Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pióra, rączki i długopisy

Andrzej Kozioł
Sztuka pisania. Pan Kmicic macza pióro we własnej krwi. Czym pisali uczniowie w niebieskich mundurkach? Literaturę robi się piórem i czterema literami

Z pisaniem zawsze bywały kłopoty. A to brakowało w domu papieru, a to inkaust wysechł w kałamarzu, a to okulary gdzieś się zapodziały. Ba, czasami nawet samo pisanie szło niesporo, bo i ręka, i głowa do niego nie nawykły. Gubiły się więc myśli, litery potworniały, kartę pokrywały kleksy, zwane niegdyś żydami, co dzisiaj uznano by za niepolityczne. Na szczęście nikt już kleksów nie zrobi, no bo jak, skoro zamiast maczanych w kałamarzu piór używamy długopisów...

O kłopotach z pisaniem przepysznie napisał Kraszewski w zabawnym opowiadanku „Jak się dawniej listy pisały”. No i jeszcze mamy wspaniałą scenę pisania listu w „Zemście”. Po wielu trudach i swarach Cześnik decyduje:

__

Trzeba zrobić to inaczej.

Nawet lepiej będzie może,

Gdy wyprawię doń pacholę

Z ustną prośbą.
Tak, tak wolę.

Aby uniknąć trudności ze skreśleniem na papierze rozproszonych myśli, uciekano się do gotowych formuł. Gdzieś w bibliotecznych zakamarkach mam kilka malutkich, rozsypujących się książeczek. Każda zawiera gotowe teksty powinszowań na każdą okazję, listów do wszystkich i teksty te często rymowane są na częstochowski sposób.

Jednak nie wszyscy uciekali się do takich bryków. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, zwłaszcza na wsi, było wiadomo, jak się pisze listy. Że trzeba zacząć solennie, od słów pobożnych: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”, aby później dodać: „W pierwszych słowach mojego listu donoszę, żem zdrów, czego i Wam życzę”. A dalej można już było pisać od siebie i o sprawach codziennych. Często w tych chłopskich listach kryła się głęboka prawda o czasach, w których były pisane, o chłopskiej warstwie. Między innymi dzięki nim powstało wielkie dzieło Znaniec-kiego i Thomasa „Chłop polski w Europie i Ameryce”.

Wróćmy jednak do żmudnego i trudnego przelewania myśli na papier. Wśród niezbędnych do tego rzeczy nie wymieniłem pióra. Dlaczego? Dlatego że przez setki lat wystarczyło złapać byle gęś, aby mieć narzędzie do pisania. (Prawdę mówiąc, także papier nie był konieczny. W dzieciństwie wiedzieliśmy o tym doskonale. W końcu chłonęliśmy powieści Curwooda, i pamiętaliśmy, że w „Łowcach wilków” szkielet poszukiwacza złota w kościanej dłoni trzymał mapę skreśloną na brzozowej korze).

Imć pan Kmicic mógł napisać list do wrednego księcia Bogusława, ukrywszy się w leśnej chałupie Kiemliczów. Jakimś cudem stary Kiemlicz znalazł trzy arkusze papieru, ale inkaustu w siedzibie grasantów oczywiście nie było, podobnie jak piór. Na szczęście znalazł się jakiś jastrząb przybity do szopy, ale skąd zdobyć atrament? Nie był to problem dla takiego rezolutnego kawalera jak pan Andrzej:

Kiemlicz pomknął co prędzej, bo w głosie Kmicica była niecierpliwość i jakoby gorączka. Po chwili wrócił ze skrzydłem jastrzębim. Kmicic chwycił je, wyrwał lotkę i począł ją temperować własnym puginałem.

– Ujdzie! – rzekł patrząc pod światło – ale łatwiej łby ludziom zacinać, niż pióra! A teraz trzeba inkaustu.

To rzekłszy, odwinął rękaw, zakłuł się silnie w rękę i umoczył pióro we krwi.

Ptasie pióra jeszcze długo pozostawały pisarskim narzędziem.

Wystarczy przypomnieć sobie „Wspomnienia niebieskiego mundurka” (podejrzewam, że nikt już nie czyta tej uroczej powieści Gomulickiego). W XIX-wiecznej szkole w Puł-tusku ciągle obowiązują gęsie pióra. Wprawdzie znane są już stalówki, ale – w zgodnej opinii nauczycieli – psują one charakter, oczywiście charakter pisma.

Na szczęście wśród uczniów jest Hefajstos, obdarzony niezwykłym talentem twórca piór. Z rąk prawdziwego mistrza wychodzą pióra „woskowane” i „hamburyzowane”, odznaczające się nadzwyczajnymi przymiotami, doskonałe do kaligrafowania, a trzeba pamiętać, że kaligrafia była jednym ze szkolnych przedmiotów, i to jeszcze bardzo długo.

Obsadka (kto jeszcze pamięta to określenie?) plus stalówka stanowiły razem przedmiot, który odziedziczył miano po swoim ptasim poprzedniku – pióro. Jednak w czasach mojego dzieciństwa, w szkole nr 31 na Zwierzyńcu, nie pisaliśmy, podobnie jak w innych krakowskich szkołach, piórami. Pisaliśmy rączkami.

Rączki dzieliły się na zwyczajne, codziennie szkolne i wieczne, a wieczna rączka – to było coś! Luksus, który albo przetrwał w domu od przedwojennych czasów, albo został nabyty nie wiadomo gdzie, bo w papierniczym sklepiku pani Brzyckiej przy placu Na Stawach można było kupić tylko zwyczajne drewniane obsadki i kilka rodzajów stalówek, między innymi „rondowe”, służące do kreślenia kaligraficznych zawijasów, ale sama kaligrafia znikła już ze szkół.

Wieczne rączki – może ze względu na swą cenność, może dlatego że, podobnie jak gęsie pióra, psuły charakter pisma – były wyklęte. A ponieważ z czasem anatema objęła długopisy, wyraźnie widać, że szkoła nigdy nie nadążała za życiem...

Rączki nosiło się w piórnikach, obok ołówków, gumy „myszki” i kawałeczka flaneli do wycierania stalówek. Piórniki były oczywiście drewniane, dwojakiego rodzaju – z wieczkiem wsuwanym lub przymocowanym na malutkich zawiasach. Kiedy były nowe, cudownie pachniały politurą. Podobny zapach buchał z pracowni przy ulicy Stolarskiej, ostatniej chyba w Krakowie ulicy noszącej nazwę zgodną ze swym charakterem. Na Siennej od dawna nie handlowano sianem, przy Szewskiej nie było szewców, ale na Stolarskiej ciągle królowali stolarze.
Rączki, zwyczajne i wieczne, musiały mieć atrament. Dlatego w każdej szkolnej ławce, w okrągłym otworze, tkwił szklany kałamarz w kształcie grzybka. Po domach, obrastając kurzem, stały na biurkach zestawy przyrządów do pisania, zwane garniturami. Polegiwały na nich długowłose secesyjne piękności, w kryształowych pojemnikach czerniał zaschnięty atrament.

A w urzędach pocztowych, zgodnie z przepisami, na klientów czekały kałamarze i oczywiście drewniane rączki. Kałamarze kryły gęstą ciecz, o bagiennej wręcz konsystencji, kryjącą zwłoki much. Nie wiadomo, dlaczego te owady popełniały masowe samobójstwo. Może dlatego że na poczcie, w przeciwieństwie do mięsnych i spożywczych sklepów, trudno było znaleźć cokolwiek do jedzenia.

Z czasem atrament miał zniknąć ze szkolnych ławek. Wyklęte długopisy stawały się legalne, podobnie zresztą jak wcześniej wieczne rączki. Ba, pojawiły się nawet „żaczki”, tanie i małe wieczne pióra przeznaczone dla uczniów. Oczywiście piły atrament z kałamarza, bo jeszcze nie nadszedł czas piór na naboje, przez starszych ludzi zwane patronami (określenia tego uporczywie używał Miłosz).

Pierwsze długopisy przywożono z Czechosłowacji. Ich właściciele pękali z dumy, mimo iż uporczywie wyciekał z nich ostro cuchnący tusz, plamiąc dłonie i wsiąkając w drewno piórnika.

Z czasem długopisy, zwane niekiedy z angielska piórami kulkowymi, rozmnożyły się, wyewoluowały w pisaki, cienkopisy, flamastry. Jednocześnie do łask powróciły wieczne pióra, symbol solidności, a nawet, w przypadku znanych marek, pozycji społecznej.

Niestety, zniknął zakład pana Gregi przy ulicy Szpitalnej. Jego właściciel o wiecznych piórach wiedział wszystko, ba, potrafił nawet wytoczyć z bakelitu brakujące części, nic więc dziwnego, że odwiedzali go wnukowie klientów sprzed lat, przynosząc do naprawy piękne „pelikany” po dziadkach.

W końcu staliśmy się niewolnikami komputerów, telefonów komórkowych, tabletów. Coraz częściej świąteczne życzenia docierają jako e-maile, coraz częściej zamiast urlopowej pocztówki wysyłamy SMS. I prawie nikt nie pisze ręcznie powieści.

Były jednak wyjątki. Kiedy nieśmiało zapytałem Tadeusza Konwickiego, czy przysłać mu do autoryzacji dyskietkę z wywiadem, huknął:

– Jaką dyskietkę? Literaturę robi się piórem i d...

Dzisiaj dyskietka też już jest anachronizmem...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski