Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pink Floyd "Meddle"

Redakcja
Tuż po wydaniu w 1970 r. "Atom Heart Mother" okazało się, że to, co w dużej mierze stanowiło o pięknie i oryginalności głównego tematu z tego long-playa, stało się, przynajmniej po części, jego "przekleństwem".

Jerzy Skarżyński: NIEZAPOMNIANE PŁYTY HISTORII ROCKA SUPLEMENT (35)

Chodziło o to, że jeśli Pink Floyd chciałby go w miarę wiernie wykonywać w czasie tournèe, powinien ze sobą wozić orkiestrę, chórzystów i wiolonczelistę z jego wiolonczelą oraz smyczkiem. A to, jak łatwo się domyśleć, musiało być drogie i wiązać się z kłopotami technicznymi. Stąd, per saldo, ogólnie niezadowoleni muzycy postanowili na swoim kolejnym albumie w sprytny sposób zdyskontować powodzenie krążka z łaciatą krową na okładce i... przygotować jego skromniejszą "wersję". I stąd ich kolejna płyta, identycznie jak poprzednia składała się z suity zajmującej całą jej połowę i kilku uzupełniających ją utworów, pieśni oraz piosenek. A napisałem o utworach, pieśniach i piosenkach, bo na pierwszej stronie analoga znalazł się jeden utwór prawie całkiem instrumentalny, dwie nastrojowe pieśni i pogodna oraz przebojowa piosenka, która gdyby trafiła na singla mogłaby się stać hitem, a także całkiem zabawny żart na dwa głosy. Niektórzy pozbawieni humoru fani, uważali nawet, że owo dziełko, jest najgorszym w całej dyskografii Floydów i że zapowiada, iż zespół schodzi na psy...

"Meddle" zaczyna intrygujący szum wiatru, z którego po chwili wyrywa nas puls zdublowanego basu i hipnotyzujące dźwięki organów oraz gitary. W połowie czwartej minuty słyszymy nagle wers wyrecytowany przez Nika Masona: Pewnego dnia potnę cię na małe kawałeczki. Rzecz jasna w tym miejscu na miejscu będzie pytanie: któż zasłużył sobie na takie "wyróżnienie"? Otóż adresatem owych słów był londyński prezenter radiowy Jimmy Young, który bardzo złośliwie oceniał muzykę Pink Floyd! Po "One Of These Days" ujawniają się dwie ballady: senna "A Pillow Of Winds" i żywsza "Fearless". Tą drugą wspaniale uzupełnia stadionowy chór kibiców Liverpoolu, którzy wykonują swój hymn - "You'll Never Walk Alone". Następnie mamy jeszcze: melodyjne "San Tropez" i śpiewany oraz... skuczany przez psa blues "Seamus". A po tym wszystkim pojawia się to, co najważniejsze, czyli 23-min suita, która jak uprzedziłem, jest (nie tylko z racji na swój tytuł - "Echa") odbiciem "Atom Heart Mother".

I na koniec, żeby wszystko było jasne - proszę pamiętać, że nawet jeśli zdarza się, iż jakieś dzieło okazuje się być nieco słabsze od arcydzieła, to wcale nie oznacza, że samo w sobie jest niewiele warte. Przecież echo, jako echo, jest też często bardzo, bardzo piękne!

Jerzy Skarżyński, Radio Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski