Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piłka nożna. Trener Cracovii Michał Probierz: Na niektóre mecze ekstraklasy nie da się patrzeć [WYWIAD]

Przemysław Franczak
Trener Cracovii Michał Probierz
Trener Cracovii Michał Probierz Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Rozmowa bez trzymanki. – O tym, że w Cracovii próbujemy robić coś dobrego nikt nie mówi. Za to gdybym na konferencji prasowej powiedział, że Iksiński jest chu…m, to wszyscy by mnie cytowali. Sprzedają się negatywne rzeczy – uważa Michał Probierz. W obszernym wywiadzie trener "Pasów" opowiada też m. in. o tym, czy nie czuje się zakładnikiem własnego wizerunku ("Wiem, że wzbudzam skrajne emocje, ale się nie zmienię"), o szukaniu sensacji, przyszłości i całej polskiej piłce. Bez słodzenia.

- Który raz sędzia wyrzucił Pana na trybuny?- Nie wiem. Drugi, może trzeci, nie było dużo takich sytuacji.

- Co więc stało się akurat podczas meczu z Zagłębiem Lubin?- Proszę spytać sędziego. Dla nas to było dziwne. Grzesiek Kurdziel, który wyleciał wcześniej, też nie wiedział, za co.

- Nie było żadnego powodu?- Straciliśmy bramkę w ostatniej minucie, kopnąłem ze złości reklamę. Tyle. Następnym razem będę klaskał.

- Zezłościł się Pan tym bardziej, że tego gola zdobył Bartłomiej Pawłowski, z którym ma Pan trochę na pieńku?
- Nie, to nie miało żadnego znaczenia.

- Dzień później człowiek ma do siebie pretensje?
- Nie, nic strasznego nie zrobiłem i nie mam sobie nic do zarzucenia.

- Kiedyś Pan jednak opowiadał, że sam siebie nie poznaje, widząc swoje reakcje na ławce rezerwowych.
- Nie szukajmy sensacji. Chcecie wywiad, to róbmy wywiad. Zamykając ten temat: nie czytaliśmy uzasadnienia arbitra i sam z ciekawością je przeczytam.

- W Cracovii pracuje Pan od dziesięciu miesięcy. O jakich celach w czerwcu rozmawialiście z prezesem Januszem Filipiakiem? To miał być taki sezon, w którym Cracovia dopiero ma szykować się do skoku czy celem głównym awans do ósemki?
- Prywatnych rozmów nie ujawniam.

CRACOVIA. MATEUSZ WDOWIAK: ŻAL, ŻE NIE BĘDZIEMY GRAĆ MECZÓW Z MOCNYMI RYWALAMI

- To proszę chociaż ujawnić własne oczekiwania.- Wtedy wydawało się, że ta grupa ludzi jest gotowa walczyć o znacznie wyższe cele. Życie to zweryfikowało, nie wszyscy prezentowali taki poziom, jakiego oczekiwałem. Dlatego musieliśmy zrobić różne ruchy, które nie wszystkim się nie podobały i nie muszą się podobać. Do tego doszedł splot różnych niekorzystnych okoliczności. Wielu zawodników wracało po kontuzjach, inni po zgrupowaniach swoich reprezentacji, do tego doszli nowi zawodnicy i mieliśmy krótki okres przygotowawczy. Nawarstwiło się wiele rzeczy. Trzon, na którym chcieliśmy oprzeć drużynę, legł szybko w gruzach. Dąbrowski zerwał więzadła, Covilo po swoim urazie, grając w kasku, też inaczej się prezentował, a nowi ludzie potrzebowali trochę czasu. Do tego trochę uśpiły nas dwa pierwsze mecze, zwłaszcza wygrana w Gdańsku, bo wydawało się, że wszystko pójdzie siłą rozpędu. A potem przyszedł mecz w Kielcach, gdzie być może ja popełniłem pewne błędy. Chciałem posprawdzać zawodników, jak np. Adamczyka, czy podołają w ekstraklasie. Z jednej strony fajnie, że możesz coś takiego zrobić, z drugiej to ryzyko, że się potkniesz i wpadniesz się w spiralę meczów bez zwycięstwa. No i my w nią wpadliśmy.

Miałem taki moment, że mogłem z Cracovii bez problemu odejść akurat wtedy, gdy była ta nagonka na mnie. Dostałem propozycję zza granicy

- Ostatecznie jednak prawie do samego końca walczyliście o awans do elity.- Ech, jaka to elita? Dla mnie ta reforma w ogóle jest śmieszna. Mówiłem od samego początku, że to jest tylko sztuczne wywoływanie emocji. Robienie czegoś, żeby było weselej, aby kibice przychodzili, a oni i tak nie przychodzą. To są emocje głównie dla hejterów, bo można przywalić i obrazić. Dużo trenerów traci przez to pracę, bo zaczęła funkcjonować presja awansu do ósemki. Nie ma za to żadnego pomysłu, żeby rozbudować szkolenie i promować w Europie marki polskich klubów.

- Rozumiemy, że korekta z brakiem podziału punktów też Pana nie przekonała.
- Absolutnie. Dla mnie to jest dziwne, że 40-milionowy kraj nie może zorganizować normalnych rozgrywek dla 18 zespołów. Jesteśmy narodem, który spina się tylko w trudnych momentach, a my powinniśmy ciągle pracować u podstaw. Robić wszystko, żeby coraz więcej młodych chłopaków wchodziło do ligi. Tak, wiem, o co zaraz zapytacie. Ciągle mi zarzucają, że u nas gra wielu obcokrajowców. My jednak mieliśmy sytuację podbramkową, musieliśmy zacząć zdobywać punkty, bo byłoby bardzo źle.

- Niedawno przedłużył Pan kontrakt do 2020 roku. W jakim miejscu chciałby Pan widzieć wtedy Cracovię?
- W piłce nożnej budowa trwa cały czas. Zrobiliśmy już dużo. Gdy wchodzi się do klubu, to widać, że są spore zmiany. Poczynając od tego, że zawodnicy jedzą posiłki w klubie, jest nowa siłownia, itd. Ja wiem, niektórzy uważają to za śmieszne i opowiadają, że to żadne zmiany, ale… W Polsce jest taka osobliwa otoczka wokół futbolu. Wszystkim wydaje się, że u nas jest jak w Lidze Mistrzów. A realia są zupełnie inne. I boli mnie, że tego nikt nie pokazuje, ludzie nie wiedzą, jak to wygląda od kulis. Ostatnio rozmawiałem z takimi normalnymi kibicami i usłyszałem, że piłkarze zarabiają u nas pod dwieście tysięcy złotych. Musiałem ich uświadomić, że są w głębokim błędzie. Ludziom się wydaje, że za chwilę powinniśmy grać jak równy z równym z angielskimi klubami, bo mamy ładne stadiony. A kiedy masz inny materiał, inną rzeczywistość, to musisz patrzeć na zupełnie inne rzeczy. Kiedy zaczynałem pracę trenerską, fajną rzecz powiedział mi Orest Lenczyk. Oglądał akurat na Ligę Mistrzów i mówi: „Synu, tam się niczego nauczysz, bo tam są za dobrzy piłkarze”. Pomyślałem „Kurde, co on mówi?”, ale po czasie musiałem przyznać mu rację. To bardzo mądry człowiek.

Jaka to elita? Dla mnie ta reforma w ogóle jest śmieszna. Mówiłem od samego początku, że to jest tylko sztuczne wywoływanie emocji.

- Długi ten wstęp do odpowiedzi.
- Już odpowiadam: chciałbym widzieć Cracovię wygrywającą i bijącą się w czubie tabeli. Właściciel stawia na rozwój, chcemy rozbudowywać struktury klubu, wprowadzać coraz większy profesjonalizm w trenowaniu najmłodszych grup. Żeby jak najwięcej tych młodych chłopaków wchodziło potem do pierwszego zespołu. Dziś, moim zdaniem, młodzież za mało intensywnie ćwiczy.

- Ładnie to brzmi, ale Pan od lat podkreśla, że polskim klubom brakuje odpowiedniej bazy – nie mówiąc o pieniądzach - do realizowania takiej koncepcji. Cracovia też jej nie ma. Miała być realizowana inwestycja w Rącznej, ale nic się nie ruszyło w tej sprawie. Czyli jest ryzyko, że przez kolejne lata będzie Pan skazany na dopływ zawodników zza granicy.- Odpowiem wam inaczej: chcielibyście, żeby wasza gazeta była najlepsza w Polsce? Wiadomo, co trzeba zrobić. Zainwestować większe środki, zatrudnić więcej ludzi. Teoretycznie wszyscy wszystko wiemy. No więc my tutaj działamy: odnowiliśmy boiska, każda grupa ma pod dwóch trenerów, będziemy organizować staże dla szkoleniowców, bo szukam dobrych ludzi. Dzisiaj można usiąść i czekać aż ktoś za sto lat coś zbuduje albo zabrać się do pracy. O tym jednak, że próbujemy robić tutaj coś dobrego, nikt nie mówi. Dominuje hejt, że Probierz gra obcokrajowcami. Albo wystarczy, że Probierz zostanie wyrzucony na trybuny i od tego zaczynacie rozmowę. Najlepiej sprzedaje się coś, co jest negatywne. Gdybym na konferencji prasowej powiedział, że Iksiński jest chu…m, to wszyscy by mnie cytowali. A jak Probierz robi nabory dla dzieciaków, to napiszecie małą czcionką i nikt tego nie zauważy.

- Zaczęliśmy od tego, bo zastanawiamy się, czy nie jest Pan właśnie zakładnikiem swojego wizerunku. Pan lubi być na kontrze, w zwarciu.- Nie do końca.

- Tak to jest odbierane. Lubi Pan zrobić show na konferencji, wdać się z kimś w polemikę, by przywołać choćby przykład Pawłowskiego. Ludzie zastanawiają się więc, w jakie mrowisko Probierz włoży kij następnym razem. Lubi więc Pan ten swój wizerunek czy jednak nie, skoro trochę Pan narzeka na hejt?- Nigdy nie wycofam się z tego, co robię. Jeżeli Pawłowski zaczepi mnie w wywiadzie, to mam prawo odpowiedzieć. Nie da się wszystkim dogodzić. Jeżeli siedzę w gabinecie i rozmawiam z ludźmi o tym, jak źle jest w polskiej lidze, to potem przed dziennikarzami mam wypiąć pierś i przekonywać, że jest fajnie? Bo fajny produkt, po Canal Plus ładnie pokazuje? Litości, na niektóre mecze nie da się patrzeć. Oceniam wiele rzeczy, bo mam na koncie 350 meczów w ekstraklasie jako trener. Wypada mi mówić czy nie? Bardzo dużo ludzi, którzy znają mnie powierzchownie, mówią: kawał chama. Ale jak rozmawiają później i przedstawiam pewne argumenty, to przyznają mi rację. Jak się wino wypije, to i serce się otworzy. My ludzi, którzy chcą coś zmienić oceniamy jako osoby narzekające, broniące się przed krytyką. Jeżeli trenerzy nie powiedzą o tym, co jest źle, to kto ma powiedzieć? Nikt nie pyta się nas o decyzje dotyczące np. reorganizacji rozgrywek. To po co my jesteśmy? Po to, żeby nas wymieniać co tydzień? Rozmawiam ze szkoleniowcami z Zachodu i opowiadam im, że gramy od piątku do poniedziałku, to oni pytają: to jak wy trenujecie, jak szkolicie? U nas wszystko jest na wariackich papierach.

- PZPN nie chce słuchać trenerów, ale właściciele klubów też. W końcu ta mityczna baza nie zbuduje się sama.- My jednak nie jesteśmy krajem szejków. Już dwadzieścia lat temu był taki pomysł, żeby dziesięć procent pieniędzy z Canal Plus kluby obowiązkowo przeznaczały na rozwój bazy, akademii. Moim zdaniem to powinno wynosić 20 procent. Mówicie o właścicielach. Bez nich nie byłoby nic. Mogę opowiedzieć o Jagiellonii. Nigdy nie podważę kompetencji ludzi, którzy tam zarządzają, dzięki nim przetrwałem różne trudne momenty, dzięki nim udało się zbudować zespół. Robić progres, a co roku dwóch-trzech zawodników sprzedać z zyskiem. W Cracovii jest duża stabilność. Moim zdaniem to może być przez lata topowy klub, jeżeli zbudujemy struktury i wprowadzimy pewne zasady. W tej chwili pod stałą kontrolą mamy 60 piłkarzy. A Rączna? To nie jest wina właściciela, że inwestycja stanęła, bo zmieniły się przepisy w sprawie ministerialnych dotacji. W tym wypadku trzymam jego stronę. Trudno, żeby byli sami dobrzy wujkowie. W Polsce głównym problem polega jednak na tym, że 90 procent klubów nie ma żadnej wizji.

CRACOVIA. SĄ TAŃSZE KARNETY NA MECZE "PASÓW"

- Cracovia ma wizję?- Wszyscy narzekają, że profesor często zmienia trenerów. A ja widzę, że w hokeju od 14 lat jest ten sam szkoleniowiec. To znaczy, że prezes nie chce zmieniać ludzi na siłę, tylko chce wyniku, efektów. Ty jako trener musisz mieć wizję i ja ją profesorowi Filipiaka przedstawiłem.

- Jest takie powszechne odczucie, że dostał Pan od niego więcej prerogatyw niż poprzednicy, że podzielił się z Panem władzą. Prawda?- Zanim trafiłem do Cracovii miałem inne pomysły. Razem z panem Kucharem mieliśmy w planie kupno klubu. Na oku były dwa, bo zanim pojawił się temat Śląska Wrocław, byliśmy już prawie dogadani w sprawie Korony Kielce. Miałem być wówczas menedżerem stricte w angielskim stylu, wychodzącym na mecze i treningi taktyczne. Kiedy Wrocław nie wypalił, pojawiła się propozycja z Krakowa. Może nie na takich zasadach jak te, o których mówiłem przed chwilą, bo tutaj jest inny model zarządzania, ale bardzo cenię sobie tę współpracę.

Gdy opinia publiczna była mocno przeciwko mnie, to prezes Filipiak wytrzymał napięcie. Nawet mimo naszej kompromitacji w derbach.

- Czyli jest Pan zadowolony, że tak to się wszystko potoczyło?- Nie można patrzeć w przeszłość i jestem zadowolony, że tutaj pracuję. Gdy opinia publiczna była mocno przeciwko mnie, to prezes Filipiak wytrzymał napięcie. Nawet mimo naszej kompromitacji w derbach. To był chyba taki moment zwrotny dla wszystkich, że nadal mi ufał. Mogę mu tylko za to podziękować.

- A Pan jak znosił ten trudny moment?
- W tym zawodzie trzeba mieć twardą skórę. Lata pracy sprawiają, że masz coraz więcej wrogów. Co sezon każdy trener odstawia czasami dziesięciu piłkarzy, to ja tych wrogów mam już ze 150. Takie zdanie niedawno usłyszałem w jednym filmie: „W saunie czym wyżej siedzisz, to się bardziej pocisz”. Tak samo jest w piłce. Trzeba być uodpornionym na hejt, krytykę.

- To spróbujmy jeszcze raz: Pan dobrze czuje się w takich sytuacjach konfrontacyjnych.- Mam swój charakter i go nie zmienię. Czasami można by zagrać dyplomatyczniej i wiem o tym, ale nie miałoby to sensu. Na pewno nie byłbym wtedy sobą. Nie pozwolę sobie, żeby ktoś mnie obrażał. Sam konfliktów nie powoduję. Zarzucano mi, że zaatakowałem kiedyś Henninga Berga, a to Berg zaatakował mnie, ja mu tylko odpowiedziałem. Wiem, że wywołuję skrajne emocje. Podtrzymuję jednak to, co powiedziałem kiedyś, że po czterdziestce coraz więcej ludzi może mnie pocałować w dupę. Taka jest prawda, nie muszę zabiegać o niczyją przyjaźń.

- Michał Probierz na ławce trenerskiej a Michał Probierz na kanapie w domu to ta sama osoba?- Wydaje mi się, że jednak nie. Gdy zaczyna się mecz, przestawia się jakaś wajcha. Czasami patrzę na swoje reakcje i myślę: debil. Ale taki już jestem, reagowałem bardzo emocjonalnie już wtedy, gdy prowadziłem dzieci. Nie zmienię się, nie usiądę na ławce i nie będę w zamyśleniu oglądał meczu. Nawet jak przegrywamy 0:3, to chcę, żeby piłkarze walczyli do końca. I jako trener też muszę im pokazać, że nigdy nie można składać broni.
- Cracovia na pańskiej drodze znalazła się trochę przez przypadek. To było dla Pana duże ryzyko? Wchodzić do klubu z opinią trudnego do prowadzenia?- Trener musi podejmować trudne decyzje. Gdybyśmy popatrzyli z innej perspektywy, to cztery miesiące temu wszyscy mówili: to jest niewypał Probierza. Wszyscy oceniali krytycznie zmiany, a okazało się, że są na lepsze. Gdyby popatrzeć na tabelę rundy wiosennej, to bylibyśmy w niej bardzo wysoko. Chcemy obrać pewien kierunek, wprowadzać młodych zawodników.

- Znów ktoś Panu zarzuci niekonsekwencję, bo w meczu z Lubinem na ławce rezerwowych brakowało juniorów.
- Nie wzięliśmy np. Sebastiana Strózika, bo wiedzieliśmy, że ma ważny mecz w zespole juniorów. Zagrał w swoim spotkaniu, wyróżnił się, zdobył trzy bramki. To znaczy, że robi krok do przodu. A my musimy w ciągu czekających nas siedmiu kolejek zdobyć jak najwięcej punktów, walczyć o dziewiąte miejsce i mieć drogowskaz na przyszłość, kogo musimy poszukać. Trzeba pogodzić się z tym, że nie zatrzymamy Krzyśka Piątka. To jest raczej jasne, że dostanie zgodę na transfer, a z tego co słyszę kręci się oferta w okolicach czterech-pięciu milionów euro.

- Jest już wariant rezerwowy? Nikolai Brock-Madsen to jest właśnie ta opcja?
- Jest też Strózik, kiedyś musi dostać szansę. A skoro zdobywa bramki... Nie wchodził teraz, bo Krzysiek dobrze się prezentuje. Brock-Madsen też jest w trudnej roli. Muszę go pochwalić za profesjonalizm, za to, jak pracuje na treningach.

- Patrzy Pan na młodych chłopaków i myśli sobie: „Piątek odejdzie, ale spokojna głowa, talentów ci u nas dostatek”?
- Jest grupa ciekawych zawodników. Chcemy jednak doprowadzić do takiej sytuacji, najlepiej już za dwa lata, żeby ten przepływ był płynny. Jeśli z kogoś rezygnujemy to wiemy, że jest drugi zawodnik na tę pozycję. Stworzyliśmy profile piłkarzy, pod tym kątem ich szukamy. Jest też duża grupa zawodników z rocznika 2000, która w przyszłym sezonie dalej będzie mogła grać w juniorach, a wyróżniający się piłkarze będą trenowali z pierwszym zespołem. Chcemy stworzyć model działania klubu, który będzie funkcjonował latami, czy Probierz odejdzie, czy nie. To ma być model Cracovii, a nie mój.

- Nie żałuje Pan mimo wszystko likwidacji drużyny rezerw?
- Nie żałuję, bo jeśli to nie jest profesjonalne, nie ma warunków do pracy, trzech trenerów i odpowiedniego boiska, to coś takiego mija się z celem. Większy sens ma najpierw zbudowanie struktur, a potem ewentualnie wprowadzenie rezerw do II ligi.

- Z drugiej strony ma Pan bardzo liczną kadrę zawodników i wielu z nich w weekend w ogóle nie gra.
- Wśród nich dziewięciu, którzy mogą grać w juniorach i oni tam grają.

- A zawodnicy, którzy borykają się z kontuzjami i później muszą powinni mieć przetarcie? Nasuwa się przykład Damiana Dąbrowskiego.
- Przecież rozgrywki w niższych klasach rozpoczęły się niedawno. Do wszystkiego można dorobić teorię. Kontuzję mógłby złapać np. grając w drugiej drużynie.

- Wracając jeszcze do Piątka, a nic nie ujmując Strózikowi, sądzi Pan, że on od razu może wejść w buty zawodnika, który strzela kilkanaście bramek w sezonie?
- Znowu teoretyzujemy. Eksperci piłkarscy nigdy nie przegrywają meczów, bo zawsze mówią po fakcie. Jest znamienne, że ktoś mówi – gdyby Iks grał, to byłoby lepiej, a nigdy ktoś nie stwierdzi, że może byłoby gorzej? Trzeba ufać i postawić na kogoś. To jest zawodnik, który zrobił nieprawdopodobny postęp i jeszcze go zrobi.

- Do ilu zmian może dojść latem w drużynie?
- Na razie zostało nam siedem meczów do rozegrania, a później zobaczymy.

- Ale Pan i my dobrze wiemy, że działacie już teraz.
- Jest długa przerwa, mistrzostwa świata…

- Pańska ostatnia wyprawa do Brazylii miała też na celu szukanie potencjalnych wzmocnień. Jak to ma się do limitu dwóch zawodników spoza Unii Europejskiej, których obecnie dwóch macie na etacie?- Mamy na to pomysł, ale nie wszyscy muszą go znać.

- Ten wyjazd trwał dziewięć dni, tuż przed kluczowym meczem w Niecieczy. Nie miał Pan poczucia, że to nie jest doby moment na taką eskapadę?
- To było już wcześniej zaplanowane. Były mecze, w których trzeba było zobaczyć zawodników. A w Krakowie jest taki sztab ludzi, że sobie ze wszystkim radzi. Na niektóre treningi nawet nie wychodzę, bo nie jest potrzebny na nich pierwszy trener. Asystenci to nie są ludzie, którzy mają tylko rozkładać talerzyki, oni mają się uczyć. Obserwuję ludzi, którzy przyjeżdżają na staże. Jedni notują, zadają pytania, a po innych widzę, że chcą tylko „papierek”. Sam często im mówię, że jeśli chcą, to im podpiszę i nie będą marnować tylu dni. Jednak młodym trenerom, którzy są chętni do pracy, staram się pomóc i dać im szansę. Nawet ostatnio pewien młody chłopak, nazywa się Tomasz Tchórz, przyniósł mi książkę, którą napisał. Mam gdzieś tu tytuł. O, „Periodyzacja taktyczna, logika z innego świata”.

- Stąd pomysł na casting na trenerów?
- Tak, szukamy ludzi do pracy z młodzieżą. Czasami trafi się ktoś ciekawy. Do mnie też dzwonią, pytają o szkoleniowców, kogo można by wziąć. Nawiasem mówiąc, miałem taki moment, że mogłem z Cracovii bez problemu odejść akurat wtedy, gdy była ta nagonka na mnie. Dostałem propozycję zza granicy. Wielu by się cieszyło, ale profesor Filipiak na tyle mi zaufał, że nawet nie rozważałem takiej opcji.

- Pan nie miał wtedy czarnych myśli, chwili zwątpienia?
- Chodzicie Panowie na moje konferencje i widzieliście.

- Co innego mówić oficjalnie, a co innego myśleć.
- Po człowieku widać, czy wierzy w coś, czy nie. W trudnych momentach nie schowałem się, argumentowałem, tylko wielu ludzi nie chce rozmawiać na argumenty. Ktoś kiedyś zagrał dobry mecz, powiedzmy, że cztery lata temu. A wszyscy pytali, czemu on nie gra? Bo to było właśnie cztery lata temu.

- A ten casting na piłkarzy? Pan naprawdę wierzy, że może pojawić się jakaś perełka?- Wiecie panowie, gdzie jest Wólka Wielka? Bo może w Wólce Wielkiej jest jakiś dobry chłopak, który ma 16 lat i nigdy go nikt nie znalazł. Naprawdę jakiś talent może się trafi. Nie mówię, że od razu do pierwszego zespołu, ale z roczników 2000-2002 może jakiś talent się znajdzie.
- A monitorujecie zawodników, których macie na wypożyczeniach?- Tak. I powiem wam jedno: martwi mnie to, że zrobiłem dobre ruchy. Tak właśnie. Bo gdy popatrzy się na tych, którzy odeszli, to żaden z nich nie robi furory. Nie ma dzisiaj nikogo, o kim można powiedzieć – ależ ten Probierz się co do niego pomylił. I to martwi, bo lepiej czasami się pomylić, ale mieć zawodnika z wielkim potencjałem. Skoro ktoś idzie na wypożyczenie do I ligi, to musi być tam wyróżniającym się piłkarzem, udowodnić, że jest lepszy.

- Krzysztof Szewczyk, który na poziomie III i IV ligi strzelał po 20-30 bramek w sezonie, w ekstraklasie praktycznie nie dostał szansy. Hubert Adamczyk też wydawał się ciekawą opcją.- Kiedyś strzelił, kiedyś zagrał... Nie interesuje mnie, że ktoś kiedyś coś zrobił. Interesuje mnie, że Strózik strzelił trzy bramki, bo to było w sobotę. I co zrobi w następnym meczu. Jak ktoś przez rok nie gra dobrze, to trener ma teraz na niego stawiać? Miarą talentu jest postęp. Prowadziłem kiedyś 12-latków. Zobaczyłem jednego, o którym można było powiedzieć – bardzo zdolny. Okazało się, że już przez cztery lata trenował z ojcem w małych klubach. I przyszedł inny chłopak – z ulicy. Nie umiał żonglować, zrobić dryblingu i po trzech miesiącach okazało się, że są na tym samym poziomie. I to jest właśnie talent. Kiedyś zobaczyłem Jacka Góralskiego i stwierdziłem, że da sobie radę. W Jagiellonii pół roku ze mną walczył, chciał odejść. Nie zgodziłem się i robił stałe postępy, a dziś jest reprezentantem Polski, zmienił status życiowy. Takich zawodników trzeba szukać, z charakterem. Jest ich bardzo dużo, ale trzeba na to czasu. Ale żeby była sprawa jasna – każdy trener się myli, nie ma bezbłędnego szkoleniowca. Są czasem takie sytuacje, że niektórym piłkarzom może akurat nie odpowiadać trening, który ty stosujesz. Idą do innego szkoleniowca i zaczynają lepiej grać.

- Tak było z Damianem Kądziorem?- Nie, w tym wypadku miałem pretensje o inną sytuację. Kądzior trenował u mnie już jako junior młodszy, gdy byłem pierwszy raz w Jagiellonii. To jest duży talent i bardzo go szanuję. Zdenerwowała mnie sytuacja, że ojciec faceta, który ma 25 lat wydzwania po ludziach z pytaniem, czy Probierz będzie trenerem Cracovii, bo jeśli tak, to jego syn tutaj nie przyjdzie. To jego wybór. Nie żałuję tego, życzę mu powodzenia. Nie wiadomo, czy u nas grałby tak dobrze jak w Górniku Zabrze.

- Wspominał Pan, że tworzycie profile zawodników, jakich chcecie pozyskać. Chodzi wyłącznie o parametry piłkarskie, czy również cechy charakterologiczne?- Nie doszliśmy w Polsce jeszcze do takiego poziomu, by w ten sposób pozyskiwać piłkarzy. Nie mamy na to środków. Jesteśmy piętnastym krajem w kolejce po zawodników. Nam zostają tylko odpady, a często tego nie rozumiemy. W Grecji uświadomiłem sobie, że piłkarzy zarabiających między 800 tysięcy a milion w euro, mam ośmiu w drużynie. I widać tę jakość. Gdy pierwszy raz usiadłem na ławce Arisu, w meczu przeciwko Olympiakosowi Pireus, to do asystenta mówiłem: jaka to dyscyplina sportu? Była akcja za akcję, każda kończy się dośrodkowaniem, strzałem. Jest kolosalna różnica między nami.

Jesteśmy piętnastym krajem w kolejce po zawodników. Nam zostają tylko odpady, a często tego nie rozumiemy.

- Kiedy zaniedbaliśmy szkolenie?
- W momencie, gdy wprowadzono zasadę, że limit trzech obcokrajowców już nie obowiązuje. Nie mamy oligarchów, nikogo takiego, kto by dał miliony euro. Gdy nie było limitów, kluby zaczęły sprowadzać kogo chcą. Jednak nawet tu są różnice. Bayern może kupić w Niemczech kogo chce, a czy Legia w Polsce wykupi pół ligi? Nie. Skoro Legia nie może zatrzymać Guilherme, który idzie do ostatniego zespołu ligi włoskiej, który nie ma szans na utrzymanie, to o czym tu mówić. Ciągle żyjemy w mniemaniu, że jesteśmy wielkim piłkarskim narodem. Im szybciej zrozumiemy, że możemy coś osiągnąć tylko dzięki pracy u podstaw, to tym będzie lepiej.

- Bo na razie bardziej patrzymy w stronę Lewandowskiego niż w stronę Kapustki. A jego przykład jest znamienny: najmłodszy, najzdolniejszy wyjeżdża z polskiej ligi i przepada na amen.
- O, to dobry przykład. Bo jeśli polski trener powiedziałby, że zawodnik nie broni i nie będzie grał, dopóki się tego nie nauczy, to wszyscy mówiliby: zabija jego talent. Ale gdy o Kapustce powiedział to zagraniczny trener, zagranicznego zespołu, to u nas są reakcje, że bardzo dobrze powiedział. Gdy w Polsce stawia się wymagania, to trener jest taki i owaki, bo nie umie się dogadać z piłkarzami. Ten sposób myślenia i podejścia też trzeba zmienić, bo potem nasi piłkarze na Zachodzie odbijają się od ściany.

- Pana idee fix pozostanie zmienianie polskiej piłki czy jednak projektuje Pan swoją karierę z myślą o przekroczeniu zaklętych rewirów zagranicznych lig? Liznął Pan już ligi greckiej, ale czy to nadal stanowi wyzwanie czy jednak liczy się tu i teraz?
- W tej chwili na pewno o tym nie myślę, choć fajnie jest dostać taką szansę. Mecz z Arisem w pucharach sprawił, że poznałem prezesa tego klubu, a potem była okazja tam pracować. Ale też mam świadomość, że gdyby Aris nie miał kłopotów finansowych, to nigdy byśmy tam nie trafili. Śmieszy mnie zresztą, gdy ktoś mówi: Probierza wyrzucili z Salonik. Gdy przez trzy miesiące nie otrzymuje się pensji, to trudno byśmy tam siedzieli pół roku. Nie ma trenerów, którzy dokładaliby do interesu. A przyszłość? Każdy szkoleniowiec chce osiągnąć w danej chwili jak najlepszy wynik. Mnie interesuje więc teraz 9. lokata na koniec sezonu. Chcemy o to walczyć i piłkarze muszą zdawać sobie z tego sprawę. Interesuje mnie też to, by zbudować zespół, który będzie wiedział, czego chce. Musimy też dokooptować do niego piłkarzy, którzy podniosą jego poziom. A co będzie za kilka lat? Jak mówi fraszka Sztaudyngera: „Fortuna kołem się toczy, pod kołem to pojąłem”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Piłka nożna. Trener Cracovii Michał Probierz: Na niektóre mecze ekstraklasy nie da się patrzeć [WYWIAD] - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski