej odnotowuje się kłamstwa egoistyczne, ochronne. Takie, które mają zabezpieczyć kłamcę przed jakąś stratą – tłumaczy psycholożka PAN. – Mogą dotyczyć różnych rzeczy. Przykładowo: ktoś może się obawiać, że kiedy powie prawdę, to straci pracę – wyjaśnia.

Badania są jednoznaczne – rzeczywistość bywa o wiele bardziej brutalna, niż komukolwiek mogłoby się wydawać. Zwłaszcza jeśli chodzi o ludzi, którzy są uzależnieni od kłamstwa. I wcale nie chodzi tu o drobne oszustwa służące poprawie własnego wizerunku.

Tomek (informacje o bohaterach historii zostały zmienione – przyp. red.). Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Obecnie pracownik jednej z warszawskich firm zajmujących się PR-em. Dzisiaj z uśmiechem wspomina historię swojej byłej współlokatorki. Ale jeszcze kilka lat temu wcale nie było mu do śmiechu. Aneta mieszkała z nim i jego znajomymi w kilkupokojowym mieszkaniu na Mokotowie. Absolwentka jednego z prestiżowych kierunków, przed nią dobrze rokująca kariera. W week­endy zakupy w Wielkiej Brytanii czy Francji. Często spotykała znanych ludzi, lubiła brylować w towarzystwie. Teoretycznie. Bo po roku okazało się, że dziewczyna cały czas kłamała.
– To ona zajmowała się u nas regulowaniem rachunków za mieszkanie. Miała wpłacać pieniądze właścicielowi i do spółdzielni. Wydawało się, że wszystko z nią w porządku. Jej oszustwa wyszły na jaw zupełnie przypadkiem – wspomina mój rozmówca. – Obiecała mnie i mojej koleżance, że załatwi nam pracę w swojej firmie, kiedy potrzebowaliśmy pieniędzy. Sprawa przeciągała się tygodniami i nagle nabraliśmy podejrzeń – dodaje. Współlokatorzy zaczęli powątpiewać w to, że ich koleżanka jest tym, za kogo się podaje.

W końcu pod nieobecność oszustki, studenci weszli do jej pokoju. W środku znaleźli poświadczenia, że wystawia towar w magazynach albo dorabia jako kasjerka. I podejrzane rachunki. Kilka godzin później walne zebranie współlokatorów w kuchni. Przesłuchanie. Padają pytania o pracę, płatności. Dziewczyna nie do końca wie, co ma w ogóle powiedzieć. Znika za drzwiami swojego pokoju.

– Nie było jej naprawdę długo. W końcu przyniosła rachunki, żeby uwiarygodnić swoje wpłaty – opowiada Tomek. – Okazało się jednak, że zostały spreparowane. Na szczęście nie zalegaliśmy zbyt wiele właścicielowi. Ostatecznie Aneta zapłaciła, po czym po prostu zniknęła – dopowiada.

To niejedyny przypadek patologicznego kłamcy. Zdarza się, że ofiarą notorycznego oszusta pada nawet druga połówka. Jedną z osób, która zawiodła się na własnym partnerze, jest Anna (dane zostały zmienione – przyp. red.), absolwentka stosunków międzynarodowych.

– Pierwszy raz odkryłam, że coś jest nie tak, kiedy się do niego wprowadziłam. Piliśmy wino, a ja zostawiłam telefon na stole. Wróciłam i zaczęłam szukać aparatu. Wtedy on powiedział, że nie wie, co się z nim stało. Ten związek to już przeszłość, ale do tej pory nie odzyskałam „zguby” – wspomina dziewczyna. – W każdym razie historia z telefonem to jeszcze nic. Mój „były” rzekomo studiował, uczęszczał na zajęcia, chodził na egzaminy. Później jego starościna przypadkiem dowiedziała się, że od dawna jest wydalony z uczelni – dodaje.

Okazuje się, że notoryczni kłamcy... wcale nie są oszustami. Przynajmniej w świetle osiągnięć naukowych. – Jeden z największych badaczy zjawiska kłamstwa, Paul Ekman, podaje, że trudno uznać patologicznego kłamcę właśnie za kłamcę. Wynika to z tego, że zgodnie z definicją, aby skłamać, trzeba podjąć świadomą decyzję – wyjaśnia Katarzyna Cantarero.

– Konieczne jest dokonanie wyboru pomiędzy prawdą a wprowadzaniem w błąd. Ponieważ w przypadku patologicznych kłamców trudno mówić o kontroli nad zachowaniem, warunek ten nie zostaje spełniony. Są to jednak skrajne przypadki – zastrzega.

Czy można oszukać wariograf

Dzisiaj kłamstwo to już biznes. Wszystko dlatego, że wraz z postępem technicznym i łatwą dostępnością aparatury umożliwiającej inwigilację oraz badanie prawdomówności, Polacy coraz częściej chcą się dowiedzieć, czy żona lub mąż ich zdradza albo kim jest przyszły wybranek ich najdroższej pociechy. Na obsesję kontroli wszystkiego naokoło cierpią też pracodawcy.

Dlatego nikogo nie powinien dziwić fakt, że firmy zajmujące się na przykład profesjonalnymi badaniami wa-riograficznymi wyrastają jak grzyby po deszczu. Odpowiednie placówki można bez problemu znaleźć w każdym większym mieście. Tyle że na badanie u profesjonalistów trzeba czekać „aż” tydzień. W Instytucie Badań Wariogra-ficznych rekomendowanym przez MSW przebadanie jednej osoby to koszt 1,5 tys. zł. Nie masz takiej gotówki? Spokojnie, ceny na rynku zaczynają się już od 600 zł.

Ale jak to zwykle bywa, nie zawsze to, co tańsze jest lepsze. W branży działa wielu ludzi nieodpowiednio wykwalifikowanych. Przynajmniej jeśli chodzi o oficjalne uprawnienia. Chociażby dlatego, że większość tych ludzi pojawiła się w sektorze prywatnym prosto ze służb specjalnych i nikt ich umiejętności nie weryfikował. Zresztą, brakuje przepisów, by poddać ich takiemu nadzorowi.

O czym należy pamiętać, szukając specjalistów w dziedzinie kłamstwa? – Do obsługi poligrafu wymagana jest specjalistyczna wiedza. Przede wszystkim z zakresu obsługi urządzenia, metodyki badawczej oraz wiedza interdyscyplinarna z zakresu psychologii, fizjologii i prawa – objaśnia Agnieszka Leszczyńska, certyfikowany poligrafer, biegła sądowa i wiceprezes Polskiego Towarzystwa Badań Poligraficznych. – Przy ocenianiu badań na poligrafie ważna jest też kontrola jakości pracy. Dlatego zaleca się tworzenie co najmniej dwuosobowych zespołów ekspertów – dodaje.

Ze względu na to, że sektor prywatny badań wariograficznych nie jest objęty regulacjami ustawowymi, należy wiedzieć, że najbardziej cenione na świecie są certyfikaty wydawane przez American Polygraph Association – organizację zrzeszającą ponad 3 tys. ekspertów z całego świata.

W Polsce kilkanaście osób może się pochwalić takimi certyfikatami. Tylko trzy uzyskały certyfikat specjalistycznego szkolenia zaawansowanego. A to mówi samo za siebie. Listę ekspertów rekomendowanych do różnego rodzaju badań prowadzi Polskie Towarzystwo Badań Poligraficznych. Już niedługo będzie można ją znaleźć na stronie internetowej organizacji: www.ptbp.org.pl.

Kiedy już znaleźliśmy odpowiedniego eksperta, należałoby odpowiedzieć na pytanie, jak dokładnie działa poligraf. Urządzenie rejestruje od kilku do kilkunastu danych fizjologicznych. Co dokładnie? Chociażby zmiany ciśnienia krwi, tętna, zmiany w cyklach oddechowych, a nawet modyfikacje przewodnictwa elektrycznego skóry. Wszystkie te zmienne wynikają z funkcjonowania układu nerwowego, którego w żaden sposób nie jesteśmy w stanie kontrolować własną wolą. Kiedy kłamiemy, odczuwamy sprzeczności między tym, co mówimy, a tym, jak jest w rzeczywistości. I już to wystarczy, żeby reakcja badanego odbiła się na jego fizjologii.

Jak wyglądają metody używane przez poligraferów? Specjaliści zadają na przykład pytania porównawcze, by zbadać reakcję organizmu na ewidentną prawdę i ewidentne kłamstwo. Stosuje się także „testy wiedzy o czynie” dotyczące odsłaniania ukrytych informacji. Szacuje się, że średnia dokładność wszystkich standaryzowanych badań poligraficznych wynosi niespełna 90 proc. przy średniej ilości wyników nierozstrzygniętych na poziomie niewiele ponad 10 proc.

Warto pamiętać, że wariograf znajduje zastosowanie nie tylko w sferze prywatnych kłamstewek Polaków. Badaniu na urządzeniu podlegają na przykład przyszli funkcjonariusze BOR czy ludzie ubiegający się o status świadka koronnego. Wariograf jest także używany dla wsparcia nadzoru i terapii przestępstw przeciwko wolności seksualnej. Chodzi o kryminalistów, którzy wyszli na wolność. Do tej kategorii zalicza się choćby Mariusz Trynkiewicz.

Czy wariograf można oszukać? Teoretycznie tak, praktycznie to prawie niemożliwe. Wszystko dlatego, że poligraf zapisuje nasze reakcje fizjologiczne, które są niezależne od woli badanego.

– Odpowiednio wy­szkolony ekspert ma wszelką wiedzę, by wykryć ewentualne próby zakłócania. Potrafi też wskazać statystyczne prawdopodobieństwo błędu w testach. A to nierzadko bywa mniejsze niż 1 do 1000 – przekonuje Leszczyńska. – Dlatego tak ważne jest, by zwracać uwagę na kwalifikacje osób wykonujących badania poligraficzne. Wszelkie historie o ludziach, którzy rzekomo oszukali poligraf, należą do zbioru legend, fikcji filmowej i literackiej – dorzuca specjalistka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski