Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pieniądze z zegarka

Redakcja
Wszystkiego jest w nadmiarze. W sklepach półki uginają się od towarów, samych sklepów zresztą też za dużo. Jak również taksówek, restauracji, reklam w telewizji i bzdur tamże.

Tadeusz Jacewicz: Z BLISKA

Opowieści z PRL, gdzie kupienie czegokolwiek graniczyło z cudem, młodym ludziom wydają się bajaniem spierniczałych dziadków. Jak mogło czegoś brakować? Trzeba było pójść do centrum handlowego i kupić – mówią kwaśno.

W nawale rzeczy, usług i słów jednak czegoś jest za mało. Brakuje czasu. Nie tracimy go już w kolejkach, ale marnujemy na własne życzenie, energicznie i ochoczo. Głównie w internecie, do którego szybko przenosi się życie. Czekam, kiedy z komputera na kliknięcie myszką wypadnie jajecznica. Wtedy modernizacja będzie kompletna.

Nowa technika nie tylko ułatwia, ale wręcz wymusza marnowanie czasu. Zniechęca do innych form kontaktu. Po co dzwonić, męczyć się wybieraniem numeru, czekać na podniesienie słuchawki, potem rozmawiać, kiedy można zamailować. Tu nie ma ograniczeń. Dostaję takie posłania w sprawach, które można zawrzeć w 3 zdaniach, rozciągnięte na dwie bite strony. Przepraszam, wiem że tak się teraz nie liczy, więc poprawiam się: 3600 znaków ze spacjami.

To strasznie dużo czytania. Kilka takich e–maili otrzymanych oraz wysłanych – i większa część dnia pracy z głowy.

Wstyd o tym teraz mówić, ale odpowiadała mi komunikacja teleksowa. Krótkie 2 –3 zdania w jedną stronę, tyle samo z powrotem – i sprawa załatwiona. Teraz też jest tyle samo, tylko nie zdań, a stron (1800 znaków ze spacjami każda). Wieczorem zostają różne Facebooki, Nasze Klasy oraz inne portale społecznościowe. Jak to wszystko złożyć, nie ma czasu na nic. Przede wszystkim – na życie.

Załamało mnie spotkanie premiera i kilku ministrów z internautami. Miała to być pokuta za brak konsultacji nowych przepisów ACTA. Siedzieli tam siedem bitych godzin, wysłuchując jadowitych uwag. Sprawa źle rozegrana od początku do końca. Najpierw nikt nie zrozumiał jej społecznego sensu, później usiłowano to naprawić wielogodzinną mordęgą. Chyba premier miał rację, mówiąc w wywiadzie prasowym "Zawsze jestem sam”. Tylko co robi tych kilkuset urzędników wokół niego?

Wszystko ma swoją cenę, a ceny wszystkiego u nas ostro rosną. Jeden tylko czynnik, gdzie indziej niezwykle drogi, jest u nas za darmo. Za godzinę pracy dobrego prawnika, księgowego, doradcy podatkowego czy eksperta PR płaci się w USA 1000 – 2000 dolarów. W Europie nieco mniej, ale stawka 500 – 750 euro uznawana jest za normalną. W Polsce taryfa 200 zł za godzinę uważana jest za rozbój, a w powszechnym mniemaniu za rozmowę z prawnikiem czy finansistą nie powinno się nic płacić.

Reklama jednej z sieci telefonicznych ("ludzka rzecz pogadać”) głęboko tkwi w naszej rzeczywistości. Gadamy chętnie, kwieciście – i często bez sensu. Chodzę na różne wysokiego kalibru dyskusje z udziałem największych autorytetów: naukowców, polityków, biznesmenów, artystów. Nikt nigdy do takiej dyskusji nie jest przygotowany, za to każdy uważa się za geniusza. Silnie na ogół gestykulując, walą z głowy banały, usiłują być dowcipni i przymilić się widowni. Im mniej wiedzą, tym bardziej machają rękoma. Uczestnicy takiego pokazu są zadowoleni, bo spotkali się z celebrytami i może nawet otarli się o kogoś na drinku. Wiedza przed i po uroczystości jest taka sama, bo i tak wszyscy wszystko wiedzą najlepiej.

Marnotrawienie czasu przy urzędowych okazjach jest gigantyczne. W PRL normą były całodniowe nasiadówki partyjne. Po 1989 r. niewiele się zmieniło.

Rady Ministrów prowadzone przez Tadeusza Mazowieckiego trwały minimum 6 godzin, często kończyły się po północy. Potem było krócej, ale też daleko do normy Margaret Thatcher, której gabinet spotykał się na maksimum 60 minut. Trzygodzinne expose sejmowe Donalda Tuska i siedem godzin niespiesznej dyskusji z internautami dowodzą, że czas u nas nadal jest za darmo.

Tymczasem Amerykanie, wynalazcy jednego z najważniejszych praw ekonomii (time is money) wiedzą, ile kosztuje . Uczestniczę w wielu amerykańskich spotkaniach i posiedzeniach rad nadzorczych. Zawsze jest, jakbyśmy spieszyli się na pociąg. Żadnego ględzenia, rozległych opowieści, mądrych przypowieści. Liczby, fakty, opinie, decyzje. Czysta przyjemność, choć zwięzłość wymaga starannego przygotowania. Za to więcej czasu pozostaje na cygaro po kolacji.

Najnowszy pomysł Amerykanów jest zaskakujący. Zalecają konferencje na stojąco. Dzięki temu narady, i tak już krótkie, skracają się o kolejne 34 proc. Na Facebooku organizuje się je zawsze w południe. Trwają maksimum 15 minut, bo wszyscy spieszą się na obiad. Z pewnością lepiej smakuje w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Zacznijmy patrzeć na zegarki. Czas to pieniądze. Nasze pieniądze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski