Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pingwiny w Krakowie czują się jak w Peru i jedzą opiekunom z ręki [ZDJĘCIA, WIDEO]

Anna Agaciak
Anna Agaciak
Każdy pingwin dostaje od swych opiekunów (tu Konrad Klaś) pół kilograma śledzi i szprotek dziennie
Każdy pingwin dostaje od swych opiekunów (tu Konrad Klaś) pół kilograma śledzi i szprotek dziennie Fot. Anna Kaczmarz
ZOO. Ptaki, sprowadzone przed trzema miesiącami z Węgier i Niemiec, zachowują się, jakby mieszkały w stolicy Małopolski całe życie. Niczego się nie boją. Nie przestraszyły ich nawet helikoptery nisko latające w czasie Światowych Dni Młodzieży. Poza tym „ryczą” na siebie jak... osły.

Gdy Patryk Pufelski, Konrad Klaś i Katarzyna Kruczek przychodzą bladym świtem do pracy czują lekki niepokój. Otwierają drzwi pingwiniarni i od razu sprawdzają, czy wszyscy ich podopieczni są w dobrej formie, czy przez noc żadnemu nielotowi nic się nie stało. Trudno się im dziwić. Przecież powierzono im pierwsze w historii Krakowa stadko bardzo delikatnych ptaków: pingwinów humboldta.

Autor: Anna Agaciak

Okazuje się, że ptaki w Krakowie zaaklimatyzowały się błyskawicznie. Nie trzeba było nawet likwidować u nich stresu po transporcie z Węgier i Niemiec. - Z tego co słyszeliśmy, inne ogrody czasami muszą podawać ptakom środki uspokajające - opowiada Patryk . - U nas w Krakowie 20 pingwinów (11 samców i 9 samic) od razu czuło się wyśmienicie.

Luksusy na wybiegu

Nowiutka, supernowoczesna pingwiniarnia zrobiła na ptakach wrażenie. W ich poprzednich ogrodach zoologicznych, luksusów nie miały. W Niemczech na wybiegu mogły wprawdzie korzystać z basenu, ale woda w nim nie była przejrzysta. - Nie czuły się chyba przez to komfortowo, a ptaki są przecież wzrokowcami. Tutaj mają ogromną frajdę wszystko widzą pod wodą! - opowiadają opiekunowie.

Poza basenem z lazurową wodą o temperaturze 22 stopni i wodospadem, mają też skalne półki i wygodne norki, w których mogą zakładać gniazda. Krakowskie zoo zadbało, aby ptaki mogły się poczuć jak w Peru (tam pingwiny humboldta żyją w naturze).

Pracuje nad tym, ukryta przed wzrokiem zwiedzających, sterowana komputerem maszyneria uzdatniająca wodę w basenie. Tutaj jest ona dokładnie filtrowana, ozonowana.

Wspólny język

20 pingwinów, choć pochodzą z różnych stron Europy, szybko „znalazło” wspólny język. - Było prześmiesznie - wspomina początki sprzed trzech miesięcy Patryk. - Niemieckie ptaki przyjechały trzy dni wcześniej. Wskoczyły do wody i nie chciały wyjść na wybieg. W basenie czuły się pewniej. Na lądzie są przecież dość niezdarne, a w wodzie poruszają się jak torpedy.

Wyszły z wody dopiero, kiedy na wybiegu pojawiły się ptaki z Węgier. Spore znaczenie miało to, że nowe pingwiny były starsze i bardziej doświadczone. Teraz wszystkie już tworzą kolonię, która zwłaszcza rano, przed karmieniem jest bardzo rozgadana. A odgłosy pingwinów do subtelnych nie należą. Przypominają ryk... osła.

Osiem samców i dwie samice to młode niemieckie pingwiny liczące sobie rok. Dopiero za 12 miesięcy osiągną pełną dojrzałość. W grupie z Węgier mamy cztery najstarsze osobniki: to samice 16- i 17-letnie. - Są w średnim wieku, pingwiny tego gatunku w ogrodach zoologicznych dożywają ok. 35 lat. Słyszałem też o osobniku, który w Stanach Zjednoczonych dożył 39 roku życia! - opowiada Patryk Pufelski.

Pół kilo śledzi na głowę

Każdego ranka w kuchni na zapleczu pingwiniarni opiekunowie przygotowują swym podopiecznym smakołyki. Ptaki są karmione śledziami i szprotkami. Przyjeżdżają one do zoo zamrożone. Karmienie to cały rytuał, na który ptaki nie mogą się doczekać. Punktualnie o godz. 10 i 14 zaczyna się pokaz.- Karmimy pingwiny rozmrożonymi rybkami z ręki, dzięki temu mamy pewność, ile który zjadł i czy każdy nasz podopieczny dostał szprotkę z dodatkami - mówi Patryk.

Okazuje się, że każdy nielot otrzymuje w rybce przemycone dwie tabletki. Jedna to dodatek witaminowo-mineralny dla ptaków rybożernych, a druga to sól, która pozwala trochę oszukać pingwiny pływające w słodkiej wodzie. Każdy z pingwinów je dziennie pół kilograma ryb.

Imiona i bransoletki

20 czarno-białych, podobnie poruszających się ptaków, wydaje się laikowi niemal identyczne. Okazuje się jednak, że Patryk, Konrad i Katarzyna każdego pingwina rozpoznają. Ba, nawet nadali im imiona, nazwiska i nazwy! Dzięki temu mogą rozmawiać o konkretnych ptakach. Na przykład o Babci czy Hultaju.

Są też trzy pary: Gonzo i Salma, Alf i Ronda oraz Marek i Hanka. - Wydawało się nam, że mamy jeszcze jedną parę, gdyż dwa ptaki trzymały się razem, ale po sprawdzeniu (zbadaniu DNA piór) okazało się, że to dwie dziewczyny. Daliśmy im więc nazwiska pan Kalinowski i pani Kalinowska - zdradza Patryk. Jak je rozpoznają? Słyszymy, że bardzo łatwo. Teraz Pani Kalinowska się pierzy, więc jest bardzo charakterystyczna i woli być z boku.

Niektóre ptaki mają jednak na skrzydłach kolorowe bransoletki. Okazuje się, że przyjechały z nimi z poprzednich ogrodów. Tam ta ozdoba służyła do rozpoznawania ptaka przez obsługę. - Przydadzą się nam pewnie, gdy pingwinów będzie więcej - mówi Patryk. - We wrześniu nasze stadko powiększy się o ptaki z Wielkiej Brytanii i Rosji.

To tylko pierzenie

Od kilku tygodni ptaki przechodzą pierzenie. Ta wymiana piór u pingwinów bardzo niepokoi niektórych zwiedzających. Ptaki nie wyglądają zbyt urodziwie, ludzie sądzą więc, że są chore. Trzeba było nawet postawić informację dla gości o tym naturalnym zjawisku.

- Pierzenie odbywa się u każdego ptaka co roku i trwa ok. 2 tygodni - wyjaśnia Patryk. - To całkowita zmiana okrywy z piór. Ptak nie wchodzi wtedy do wody, gdyż traci wodoodporność. Przed samym pierzeniem ma bardzo duży apetyt. Nagle robi się też bardzo puchaty, jakby trzy pingwiny skleić ze sobą. Przestaje też jeść.

Ten stresujący dla ptaków proces na szczęście jest już w Krakowie na ukończeniu.

Zwiedzający mogą być też zaniepokojeni inną sytuacją. Gdy w okolicach godz. 17.30 widzą, jak wszystkie ptaki wychodzą z wody. Okazuje się, że to pora, o której zaczynają szykować się do snu, nie zaszczycą więc spóźnialskich popisami w basenie.

Miłość na całe życie?

Młode pingwiny jeszcze nie myślą o łączeniu się w pary. Na razie tylko harce im w głowie.

Starsze natomiast, zwłaszcza te które mają już partnerów, sprawdziły już wszystkie przygotowane dla nich norki i wybrały najwygodniejsze. Teraz zazdrośnie ich strzegą przed intruzami. - Całkowicie nie interesują się schronieniami na parterze - mówi opiekun. Tam cztery jamki są wyposażone w podglądy. Okazało się, że ptaki występować w Big Brotherze nie mają zamiaru.

Tymczasem norki na najwyższej skalnej kondygnacji są uznane za najbardziej luksusowe. - Salma z Gonzem, gdy któryś z innych ptaków usiłuje tam zajrzeć, podnoszą potworny krzyk i zaczynają bić intruza - słyszymy od opiekunów.

Niewykluczone, że zimą w pingwiniarni zaczną się pierwsze gody. Być może starsze osobniki: pan i pani Kalinowska utworzą pary z młodszymi samcami. Takie gody to ciekawe widowisko. Samce będą starały się zrobić wrażenie na wybrankach. Gdy znajdą listek na pewno stanie się on cennym prezentem. Jeśli ptaki przypadną sobie do gustu, powinny stworzyć związek na całe życie. W przyszłości wspólnie zaopiekują się potomstwem.

Ale nie zawsze jest tak kolorowo. - W koloniach dochodzi czasem do zdrad, a to przeważnie fatalnie kończy się dla kochanek - dodaje Teresa Grega, wicedyrektor ds. hodowlanych w ogrodzie. - Gdyby samiec po skoku w bok, został ojcem, jego prawowita partnerka z zazdrości nie pozwoli mu na opiekę nad „bękartem”. Tymczasem kochance samodzielne odchowanie pisklęcia raczej się nie uda.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski