Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piernikowa pomoc dla Marcelinki

Halina Gajda
Halina Gajda
Grupa Szalowianek, gospodyń, które nie mają czasu na nudę, postanowiła wesprzeć w rehabilitacji małą dziewczynkę. Zakasały rękawy, wzięły się za pieczenie pierników. 18 grudnia w Szalowej poprowadzą akcję Gwiazdka dla Marcelinki.

Szalowianki - kobiety z energią czynnego wulkanu, całe sobotnie przedpołudnie siekały, zagniatały, wykrawały, piekły. Od zapachu korzennych przypraw aż kręciło się w głowie. Kolejne brytfanny z piernikowymi gwiazdkami co rusz znikały w czeluściach piekarnika, by po chwili zrobić miejsce następnym.

- Przedświąteczny czas, nastraja ku ludziom - mówi Maria Myśliwiec, szalowianka. - Co roku organizujemy taką naszą lokalną wigilię, przy okazji zbierając datki do puszek na ważny, ludzki cel - dodaje.

Tym razem wymyśliły Gwiazdkę dla Marcelinki. Dziewczynka ma tylko półtora roku i kartę zdrowia, która mogłaby obdzielić kilka osób. Panie uznały, że trzeba rodzinę wesprzeć: finansowo, bo dziewczynce rehabilitacja jest wręcz niezbędną, ale i duchowo - żeby rodzice wiedzieli, że ze swoimi troskami nie są sami.

Pani Maria jest takim motorem napędowym. Najpierw zadzwoniła do naszej redakcji z prośbą o podanie instrukcji, jak przygotować zbiórkę. Kilka dni później - z meldunkiem: wszystko załatwione. Pomożecie nagłośnić?

Marcelina - znaczy waleczna, wie czego chce

Beata Ligęza, mama Marcelinki, z zawodu hipoterapeutka, a od niedawna - fizjoterapeutka, poświęca córeczce każdą wolną chwilę.

- Nasza dziewczynka jest super - mówi o małej, uśmiechając się ciepło. - Od maja - na szczęście - wszelkie operacje omijają nas szerokim łukiem. I oby tak dalej - mówi.

Marcelinka urodziła się w kwietniu minionego roku, zaledwie w 25. tygodniu ciąży. Gdy przyszła na świat, ważyła raptem 790 gramów. Trudno nawet sobie wyobrazić maleństwo, które z powodzeniem kryło się w otwartej dłoni. Jeśli wierzyć znaczeniu imion, Marcelina oznacza osobę dążącą do celu. I chyba coś w tym jest - dziewczynka walczy o każdy dzień, nie poddaje się za żadne skarby. Ma w tym wiernego druha - trzyletniego braciszka Mateuszka, który potrafi postawić na nogi wszystkich domowników, gdy tylko usłyszy, że siostrzyczka zaczyna kwilić.

- Krzyczy wręcz: mamo, idziemy do Marcelinki - opowiada pani Beata.

Spojrzenie córki, które chwyta za serce

Marcelinka przez kilkanaście ostatnich miesięcy przeszła siedem operacji z powodu wodogłowia, miała usuwany guz mózgu, przeszła kilka wylewów, sepsę, walczyła z zapaleniem opon mózgowo-rdzeniowych. Między jedną, a drugą operacją czy zabiegiem praktycznie nie wychodziła ze szpitala.

Los nie oszczędził jej też kłopotów ze wzrokiem - trzeba było pilnować regularnego zakraplania małych ocząt, żeby nie doszło do odklejenia się siatkówki. Wygląda na to, że te problemy, przynajmniej na razie są zażegnane. - Córeczka wodzi spojrzeniem, gdy pokażę jej coś. Uśmiecha się, gdy podchodzę blisko - mówi wzruszona mama. Jeśli chodzi o piernikową akcję, została w zasadzie postawiona przed faktem dokonanym. - Nie znałyśmy się wcześniej z panią Marią - śmieje się. - Teraz nie wypada mi nic, jak też dołączyć do piernikowego zamieszania - dodaje.

Tymczasem Marcelina, całe dnie spędza na rehabilitacji - jak nie w domu, to w specjalistycznych gabinetach. Zaczyna gaworzyć, czym cieszy serca całej rodziny. Tym bardziej że to tak naprawę jej pierwsze „słowa”. Robi też i inne postępy.

- Potrafi już jeść z łyżeczki, choć do niedawna była karmiona przez sondę - opowiada mama.

Tym samym pokazuje, co jej smakuje, a co na pewno nie będzie stałym elementem w jadłospisie.

Szalowianki - one wiedzą, czego chcą

Piernikowe szaleństwo, nie jest pierwszym zorganizowanym przez Szalowianki. W zasadzie co roku obierają sobie jakiś cel.

- No, droga pani - słyszę śmiech pani Marii. - W sobotę był tylko rozruch - zaznacza. - Tych pierników musimy mieć co najmniej trzysta. Albo i więcej. A potem? Dekorowanie, zdobienie, pakowanie. To ma ładnie wyglądać i jeszcze ładniej się sprzedać - podkreśla głośno Maria Myśliwiec.

W głowie ma cały plan - 18 grudnia wielka szalowska wigilia. Taka dla wszystkich mieszkańców. Będą pierogi - minimum tysiąc - kilka innych wigilijnych potraw. - Piernikowa gwiazda będzie taką wisienką na torcie - zachwala.

Stanisław Kaszyk, sołtys wsi, wprawdzie nie zakasał rękawów do pieczenia pierników - mówi, że robił dobre wrażenie - ale paniom kibicuje. I o wigilii opowiada jak o wielkim wydarzeniu. - Sala co roku wypełniona jest po brzegi - zapraszamy wszystkich - deklaruje.

Marcelinka, zupełnie nieświadoma tego, co dzieje się wokół niej, dzielnie ćwiczy. Z logopedą, pedagogiem, psychologiem, rehabilitantem. Przynajmniej raz w miesiącu jeździ na kontrolne wizyty do specjalistów w Krakowie.

- Ćwiczymy co dnia, nawet cztery godziny - mówi mama.

Wyjazdy, część konsultacji, dodatkowych zajęć rozwijających - wszystko to kosztuje. Miesięcznie potrzeba co najmniej 1500 złotych. Na całą rodzinę pracuje tylko mama. Nie ma innego wyjścia, bo choć z boku może to wyglądać jak ostry trening - dziewczynka ma osiem różnych zajęć tygodniowo.

Pani Beata przyznaje, że pod względem neurologicznym daleko jest jej córeczce do ideału. Zapowiada jednak walkę o to, by ciągle się rozwijała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Piernikowa pomoc dla Marcelinki - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski