Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pięć minut sławy, czyli życie Niemczyka w pięciu przedmiotach

Łukasz Gazur
Krzysztof Niemczyk z laską podarowaną mu przez Tadeusza Kantora (przed 1970 rokiem)
Krzysztof Niemczyk z laską podarowaną mu przez Tadeusza Kantora (przed 1970 rokiem) Fot. Mocak
Chodził po Krakowie z fińskim nożem zamiast krawata, z drewnianym ptaszkiem na ramieniu i ze skrzydełkami przyczepionymi do ubrania. Bo artysta Krzysztof Niemczyk marzył, by być aniołem. A został wyklęty.

Jest rok 1975. Rozpoczyna się spektakl „Umarła klasa” Tadeusza Kantora. Nagle, w pierwszym rzędzie, ktoś demonstracyjnie zasypia i zaczyna chrapać. Kantor przerywa przedstawienie. Żąda, by śpiący natychmiast wyszedł. Po sali przebiega szept: –To Niemczyk, podobno się pokłócili. Kantor zabronił go wpuszczać nawet na widownię.

PRZEDMIOT 1: TRANSPARENTY Z „NIESPANIA”
– Oni ciągle nie śpią – mówi Tadeuszowi Kantorowi podniecona historyczka sztuki, Anka Ptaszkowska. Prezes drugiej Grupy Krakowskiej coś tylko mruknie. Sprawy nie komentuje, na razie tylko obserwuje.

Jest rok 1969. W Zielonej Górze trwa festiwal sztuk plastycznych Złote Grono. Są tu „wszyscy” ówczesnego świata sztuki: Jerzy Nowosielski, Alfred Lenica, Roman Opałka i wielu innych. Na ustach obecnych akcja „My nie śpimy”. Trzech uczniów i współpracowników Tadeusza Kantora, czyli Wiesław Dymny, Stanisław Szczepański i Tomasz Wawak, demonstracyjnie nie śpi przez trzy dni i noce. Wszystko dzieje się na sali wystawowej. Jest wśród nich Krzysztof Niemczyk, krakowski hipis, jeden z niedopasowanych. Siedzi i maluje transparenty z napisami „Tylko sen zapewnia bezkarność” albo „Przez sen zapominamy”.

O akcji słyszy każdy. Prasa zaczyna atakować akcję i artystów, a wieści o „Niespaniu” biegną daleko poza granice kraju.

To jest pięć minut uczestników, Niemczyka także. W Zielonej Górze zorganizują mu wieczór autorski, choć jego książka nie została wydana. „Kurtyzana i pisklęta”, przepisana przez kalkę w zaledwie sześciu kopiach, krąży między ludźmi. Niemczyk odczytuje fragmenty. Sukces.

Akcja w Zielonej Górze kończy się, ale sypią się zaproszenia. Nawet z zagranicy. Galeria z Nowego Jorku chce mieć u siebie twórców happeningu. Są też telefony z Paryża. Niemczyk ma setki znajomych, pojawia się na wystawach, ma propozycję wieczorów autorskich. Otacza go legenda, świat otwiera mu drzwi szeroko. Zatrzaśnie je Tadeusz Kantor. Gdy „Niespanie” okazało się sukcesem, każdy chce sobie przypisać autorstwo. Niemczyk też.

Tadeusz Kantor, już znany i podziwiany w Polsce i na świecie – dotąd znajomy Niemczyka – irytuje się. W końcu każe wybierać: ja albo Niemczyk.

Artyści wybrali Kantora. Z Niemczykiem został właściwie tylko Tomasz Wawak.

PRZEDMIOT 2: SZAFA DWUDRZWIOWA
Jest rok 1950. Krzyś chodzi do podstawówki. Nagle zaczyna chorować. Diagnoza: zapalenie ucha. Okazuje się, że jest gorzej –to zapalenie opon mózgowych. To musiało się odcisnąć – na jego zdrowiu i na charakterze.

Pewnego dnia poszedł na lekcje nago. Nauczyciel przerażony owija go w to, co ma pod ręką (a była to mapa Polski) i wysyła do domu. Później wielu żartowało, że to był jego pierwszy happening.

Skończył siedem klas i zdecydował, że to koniec nauki. Dalej będzie uczył się sam. Od tego momentu stawia na edukację kulturalną. Pożera literaturę, tonie w fali muzyki. W domu brakuje jedzenia, bo Krzysztof wszystko wydaje na książki. Kupuje je w czterech egzemplarzach – podobnie jak płyty. Gdyby ktoś zniszczył lub pożyczył jeden egzemplarz.

Kiedy było ciężko, jego siostra trafia nawet do domu dziecka.

A Krzysztof Niemczyk powoli staje się gorącym nazwiskiem artystycznego światka.

Ma mieszkanie przy ulicy Grodzkiej, w którym żyje z matką. To adres znany w kręgach towarzyskich. Krążą o nim legendy. Podobno kuchnię wytapetował zdjęciami własnego penisa. W największym pokoju na stole leżała trumna. Sypiał w niej Krzysiek. Stała tam też wielka, dwudrzwiowa szafa. W niej podobno hipisi bywający u Niemczyka uprawiali seks.

Wszyscy wspominają, że w mieszkaniu było brudno, chodziły po nim gołębie, do których Krzysiek miał słabość. Raz, gdy przechodził z hipisami przez Rynek Główny, i zobaczył martwego ptaka, urządzili procesję, by uczcić jego pamięć.

Sam Krzysiek nie sprzątał. Podobno od czasu do czasu pojawiały się dziewczyny, które się w nim kochały. To one sprzątały, robiły zakupy, gotowały. Ale żadna nie została na dłużej, bo Niemczyk nie był partnerem na życie. A i nie ukrywał, że woli kochać chłopaków. Jego największą miłością był Jacek Gulla, uczeń ostatniej klasy liceum plastycznego.

Gdy mu się nie układało z rodzicami, zamieszkał z Niemczykiem, który wprowadzał go w świat artystyczny. Dzięki temu poznał m.in. Henryka Stażewskiego. Dobrze się bawił z Krzyśkiem. Chodzili do kina na filmy neorealizmu włoskiego i robili własne akcje. Raz wyszli przebrani za kobiety na miasto, raz zrobili sobie trupi makijaż. I zawsze dużo pili.

Platoniczną miłością Niemczyka przez całe życie pozostawała za to Lea Padovani, stara włoska aktorka.

Pisał do niej listy, podpisując je za każdym razem innym imieniem. Prosił też znajomych, by słali do niej wiadomości z różnych miast nie tylko Polski, ale i Europy. Zgasła gwiazda miała czuć się kochana i doceniana. A ona odpisywała wszystkim wielbicielom, przysyłała swoje zdjęcie z czasów największej popularności. Niemczyk listy i zdjęcia z nabożnością opakowywał w folię, by nic im się nie stało. Miał ich tysiące.

Wielu chce zwiedzić mieszkanie Niemczyka. To tu zajrzał Allen Ginsberg, guru hipisów, autor „Skowytu”. Przyszedł po całonocnej imprezie z tańcami na barze w „Feniksie”, w towarzystwie znanego krakowskiego krytyka filmowego (piszącego zresztą dla „Dziennika Polskiego”), Władysława Cybulskiego. Zrobił piramidę z masła i podpisał się na ścianie. Pewnego razu w mieszkaniu przy ul. Grodzkiej pojawił się też Luchino Visconti. Gdy rozpowiadał, że szuka chłopca do roli Tadzia w „Śmierci w Wenecji”, usłyszał, że „najpiękniejszy w Krakowie” jest Jacek Gulla, który pomieszkiwał wtedy u Krzyśka. Jacek roli nie dostał.

Do mieszkania zaglądały też zagraniczne turystki. Najczęściej sprowadzał je Gulla i chował się z nimi pod pianinem. A Krzysiek grał Czajkowskiego.

PRZEDMIOT 3: SUKIENKA MONIKI
Rodzina Niemczyków była uzdolniona, żyła sztuką. Nie tylko w pokoleniu Krzysztofa i Moniki (siostra autora „Kurtyzany i piskląt” została aktorką). Leon był aktorem. Znanym. Grał w takich filmach, jak „Baza ludzi umarłych” (1958), „Pociąg” (1959) Jerzego Kawalerowicza, „Krzyżacy” (1960) Aleksandra Forda, nominowany do Oscara za „Nóż w wodzie” (1961) Romana Polańskiego, „Rękopis znaleziony w Saragossie” (1964) Wojciecha Jerzego Hasa czy „Wielki Szu” (1982) Sylwestra Chęcińskiego. To stryj Krzysztofa.

Wacław z kolei to uzdolniony skrzypek. Przed wojną z rodziną mieszkał w Paryżu. Wrócił w 1938 roku. Czas okupacji spędzają w Warszawie, przeżyli Powstanie Warszawskie. Wacław Niemczyk daje koncert przed Hansem Frankiem. Po wojnie tego koncertu Wacławowi nie zapomną. To ojciec Krzysztofa.

Gdy dobiegła końca II wojna światowa, pojawiają się zaproszenia na zagraniczne koncerty. Ale zgoda na wyjazd została wycofana. Zamiast tego Niemczyk ma pojechać do Związku Radzieckiego. Ucieka na Zachód. Sam. W Krakowie zostawił żonę z dziećmi: malutką Moniką i siedmioletnim Krzysiem.

– Odezwę się, jak się już urządzę. Ściągnę Was do siebie – zapewnia.
Nigdy nie napisał listu.

Później, podobno z plotek, dowiedzieli się, że Wacław Niemczyk, uznany skrzypek, ma już nową żonę. Była nią szkocka arystokratka. Jak doszło do ślubu, skoro miał w Polsce legalną żonę i rodzinę – nie wiadomo.

Spotkali się potem tylko raz. Jest rok 1971. Filharmonia w Łodzi. Krzysztof stoi z Moniką. Chcą dobrze wyglądać na spotkaniu po latach. Monika pożyczyła sukienkę na tę okazję. Tego wieczoru koncertuje Wacław Niemczyk, już jako uznany na świecie skrzypek. Występuje po raz pierwszy w Polsce.

Krzysztof i Monika stoją w holu.

Koncert się skończył. Widzą go w tłumie, rozmawia z melomanami.

Nie mogą się doczekać, podchodzą. Gdy zobaczyła ich znajoma, mówi do muzyka:

– Spójrz na córkę.

– No piękna ta twoja córka – odpowiada Wacław Niemczyk.

Chwila ciszy…

– Ty źle zrozumiałeś. To jest twoja córka. A to twój syn.

– Ładna sukienka. Widzę, że Wam się powodzi.

Nigdy później się nie spotkali.

PRZEDMIOT 4: ZDJĘCIE WŁOSKIEJ AKTORKI
Krzysztof Niemczyk w końcu lat 60. i w latach 70. słynął z akcji w przestrzeni miejskiej. Nie nazywał ich happeningami ani performance’ami. Rzadko je dokumentował. Pozował z odsłoniętymi pośladkami, na tle miasta. Z grupą przyjaciół-hipisów przywiązał się do gotowego do odjazdu autobusu PKS. Nazywa tę pracę „Grupa Laokoona”.

W Jaworze stworzyli z przyjaciółmi „Żywy obraz”, nawiązujący do obrazu „Śniadania na trawie” francuskiego malarza Édouarda Maneta (oczywiście nago pozuje nie kobieta, tylko Niemczyk). Raz, jako żywą rzeźbę, do ławki przed krakowskim Biurem Wystaw Artystycznych (obecnie Bunkier Sztuki) przywiązał własną matkę. W ekspresyjnych pozach, porozbierany, pojawiał się na krakowskich śmietnikach. Wykąpał się też w fontannie na Rynku Głównym.

Poza tym chodził po Krakowie z fińskim nożem zamiast krawata, z drewnianym ptaszkiem na ramieniu i ze skrzydełkami przyczepionymi do ubrania. Robił je z papieru, czasem z prawdziwych piór. Podobno chciał być aniołem, ale został jednym z wyklętych.

Nic dziwnego, że interesowała się nim Służba Bezpieczeństwa. Kilkakrotnie był aresztowany. Przeszukiwano jego mieszkanie. „Dowiedziałem się strasznej rzeczy od siostry w liście, który napisała dość dawno, a który dopiero do mnie dotarł. Dokonano włamania do mojego domu oraz zniszczeń!!!!! Na pewno, na pewno nikczemne ręce zdewastowały moje płyty – moją najdroższą kolekcję!!!! Ja będę unicestwiony, nie mogąc słuchać ukochanych utworów!” – pisał w liście po przeszukaniach w swoim mieszkaniu przejęty Niemczyk z więzienia do Tomasza Wawaka.

Trafił nawet do szpitala psychiatrycznego w Kobierzynie. Gdy poproszono go, by – w ramach terapii – opisał, co czuje, kategorycznie odmówił.

Gdy będę znanym pisarzem, wyciągniecie mi to jako grafomanię – krzyczał podobno.

Wierzył, że jego powieść „Kurtyzana i pisklęta”, napisana dość dziwacznie, językiem stylizowanym na młodopolski, i pełna surrealistycznego klimatu, opowiadająca o profesorze, który wynajmuje swoją starą kochankę, piękną niegdyś kurtyzanę, żeby uwiodła jego siostrzeńców, odniesie sukces. Paradoks: po raz pierwszy „Kurtyzanę…” wydano w Paryżu w 1999 roku, już po śmierci Niemczyka. Na rynku polskim książka pojawiła się dopiero w 2007 roku, nakładem wydawnictwa Ha!art.

PRZEDMIOT 5: LIST
Jest rok 1994, Krzysztof Niemczyk właściwie zostaje sam.

„Leżę w szpitalu, chyba umrę. Przyjdź” – wysyła kartkę do jednego z przyjaciół.

Ten nie reaguje. Wie, że Niemczyk nie raz – w ramach swoich akcji – takie wiadomości ludziom wysyłał. Mówił o depresji, obrażaniu się na świat, czasem o samobójstwie. Nikogo już te kartki nie szokowały.

Kilka dni później okazało się, że Krzysiek umarł w szpitalu. Zupełnie sam.

– To wystawa wielkiej osobowości, a nie arcydzieł – tak Maria Anna Potocka, dyrektorka Muzeum Sztuki Współczesnej w Krakowie (MOCAK) skomentowała otwarcie w swojej instytucji pokazu „Krzysztof Niemczyk. Sytuacjonista, pisarz, malarz”. Wystawa ledwie zarysowuje postać legendarnego krakowskiego twórcy, poruszającego się w wielu dziedzinach kultury. Krzysztof Niemczyk (1938–1994) był pisarzem, malarzem, pianistą, performerem.

W 2007 roku nakładem wydawnictwa Ha!art ukazała się jego nigdy niewydana legendarna książka „Kurtyzana i pisklęta”, uzupełniona o jego listy, wywiady i prywatne historie, dokładnie omawiające jego biografię.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski