Czołowe miejsce w Polsce zawdzięczamy stosunkowo wysokim zarobkom w Krakowie i okolicy. Ale do 4 tys. zł zbliżają się i inne małopolskie powiaty: wielicki, olkuski, oświęcimski, chrzanowski i miasto Tarnów. Najniższe średnie płace (nieco ponad 3 tys. zł) odnotowano w powiatach: tarnowskim (ziemskim), gorlickim i myślenickim.
PRZECZYTAJ KOMENTARZ JANUSZA ŚLĘZAKA: Rozterki inteligenta siedzącego na kasie
Daleko nam wciąż do najbogatszych powiatów kraju, zwłaszcza Lubina, gdzie przeciętna pensja wynosi grubo ponad 7 tys. zł, Jastrzębia-Zdroju (6,5 tys.), Bełchatowa i Warszawy (6 tys.). Krakowska średnia w sektorze przedsiębiorstw to ok. 4,6 tys. zł. Płace jednak rosną u nas szybko. Wedle GUS na koniec sierpnia były aż o 5,9 proc. wyższe niż rok wcześniej. To rekordowy wzrost w warunkach utrzymującej się od dwóch lat deflacji, czyli spadku cen. I niemal pewne są dalsze podwyżki, przede wszystkim dla ludzi najgorzej dotąd wynagradzanych.
Sprzyja temu kilka okoliczności. Po pierwsze, rynek pracy spotkał się z niżem demograficznym i coraz trudniej znaleźć pracowników. Po drugie, poprzedni rząd (PO-PSL) objął obowiązkowymi składkami ZUS wszystkie umowy-zlecenia, więc pracodawcom bardziej opłaca się zatrudniać ludzi na umowach o pracę. Zamiast tysiąca złotych na śmieciówce pracownik otrzymuje teraz minimum 1850 zł na etacie. A od nowego roku dostanie co najmniej 2 tys., bo taką podwyżkę płacy minimalnej przeforsował obecny rząd.
Równocześnie w życie wejdzie stawka minimalna (12 zł za godzinę) na zleceniach, co w takich branżach, jak ochrona mienia, sprzątanie i handel oznaczać będzie nawet podwojenie najniższych płac.
Poprzedni rząd wprowadził także tzw. kosiniakowe, czyli tysiączłotowy zasiłek dla matek wypłacany przez rok oraz zapisy w przetargach publicznych, preferujące firmy dające etaty. Wywołuje to presję na podnoszenie najniższych płac. Wzmacnia ją jeszcze sztandarowy program PiS, czyli Rodzina 500 plus. Wprawdzie - jak wynika z badań Millward Brown na zlecenie Work Service - tylko 1,5 proc. pracowników rozważa rezygnację z pracy ze względu na wypłaty 500 plus, ale z drugiej strony odejścia pracowników obawia się aż jedna trzecia pracodawców. I dają podwyżki, głównie kobietom.
Obecnie średnia płaca w Biedronce i Lidlu zrównała się z pensją adiunkta z doktoratem na prywatnej krakowskiej uczelni, pracownika Muzeum Narodowego, pielęgniarki z 25-letnim stażem czy też nauczyciela w dobrym liceum.
Średnia płaca w stolicy Małopolski dobiła do 4,6 tys. zł brutto, co stanowi 107 proc. średniej krajowej. Najgorzej jest w powiecie tarnowskim - marne 73,5 proc. krajowej średniej.
Statystyki GUS obejmują wprawdzie jedynie firmy zatrudniające powyżej 9 pracowników, a więc zdecydowaną mniejszość (dominują u nas firmy mikro i małe), w dodatku średnia jest pojęciem nieco mylącym - płace na tym poziomie lub wyższe otrzymuje tylko jedna trzecia Małopolan, reszta zarabia mniej. Mimo to dane pozwalają zorientować się w tendencjach rynkowych. A te są bardzo korzystne dla pracowników i to w całym regionie.
Na czele małopolskiego rankingu zarobków bryluje od lat Kraków. Podobnie jest na Mazowszu, gdzie przoduje Warszawa. Ale już np. na Śląsku najwięcej zarabia się w Jastrzębiu--Zdroju, a w Łódzkiem w powiecie bełchatowskim. Oczywiście za sprawą kopalń węgla. Na Dolnym Śląsku niemal dwa razy zamożniejszy od Wrocławia jest Lubin (KGHM).
Najniższe średnie zarobki (niespełna 2,6 tys. zł) są w powiecie kępińskim w Wielkopolsce. Na tym tle nasz powiat tarnowski (niespełna 3,2 tys. zł) wypada nieźle, zajmując 21. miejsce od końca w ogólnopolskim rankingu. Dla odmiany Kraków ma w tym rankingu 21. miejsce od góry. Jesteśmy więc regionem stosunkowo małych kontrastów. Łagodzonych w dodatku przez potężną szarą strefę. Szacuje się, że w powiatach, w których według GUS płaci się najgorzej, stanowi ona nawet jedną trzecią gospodarki! Ile się tam naprawdę zarabia - łącznie z tym, co „pod stołem” - wiedzą tylko szefowie i ich pracownicy. Punktem odniesienia są jednak zawsze średnie wynagrodzenia, a głównym wyznacznikiem to, co dzieje się na lokalnym rynku pracy. I tu również wieści są dla pracowników dobre: z danych GUS wynika, że rośnie zatrudnienie, a do niespotykanych w ostatnim 26-leciu poziomów spada bezrobocie. To zawsze prędzej czy później wywołuje presję na podwyżki płac. Warunkiem jest utrzymanie tempa rozwoju gospodarczego.
Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?