Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Peter Tabaczek: Rekord pobije później

Rozmawiał Jerzy Zaborski
Peter Tabaczek odbiera od kolegów gratulacje po zdobyciu gola
Peter Tabaczek odbiera od kolegów gratulacje po zdobyciu gola fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa z PETEREM TABACZKIEM, napastnikiem hokejowej drużyny Unii Oświęcim.

- Dla Pana, Słowaka z polskim paszportem, miał to być historyczny sezon. Była szansa zrównania się golami z Czechem Karelem Hornym, który ze 106 trafieniami jest królem strzelców wszech czasów wśród obcokrajowców Unii. Wystarczyło ustrzelić „oczko”, czyli 21 goli. Niestety, wiadomo już, że w play-off nie będzie mógł Pan jednak wystąpić.

- Powiem trochę przewrotnie: to był dla mnie i tak historyczny sezon. Takiego jeszcze nie miałem, żeby przez cały czas męczyły mnie kontuzje, a przytrafiły mi się aż trzy. Ta ostatnia była przysłowiowym gwoździem do trumny. Wykluczyła mnie z rozgrywek do końca. Nie wiem, jak to wytrzymam, żeby w najważniejszej ich części oglądać mecze z boku. A przed rozpoczęciem sezonu przekonywałem, żeby nie mówić głośno o rekordach, bo los może okazać się przewrotny.

- I tak się stało.

- Ten sezon jest dla mnie o tyle bolesny, że przecież w trakcie poprzednich lat spędzonych w Unii urazy omijały mnie szerokim łukiem. Może w pierwszym roku miałem trochę kłopotów zdrowotnych, ale nie aż tyle, co obecnie. Już raz w życiu kontuzja pokrzyżowała mi życiowe plany. To było przed mistrzostwami świata elity dwudziestolatków. Urazy miałem na różnych życiowych etapach i nie można ich porównywać. Gdybym przed laty pojechał na młodzieżowe mistrzostwa, być może kariera potoczyłaby się inaczej. Wspólnym mianownikiem kontuzji jest to, że trafiły się przed najważniejszą częścią sezonu. Podobno nieszczęścia chodzą parami, ale w moim przypadku okazało się, że jednak trójkami.

- Po zdobyciu w tym sezonie pięciu bramek zostało Panu do strzelenia 17, żeby w przyszłym przeskoczyć wspomnianego Horny’ego.

- Jeśli tylko będę zdrowy, jest to w zasięgu moich możliwości, ale - jak już mówiłem wcześniej - nie chcę rozwijać tego wątku. Może jak będzie blisko rekordu, to zmienię zdanie.

- Jak doszło do urazu?

- Pechowa była wyprawa do Tychów, gdzie już w pierwszej akcji tak nieszczęśliwie spiąłem się z Josefem Vitkiem, że wpadłem na własną bramkę. Poczułem silny ból w klatce piersiowej, ale zacisnąłem zęby, żeby dograć mecz do końca. Patrząc na to z perspektywy czasu, być może to był właśnie błąd, bo potem okazało się, że złamane żebro wbiło się do płuca. W efekcie powstała odma, więc na ponad dwa tygodnie trafiłem do szpitala. Oczywiście, nie obeszło się bez zabiegu. Miałem jednak wsparcie nie tylko prezesa Ryszarda Skórki, ale także kolegów z zespołu. Chciałbym im za to publicznie podziękować.

- Może Pan przypomnieć pechowe zdarzenia z bieżącego sezonu?

- Rozpoczęły się 18 września od złamania w dłoni jednej z kości. Straciłem sześć tygodni, co przy bardzo szybkim tempie rozgrywek było jak cała epoka. A pod koniec listopada po wejściu jastrzębianina Kamila Świerskiego nabawiłem się wstrząsu mózgu. Wtedy skończyło się kolejnymi dwoma tygodniami przerwy.

- Po wyleczeniu drugiej kontuzji był Pan w dobrej formie.

- Trener ustawił mnie w drugim ataku, z Czechem Radimem Haasem i Maćkiem Szewczykiem. Nasz tercet doskonale się rozumiał. Zdobyłem ważną bramkę w meczu u siebie z Podhalem, wygranym przez nasz zespół 3:1. Czułem, że moja forma idzie do góry i dobrymi występami w play-off zrekompensuję sobie pecha z fazy zasadniczej. Niestety, tak mi się tylko wydawało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski