18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Piekielny skrawek Maroka

Redakcja
Erg Chigaga to najbardziej niegościnna część Maroka

   Za cel pustynnej wyprawy obraliśmy Erg Chigaga. Morderczo upalny i - obok pasma górskiego Dżebel Sahro - najbardziej niegościnny skrawek ziemi królestwa Maroka.
   W Maroku znajdują się dwa ergi. Chebbi o średnicy około 40 km (w pobliżu Merzugi) oraz Chigaga - około 50 km na zachód od wioski M'hamid. Ten drugi jest niezwykle rzadko odwiedzany, a to przez niedostępność i w zasadzie brak jakiejkolwiek infrastruktury turystycznej. Nie wspominają o nim również przewodniki turystyczne wydawane w Polsce, choć urodą nie ustępuje Ergowi Chebbi.
   Do osady M'hamid dowlekliśmy się upchanym do granic możliwości busem. W środku byliśmy my i spory tłum… nomadów.

Na pustyni

   Organizujemy prowiant, wodę, wielbłądy i poganiaczy. Późnym popołudniem, gdy ognista kula słońca zamienia pustynię w czerwono-złote morze piasku, wyruszamy. Kończy się zasięg telefonów, zaczyna się przygoda.
   Nasza karawana składa się z czterech wielbłądów i dwóch poganiaczy, 21-letniego Hassana i 62-letniego Mubaraka. Wyobrażamy sobie dawne, nawet 10-kilometrowe karawany, które liczyły do… 20 000 dromaderów.
   Wstajemy przed wschodem słońca. Na pustyni trzeba bowiem maksymalnie wykorzystywać czas, gdy słońce nie zamienia ziemi w piekarnik. Palimy ognisko, parzymy herbatę, jemy śniadanie, siodłamy wielbłądy, wiążemy turbany. O godz. 7 wyruszamy. Powoli wjeżdżamy w kamienistą hammadę. Krajobraz staje się księżycowy.
   Zbliża się godz. 11. Zsiadamy z wielbłądów i rozkładamy koce w "cieniu" ciernistego krzewu. Niestety, nie możemy odpocząć. U naszego kolegi pojawiają się bowiem objawy udaru i przegrzania organizmu…
   Po kilkudziesięciu minutach ciszy wzmaga się zaś złowieszczy huk przeraźliwie gorącego wiatru z głębi pustyni. To sirocco. Niemiłosierny upał otępia umysł… Otwarcie oczu to olbrzymie wyzwanie.
   Dochodzi godz. 13. Patrzę na Hassana. Nie ma ani skrawka odkrytego ciała. Niestety, gorący wicher i słońce boleśnie sponiewierały kilka centymetrów kwadratowych mojej - odsłoniętej - skóry.
   Późnym popołudniem czekanie staje się znośniejsze. Ktoś się odzywa, ktoś podnosi głowę. Wreszcie koniec męki i katorgi. O godz. 17 ruszamy. Maszerujemy do godz. 19.30. Gdy rozbijamy obóz jest już zupełnie ciemno. Mubarak piecze chleb, a my zbieramy się wokół ogniska, by podziwiać sprawność, z jaką nomad formuje ciasto, po czym wrzuca je błyskawicznie do dołu w piasku i zasypuje, układając na wierzchu gorący żar. - Chleb pustynny - podaje kawałek do skosztowania. Chyba już nigdy nie zjem lepszego pieczywa. I na pewno nie dlatego, że byłem głodny.

U nomadów

   - Nie widziałem matki od 6 miesięcy - zagaduje Hassan. Otwieramy oczy z zaciekawieniem, zachęcając go do dalszej opowieści. - Urodziłem się w Algierii w namiocie nomadów, podobnie jak Mubarak. Moja matka prowadzi koczowniczy tryb życia. Teraz jest gdzieś tam - wskazuje palcem w stronę pobliskiej algierskiej granicy, dodając, iż nomadów nie obowiązują żadne granice, mimo że od kilku lat granica marokańsko-algierska pozostaje zamknięta ze względu na napięte stosunki między państwami. - Dziewczyny nie mają w ogóle kontaktu z mężczyznami. Ich twarze są cały czas zakryte. Mąż widzi twarz żony dopiero po uroczystościach zaręczynowych, a bywa, że dopiero po śmierci... - mówi.
   Hassan, jako pierwszy student w rodzie, ma bardziej umiarkowane podejście do tradycji. - Ja mam dziewczynę w Marrakeszu. Mieszka - tak jak i ja - w miasteczku akademickim. Dziewczyny oddzielnie, sześć w jednym pokoju. Wieczorami chodzimy na spacer i palimy sziszę ze znajomymi - zapewnia. Ten chłopak stara się wyrwać z serca pustyni. Z namiotu okrytego zwierzęcymi skórami trafił na uniwersytet w Marrakeszu.
   W pewnym momencie podbiega do nas chudy, umorusany chłopak, szczerząc bieluteńkie zęby. Patrzy na nas z wielkim zaciekawieniem. Jest dowodem na to, że "błękitni ludzie" nie są jedynie atrakcją turystyczną… Za jakiś czas jego rodzice z całym dobytkiem znowu przeniosą się w inny rejon pustyni.
   Wdrapuję się na jedną z najwyższych wydm. Słońce, przypominające kolorem wnętrze pieca hutniczego, nadaje pustyni przepiękny, ceglanoczerwony odcień. Z każdą minutą piasek coraz mocniej smaga twarz. Po kilkunastu minutach na wyschniętych wargach tworzy się słona skorupa, do której kleją się ziarnka piasku. Tak smakuje przygoda.
ANDRZEJ MUSZYŃSKI
Fot. autor

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski