MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pierwszy czas Frittaty

Redakcja
Fot. z archiwum zespołu
Fot. z archiwum zespołu
Kraków zawsze słynął z dobrego jazzu. Ostatnio jednak jakby nieco mniej ciekawych projektów wypływa spod Wawelu na krajową scenę tego gatunku. Miejmy nadzieję, że zmieni to grupa Frittata, która właśnie opublikowała swój debiutancki album.

Fot. z archiwum zespołu

Jak zamieszczony na nim materiał wypadnie na żywo – przekonamy się już w najbliższą sobotę 10 grudnia w klubie Milestone. Przed tym występem rozmawialiśmy z muzykami Frittaty - Romanem Ślazykiem i Krzysztofem Wyrwą.

-  Zacznijmy od pochwał. Nigel Kennedy powiedział o zespole Frittata: „To przyszłość polskiego jazzu”. Gdzie miał okazję Was posłuchać? Co na nim zrobiło takie wrażenie?

Krzysztof Wyrwa: Zawdzięczamy to naszej znajomej - Gosi Michalskiej, która znała Frittatę z występów w klubie Harris Piano Jazz Bar i tak po prostu, sama z siebie, stwierdzając że warto nam pomóc i że Nigelowi może spodobać się to, co robimy, podrzuciła mu nasze demo. I miała rację. Wydaje mi się, że urzekliśmy go pomysłem na siebie, już taką gotową „frittatową” konwencją, jak i pewnie autentycznością. Myślę, że Nigel docenił otwartość i ten nasz dosyć może odważny eklektyzm. I w tym dostrzegł wspomnianą „przyszłość polskiego jazzu”.

- Frittata zagrała potem na prestiżowym Nigel Kennedy`s Polish Weekend w Londynie. Jak wspominacie tamten koncert? Czy polski jazz zainteresował brytyjską publiczność?

Krzysztof Wyrwa: Odbiór był świetny i ludzie byli do nas nastawieni jak najbardziej pozytywnie. Czujemy może lekki niedosyt, bo przez problemy natury techniczno-organizacyjnej nasz koncert był krótszy niż planowano.

- Znany propagator rodzimego jazzu, Dionizy Piątkowski, zaprosił z kolei Frittatę na wspólny koncert z Reginą Carter, w ramach cyklu Era Jazzu. Czy takie imprezy pozwalają szerzej zaistnieć? Otwierają na większą widownię?

Roman Ślazyk: W dużej mierze to zasługa naszego dobrego duszka i pani menager w jednym - Edyty Golisz. To ona nawiązała kontakt z panem Dionizym i przekonała go, by posłuchał Frittaty. A kiedy posłuchał, nie trzeba było go już namawiać na zorganizowanie czegokolwiek. Zaproponował nam wspólny występ z samą Reginą Carter, uznawaną za najwybitniejszą jazzową skrzypaczkę na świecie. Przy okazji chciałbym bardzo podziękować panu Dionizemu za to, że jest jednym z niewielu ludzi w naszym kraju, który nie tylko słucha muzyki, ale przede wszystkim ją słyszy - to wartość bezcenna w dzisiejszych czasach. A wracając do koncertu Ery Jazzu, to impreza została zorganizowana perfekcyjnie, byliśmy zachwyceni. Trudno nawet opisać nasze muzyczne przeżycia, ale wierzę w to, że muzyka Frittaty pozostała w sercach słuchaczy, a to ma już konkretne przełożenie na to, że stajemy się coraz bardziej rozpoznawalną marką. Choć moim zdaniem każdy koncert jest tak samo ważny: czy to ten w małym klubie, czy w dużej sali koncertowej. Dodam jeszcze, że cały czas jesteśmy w kontakcie z panem Dionizym i myślę, że jeszcze zrobimy razem parę większych projektów.

- Kraków jest pełen jazzmanów, których drogi, co jakiś czas się krzyżują. Jak doszło do waszego spotkania i powołania do życia Frittaty?
Krzysztof Wyrwa: Może zacznę od tego, że Frittata nie do końca jest zespołem jazzmanów. Każdy z nas ma troszkę inne zaplecze muzyczne i na pewno jazz jest ważnym spoiwem tych naszych zainteresowań, ale nie jest to stricte jazzowy kwintet. Zaczęło się od mojej znajomości z Grześkiem Bauerem. Zaczynałem wtedy swoją przygodę z instrumentem zwanym Chapman Stick i wymyśliłem sobie, że ciekawie by zabrzmiał w połączeniu z akordeonem. Jako, że zacząłem chodzić na lekcje do Romka Ślazyka, zapytałem go o jakiegoś ciekawego akordeonistę, któremu by się chciało spróbować coś razem pograć. O to samo zapytałem też innego kolegę i obydwaj polecili mi Bogdana Ziębę. On właściwie ma na imię Bogusław, ale wszyscy mówią na niego Bogdan _(śmiech)._ I w takim trio - bębny, stick oraz akordeon powstały zalążki m.in. „Piosenki majowej” i „Balkana”. Potem była przerwa spowodowana moim wyjazdem. Po powrocie Romek zaproponował mi wspólne granie. Miał wizję zespołu z dwoma basistami. I wydało nam się sensowne to wszystko połączyć. W międzyczasie nasze trio rozszerzyło się o Jacka Urgoła - trębacza - kolegę Bogdana. I tak doszło do pierwszej próby w kwietniu 2006 roku, którą uważamy za początek Frittaty.  Dwa lata później Jacka zastąpił Przemek Sokół, który idealnie wpasował się w charakter naszej  działalności i od tego czasu wspólnym wysiłkiem dążyliśmy do wydania płyty.

- W skład zespołu wchodzą znani instrumentaliści. Czy to oznacza, że aby efektywnie współpracować ze sobą, musieliście powściągnąć swe indywidualności? Czy podczas tworzenia materiału nie było kłótni o pierwszeństwo, ilość solówek czy wkład w kompozycje?

Roman Ślazyk: - Z tymi „znanymi instrumentalistami” to lekka przesada _(śmiech). _ Kiedy powstawała Frittata, założenie było jedno: najważniejsza jest muzyka. To w konsekwencji zdeterminowało nas do tego - bez specjalnego mówienia o tym - by poprzez nasze indywidualne cechy charakteru, osobowości, wrażliwość, dążyć do stworzenia jak najlepszej muzyki. Takiej, która da nam jak najwięcej przyjemności podczas grania koncertów. Wszystko poszło jakoś tak naturalnie, że nie mieliśmy nawet czasu pokłócić się o pierwszeństwo, solówki, aranżacje, kompozycje. Jesteśmy zespołem, jesteśmy Frittatą!

- Podstawą muzyki Frittaty jest funkowy puls. Czy to znaczy, że chcecie grać do tańca? Nie widzicie w tym nic zdrożnego i uwłaczającego wysokiej sztuce, do jakiej zaliczany jest jazz?

Roman Ślazyk: Muzyka jest dobra albo zła, niezależnie od tego czy to klasyka, jazz, funk, folk czy pop. Dla mnie to podstawa jej określania - jeśli już muszę to robić. Bo zamiast określać muzykę, zdecydowanie wolę ją aranżować wspólnie z kolegami w taki sposób, że jeśli ludzie czują, że po prostu muszą sobie potańczyć do metrum nieparzystego, bo nasza muzyka ich niesie, to jesteśmy szczęśliwi!

- Ważnym elementem nagrań zespołu są również melodie wprowadzane głównie przez partie akordeonu. Skąd pomysł, aby wykorzystać ten instrument?
Krzysztof Wyrwa: W nawiązaniu do tego, co już mówiłem, Chapman Stick i Warr Guitar, na którym teraz gram, wymagają specyficznej artykulacji, w jakimś tam wymiarze podobnej do akordeonowej, a brzmieniowo te instrumenty są na przeciwległych biegunach, przez co tworzą ciekawą całość. Bogdan okazał się strzałem w dziesiątkę. To twórczy i wrażliwy kompozytor, który potrafi tworzyć rzeczy niebanalne a ładne, ale potrafi również odjechać w mroczną stronę harmonii i zrobić taki numer jak „Panopticum”. Poza tym, brzmienie akordeonu z trąbką tworzy to specyficzne wrażenie potężnej sekcji dętej. A to przecież tylko dwie osoby.

- Akordeon kojarzy się oczywiście z folkiem. I słusznie – bo zabarwia on wraz z trąbką muzykę Frittaty na bałkańską modłę. Co Was pociąga w muzyce z tamtego regionu?

Roman Ślazyk: Chcielibyśmy zmazać z akordeonu ten stereotypowy sznyt instrumentu folkowego. Myślę, że Bogdan udowadnia, iż ten instrument - w jego rękach - ma o wiele więcej możliwości technicznych, melodycznych, harmonicznych i brzmieniowych niż nam się to standardowo wydaje. Niemniej jednak, akordeon rzeczywiście prokuruje zapędy do muzyki folkowej, a to już niedaleka droga na Bałkany, które fascynują nas rytmem, melodyką, harmonią i wspólną z tym regionem słowiańską duszą.

- Kompozycje Frittaty mają też swoje bardziej liryczne oblicze. Czy to wpływ klasyki czy raczej muzyki filmowej?

Roman Ślazyk: Jak dla mnie, jedno wynika z drugiego, a mówiąc konkretniej, część z nas ma wykształcenie klasyczne, ale każdy z nas słucha bardzo różnej muzyki, ogląda filmy, sztuki teatralne. Czasem też piszemy lub wykonujemy muzykę do spektakli, musiało więc to odbić się w jakiś sposób na twórczości Frittaty.

- Nie brak też w Waszej muzyce soczystych solówek. Na płycie pozostają one jednak ujęte w ryzy zwartych utworów. A jak na koncertach? Pozwalacie sobie na większą swobodę? Czy też trzymacie dyscyplinę?

Krzysztof Wyrwa: Założenie u nas jest takie, by stawiać raczej na konkretne pomysły, aranżacyjne gry i zabawy, niż na indywidualne popisy. Kojarzy mi się to z filozofią grania King Crimson - szczególnie z okresu płyty „Discipline”. Jest to jednak muzyka instrumentalna, więc solówki są istotne. Często są one zamknięte w ryzach konkretnego, wyliczonego aranżu, ale bywają też otwarte. Na koncertach zresztą każdy z nas ma te swoje pięć minut, aby się wykazać.

- Co jest kluczem do bogatego brzmienia Frittaty?
Roman Ślazyk: Podstawą brzmienia Frittaty są basy, czyli kontrabas i gitara basowa sześciostrunowa oraz Warr guitar - wymiennie, w zależności od utworu. Dodatkowo często gram smyczkiem w rejestrach wiolonczelowych, czyli staram się uzyskać brzmienie także tego instrumentu. Bębny Grzesia Bauera dodają wspaniałego feelingu, wielu barw, kolorytu oraz różnej, czasem skrajnej dynamiki. Z kolei współpraca trąbki i flugelhorna Przemka Sokoła z akordeonem Bogusława Zięby sprawia wrażenie gry całej orkiestry big-bandowej.

- Dlaczego sięgnęliście na płycie po klasyczną kołysankę Komedy z „Rosemary`s Baby”?

Roman Ślazyk: Po prostu podobał nam się ten utwór, a w trakcie prób znaleźliśmy ciekawe pomysły na zaaranżowanie tematu Komedy.

- Ciekawostką jest fakt, że sięgacie w tytułach swych nagrań po... znane nazwiska – na płycie są utwory „Ziobro” i „Trzeci czas Kubicy”. Skąd ten pomysł?

Krzysztof Wyrwa: Geneza tytułu utworu „Ziobro” jest taka, iż powstał on na podstawie motywu, który kiedyś był częścią utworu „Judasz”, czyli niejako został stworzony z... „żebra” innego utworu. A z „żebra” już prosta droga do „Ziobra”. „Trzeci czas Kubicy” wziął się z często powtarzających się w okresie jego powstania nagłówków internetowych o tej treści. A jest to dosyć szybki numer, więc jak dla nas taki tytuł wdzięcznie oddaje jego charakter.

- Po wydaniu płyty czas na intensywną jej promocję. Planujecie w najbliższym czasie koncerty w Krakowie i Małopolsce? Co gracie na nich oprócz materiału z płyty?

Roman Ślazyk: Będziemy promować muzykę z płyty Frittaty oraz grać utwory, które nie zmieściły się na krążku podczas każdego koncertu. Klub Milestone w Krakowie 10 grudnia 2011 roku - to pierwszy z występów i chyba... ostatni w tym roku w naszym mieście. W styczniu zagramy w Harris Piano Jazz Bar, jeszcze nie znamy konkretnego terminu, Co do reszty koncertów, jesteśmy w trakcie dopinania dat i ich realizacji. Wszelkie informacje na ich temat będą dostępne na stronie www.myspace.com/frittata

Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski