MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pełnometrażowy film można nakręcić nawet za 300 złotych

Redakcja
Fot. Grzegorz Ziemiański
Fot. Grzegorz Ziemiański
Pańska najnowsza książka, złożona z wywiadów z twórcami polskiego kina niezależnego, powstającego poza wielkimi wytwórniami i telewizjami, liczy ponad 400 stron. To - pośredni - dowód na to, że kino niezależne stało się potężnym zjawiskiem kulturowym.

Fot. Grzegorz Ziemiański

ROZMOWA. Z dr. Piotrem Mareckim, kulturoznawcą, o polskim kinie niezależnym

- Co roku powstaje w tym nurcie kilkadziesiąt filmów pełnometrażowych, organizowane są festiwale, na oficjalny Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni trafia co roku kilkanaście z nich. Jeden z moich rozmówców stwierdza wprost, że mamy do czynienia z tzw. Fight Clubem, swoistym podziemnym kręgiem, który wytworzył własne struktury oraz instytucje i ma swoją, liczną, publiczność. Motorem napędowym jest entuzjazm, bywa często tak, że grupa ludzi zbiera się po to, by coś razem zrobić, a potem znika.
Można chyba to zjawisko porównać do czasów PRL, kiedy obok oficjalnych produkcji filmowych rozwijał się ruch amatorski, opisany choćby w słynnym "Amatorze" Kieślowskiego?
- Kino niezależne jest spadkobiercą tego ruchu. Ludzie mają entuzjazm, pomysły, wolny czas i chociaż nie dysponują pieniędzmi, postanawiają coś samodzielnie stworzyć. Amerykańskie niezależne produkcje powstają poza Hollywood, ale za duże pieniądze, trafiają do kin i na festiwale, polskie kino niezależne zaś bliskie jest raczej temu, co na Zachodzie określa się mianem underground.
Czy to kino jest poważnym zjawiskiem kulturowym i kulturotwórczym, czy raczej formą zabawy, tak dla autorów, jak widzów?
- Zabawą jest na pewno, ale nie tylko. Kino głównego nurtu zostało sformatowane pod rynek, rządzą nim reguły biznesowe. Kino niezależne ma większą swobodę, może pozwolić sobie na ryzyko, artystyczne eksperymenty, chociażby takie jak kręcenie za pomocą telefonów komórkowych (są już nawet festiwale takich produkcji, a Cezary Ciszewski powołał w całej Polsce kluby zrzeszające entuzjastów tej formy). Nikt z twórców tego kina nie przeszedł przez szkoły filmowe, ich spojrzenie nie jest więc ustawione pod mistrzów, co pozwala im myśleć niestandardowo.
Wiele z filmów niezależnych trąci jednak amatorszczyzną. Niesłyszalne i potwornie sztuczne dialogi, drętwe aktorstwo...
- To prawda, ale amatorstwo może też być zaletą. Z etiud kręconych przez studentów czy absolwentów filmówki często wieje nudą i sztampą, w filmach niezależnych widać jednak entuzjazm, radość tworzenia, szukanie własnego języka, chęć powiedzenia czegoś ważnego o sobie czy świecie. Z tego ruchu wywodzi się już wielu znakomitych reżyserów, wymienię choćby Grzegorza Lipca czy Piotra Krzywca.
Czy to kino ogląda ktokolwiek poza kolegami autorów? Nawet te tytuły, które czasem trafiają do profesjonalnych sal, mają często zaledwie po jednym pokazie.
- Główne medium to internet, takie portale jak kinooffteka.pl. Wiele nagrano na DVD, dzieła niektórych reżyserów, jak bracia Matwiejczykowie, regularnie trafiają do kin.
Ale o tym kinie krytycy piszą dość rzadko.
- Krytycy z reguły porównują te filmy do dzieł w pełni profesjonalnych, produkowanych za duże pieniądze. Takiej konkurencji kino niezależne nie wytrzymuje. Wiele z tych filmów, jak już mówiliśmy, trąci amatorszczyzną, często bywa tak, że znakomity jest jakiś element, scena, obraz, pomysł, ale jako całość film nie spełnia standardów.
Czy twórcy niezależni są szansą dla polskiej kinematografii?
- Jeżeli uda się im wejść do głównego nurtu, jeżeli będą mieli pieniądze na filmy, mogą odnowić polskie kino. Ich niestandardowe, ukształtowane w nurcie niezależnym myślenie może być naprawdę ożywcze.
Dlaczego dystrybutorzy boją się kina niezależnego? Niedawno w Krakowie na jednym jedynym seansie był pokazywany film "Dla ciebie i ognia" Mateusza Jemioła i Tomasza Zasady. To rzecz zrobiona porządnie, profesjonalnie, mogłaby bez problemu znaleźć widzów...
- Dystrybutorzy myślą standardowo. Do kin może wejść film zrobiony co najmniej za 3 miliony złotych, a produkcje niezależne mają niekiedy budżet w wysokości 18 zł (jak "Hobby" Dariusza Nojmana). 300 zł za pełny metraż to niemal reguła.
Czy rozmawiając z bohaterami książki dostrzegł Pan w nich chęć wejścia do głównego nurtu, po prostu do kin?
- Większość z nich, zaczynając, nie myślała w ogóle w kategoriach sławy, przebicia się itd. Teraz widzę jednak, że próbują, zakładają firmy, szukają pieniędzy. Zapewne o wielu usłyszy szersza publiczność.
Rozmawiał Włodzimierz Jurasz

Piotr Marecki

adiunkt w Katedrze Kultury Współczesnej Instytutu Kultury UJ, redaktor "Krytyki Politycznej", współtwórca i w latach 1999-2008 redaktor magazynu "Ha!art". Dyrektor Krakowskiej Szkoły Filmu i Komunikacji Audiowizualnej. Jego najnowsza książka "Kino niezależne w Polsce 1989-2009. Historia mówiona", ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski