Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pewnego razu... w Zakopanem. "Niebezpieczni dżentelmeni" bawią w inteligentny sposób, a to rzadkość w polskim kinie

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
"Niebezpieczni dżentelmeni" to popis gry aktorskiej (od lewej) Wojciecha Mecwaldowskiego, Tomasza Kota, Andrzeja Seweryna i Marcina Dorocińskiego
"Niebezpieczni dżentelmeni" to popis gry aktorskiej (od lewej) Wojciecha Mecwaldowskiego, Tomasza Kota, Andrzeja Seweryna i Marcina Dorocińskiego Kino Świat
Witkacy, Boy-Żeleński, Conrad i Malinowski wplątani w kryminalną intrygę? To się mogło nie udać. Debiutujący w fabule reżyser Maciej Kawalski kocha kino – i jego fascynacja Młodą Polską znalazła swój wyraz w efektownej komedii, za której sukces odpowiadają w dużej mierze znakomici aktorzy.

Pierwsze szkolenie WOT w 2023 roku

od 16 lat

Tuż przed maturą Maciej Kawalski postanowił zdawać na medycynę. Udało się, ale studia rozczarowały młodego chłopaka. Być może dlatego, że jego prawdziwą pasją było kino. Dlatego ostatecznie zrezygnował z kształcenia się na lekarza i zaczął kręcić filmy – krótkie metraże i dokumenty. Podobnie było w życiu Tadeusza Żeleńskiego. Pracował jako pediatra, ale ciągnęło go do poezji, zaczął więc publikować jako Boy. W końcu rzucił praktykę i poświęcił się pisaniu i tłumaczeniom.

Kawalski odnalazł w Boyu bratnią duszę. To natchnęło go do zapoznania się z epoką, w której żył poeta. W efekcie poznał relacje łączące go z Witkacym, Josephem Conradem i Bronisławem Malinowskim. „Co by było gdyby te postaci spotkały się w Zakopanem?” – pomyślał. Ten fikcyjny pomysł stał się zaczynem scenariusza, który zaczął kiełkować w głowie reżysera w połowie minionej dekady. Ostatecznie Kawulskiemu udało się doprowadzić do jego realizacji, kiedy wybuchła pandemia. Lockdown przydał się jednak ekipie, bo dzięki niemu mogła ona kręcić na wyludnionych Krupówkach.

Fabuła „Niebezpiecznych dżentelmenów” zaczyna się, kiedy Boy-Żeleński, Witkacy, Conrad i Malinowski budzą się w domu tego drugiego po ostrej imprezie, na której wszyscy próbowali peyotlu. Nic nie pamiętają i ku swemu zdziwieniu na podłodze odnajdują trupa nieznanego mężczyzny. Kiedy do drzwi puka austriacki żandarm, czterej artyści uciekają przez okno i wyruszają w miasto, by dowiedzieć się co stało się minionej nocy i kim są tajemnicze zwłoki.

Mimo, iż „Niebezpieczni dżentelmeni” to debiut fabularny Kawalskiego, świetnie poradził on sobie zarówno ze scenariuszem, jak i z reżyserią. Czuć w jego filmie młodzieńczą energię i fascynację najlepszymi wzorcami z Zachodu. Choć w fabule opowieści można znaleźć odwołania do kina Quentina Tarantino czy Guya Ritchiego, ma ona całkowicie autorski rys. Kawalski plącze ścieżki swych bohaterów, wiodące przez Zakopane początku XX wieku, pomysłowo stawiając na ich drodze autentyczne postaci z tamtych czasów.

Jest tu więc Zofia Nałkowska, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Artur Rubinstein, Karol Szymanowski i hrabia August Zamoyski. Czy to znaczy, że na seans „Niebezpiecznych dżentelmenów” powinny wybrać się szkoły? Niekoniecznie. Kawalski portretuje bowiem wszystkie postaci w groteskowy sposób, nadając całej opowieści zdecydowanie komediowy ton. Najbardziej karykaturalny charakter mają tu dwaj bohaterowie: Lenin i Piłsudski. Reżyser traktuje ich bezceremonialnie, poświęcając obu kompletnie zwariowane wątki.

W konwencję tę świetnie wpisuje się gra aktorów. Barwne kreacje tworzą przede wszystkim Tomasz Kot jako Boy-Żeleński i Marcin Dorociński jako Witkacy. Pierwszy czyni ze swego bohatera wzruszająco nieporadnego wrażliwca, a drugi – stawiając na mocno przerysowaną grę, wydobywa ze słynnego malarza i pisarza nieskrywane szaleństwo. Andrzej Seweryn jako Joseph Conrad jest, jak na przystało na dawnego marynarza, powściągliwy i małomówny. Najmniej do zagrania ma Wojciech Mecwaldowski jako Bronisław Malinowski, ale i tak w finale pozwala sobie na imponującą szarżę w komediowym stylu.

Wątek poetyckich dokonań Boya sprawia, że w jednej z sekwencji film nabiera poważnego tonu. To przełamanie konwencji dobrze robi „Niebezpiecznym dżentelmenom”, sprawiając, iż do pewnego stopnia rezonują oni z obecną rzeczywistością. Kawalski na szczęście unika jednoznacznych odniesień do aktualnej sytuacji politycznej, nadając tym samym swej ironii zdecydowanie bardziej uniwersalny charakter.

„Niebezpieczni dżentelmeni” bawią i śmieszą w inteligentny sposób. To rzadkość w polskim kinie. Film Kawalskiego ogląda się jednak z lekko ściśniętym sercem. Wszak wiadomo jak naprawdę potoczyły się losy jego bohaterów w wyniku II wojny światowej. Ten epilog pozostaje jednak niedopowiedziany. W efekcie „Niebezpieczni dżentelmeni” pozostają frywolną fantazją o optymistycznym zakończeniu – jak pamiętne „Bękarty wojny” czy „Pewnego razu... w Hollywood” Quentina Tarantino.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo

Materiał oryginalny: Pewnego razu... w Zakopanem. "Niebezpieczni dżentelmeni" bawią w inteligentny sposób, a to rzadkość w polskim kinie - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski