Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piekarczyk, wyzwaniec losu

Wacław Krupiński
Cyganka prawdę ci powie... - ileż to razy zaczepiały mnie, chcąc wróżyć. Niedowiarek, nigdy nie chciałem. A może trzeba było...

„Gdy miałem 18 lat, bocheńska Cyganka powiedziała mi, że dzień przed trzydziestymi urodzinami moje życie całkowicie się zmieni. Przepowiedziała też, że będę znany na całym świecie, a ludzie mnie pokochają, i że mam dłonie wybrańca losu. Bardzo się wtedy zdziwiłem, bo dodała, że będę sławnym muzykiem...”. Sprawdziło się co do joty. Marek Piekarczyk, który to wyznanie poczynił, 12 lipca 1981 r. zadebiutował jako wokalista zespołu TSA. Następnego dnia skończył 30 lat. Z TSA, z przerwami, występuje do dziś.

W tamtych latach to nie była moja muzyka; nawet jednej płyty nie mam w swych zbiorach. Wtedy słuchałem głównie jazzu. Ale heavy metalu - w życiu. Zatem literki TSA mówiły mi niewiele. Ich wokalistę Marka Piekarczyka usłyszałem w roku 2000 podczas koncertu „Skaldowie Plus Przyjaciele” w Sali Kongresowej. Zaśpiewał „Nie widzę ciebie w swych marzeniach”, a ja na programie zapisałem „Wenglorz lepszy”. 14 lat później, gdy wykonał tę samą piosenkę w czasie koncertu z okazji 70. urodzin Andrzeja Zielińskiego, pisałem na tych łamach zgoła inaczej: „Gościem zespołu był tego wieczoru entuzjastycznie przyjmowany Marek Piekarczyk, który zachwycił interpretacją „Nie widzę ciebie w swych marzeniach”, jak i duetem z Jackiem Zielińskim w „Śpiewam, bo muszę””. Był rewelacyjny.

A teraz sam, w tymże Centrum Kongresowym, miał jubileusz okazji swego 35-lecia pracy - liczonego od tego pierwszego koncertu z TSA. Oczywiście była i bodaj najsłynniejsza piosenka tego zespołu - „51”, jeszcze z 1981 r., wtedy wydana na singlu wraz ze „Zwierzeniami kontestatora”, w których Marek Piekarczyk debiutował jako współautor tekstu. W przyszłości będzie pisał je samodzielnie. A tytuł piosenki nadał wydanej przed niespełna rokiem książce - wywiadowi rzece, jaki przeprowadził z nim Leszek Gnoiński. To w niej wyznał: „Najbardziej uczciwy jestem właśnie w poezji, wszystko, co napiszę, określa mnie, jakby demaskuje przede mną samym”.

I ta książka wydaje się też być ogromnie uczciwa. Pokazująca nie wiem, czy kontestatora - owszem niegdysiejszego hipisa, szykanowanego i pobitego przez milicję, ale głównie człowieka wrażliwego i prawego, który, dowiedziawszy się, że bogaty dziadek dał łapówkę, by wnuk dostał się na architekturę, zrezygnował z dalszych egzaminów. Na szczęście znalazł swój świat. Muzykę. I musiał być jako wokalista dobry, skoro Jerzy Gruza powierzył mu bez wahania tytułową rolę w rock-operze „Jesus Christ Superstar” (Teatr Muzyczny w Gdyni). Wcielał się w Jezusa kilkaset razy. Jeden z songów zaśpiewał i teraz, w jubileuszowym koncercie. A wystąpili w nim m.in.: Edyta Bartosiewicz, Ania Rusowicz i Mateusz Ziółko (odkrył go Piekarczyk będąc jurorem telewizyjnego programu „The Voice of Poland”). Z nimi Krakowska Młoda Filharmonia pod batutą Tomasza Chmiela i muzycy: Michał Wierba, Piotr Wójcicki, Józef Michalik i Sławek Berny.

Były owacje na stojąco i chóralne „sto lat” w wykonaniu publiczności. Tych, co to słuchali TSA niegdyś i młodych, którzy odkryli Piekarczyka w ostatnich latach (to znaczy, żem też młody?). Piekarczyka wokalistę, osobowość telewizyjną, człowieka wspierającego artystów niepełnosprawnych, człowieka, który nie raz dostał po dupie od życia - i to bardziej niż od pałkarzy milicjantów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski