Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pink Floyd: "Ummagumma"

Redakcja
Zacznę od tego, że przypomnę, iż w pierwszym okresie Pink Floyd był bardzo wyraźnie podporządkowany mózgowi swojego ówczesnego gitarzysty - Syda Barretta. I to z paru powodów.

Jerzy Skarżyński Radio Kraków: NIEZAPOMNIANE PŁYTY HISTORII ROCKA SUPLEMENT (13)

Raz, bo (w przeciwieństwie do pozostałych) umiał on już dobrze grać na instrumencie, dwa, bo potrafił pisać świetne teksty i trzy, bo był szalenie kreatywny jeśli chodzi o pomysły brzmieniowe. Tyle tylko, że już po roku okazało się, iż za jego talentami stoją narkotyki i schizofrenia. W efekcie w styczniu 68 r. do grupy ściągnięto Davida Gilmoura, który po kilku tygodniach dublowania coraz bardziej "odlatującego" Barretta, został jego następcą. Warto wspomnieć, że owa roszada doprowadziła do tymczasowego bezkrólewia w zespole, co zaowocowało dość ryzykownym pomysłem, aby nagrać album, na którym każdy z jego członków przedstawi własną muzykę niezależnie od pozostałych. No, a owocem owej idei stał się drugi (studyjny) krążek podwójnego wydawnictwa - "Ummagumma".

Pierwsza płyta publikacji to cztery utwory zarejestrowane podczas koncertów. I tak kolejno przelatują: hipnotyczne "Astronomy Domine", które podpowiada naszej wyobraźni obrazy kojarzące się z pokazami w planetariach; "Careful With That Axe, Eugene" - obsesyjne, psychodeliczne, powoli narastające, a w końcu wciągające nas w świat równie przerażający jak tytuł tego tematu ("Ostrożnie z tą siekierą, Eugeniuszu"); "Set The Controls For The Heart Of The Sun" - które teraz, gdy słońce zaczyna nam sprawiać swoją wzrastającą aktywnością coraz więcej kłopotów, brzmi jak jakieś niebiańskie memento, oraz wreszcie "A Saucerful Of Secrets", początkowo dziwnie rozmyte, a po paru minutach konkretyzujące się za sprawą bębnów.

Płyta druga. Jej pierwszy fragment, 4-częściowy "Sysyphus", to jak się łatwo domyśleć, cztery miniatury organowo-fortepianowe (z odrobiną perkusji) zagrane przez Wrighta. Mam wrażenie, że artysta, szczególnie nagrywając ich trzecią część, myślał o... Warszawskiej Jesieni. Fragment drugi, Watersowski, to najpierw balladowe i leniwe latanie nad "Łąkami Grantchester", a potem cudaczny (ale na swój sposób wspaniały) odlot o tytule zbyt długim, aby go tu zacytować. Świetne do tańca dla jakiegoś owłosionego skubańca! Część trzecia - to "The Narrow Way" Gilmoura x 3. Gitara raz tak (akustycznie), raz siak (elektrycznie) i raz jako urządzenie do akompaniowania (wraz z całym zespołem) głosowi. Ładne! I wreszcie część czwarta - "The Grand Vizier's Garden Party" Masona. Najpierw w flet dmucha ówczesna żona perkusisty (Linda), a potem on sam stuka, puka, piszczy, mruczy, a nawet coś rżnie i wierci. Ten finał nadaje się tylko dla odważnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski