MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Piosenki z mrocznej dzielnicy

Redakcja
Smolicki z nieoświetlonej części Podgórza Fot. Michał Smolicki
Smolicki z nieoświetlonej części Podgórza Fot. Michał Smolicki
Bad Light District to nazwa solowego projektu Michała Smolickiego, perkusisty krakowskiego zespołu New York Crasnals. Rozmawialiśmy z muzykiem o jego debiutanckim albumie - "Simplifications".

Smolicki z nieoświetlonej części Podgórza Fot. Michał Smolicki

Co skłoniło Cię do realizacji autorskiej płyty?

- Brakowało mi kontaktu z melodią. Koncentrując się na rytmie w New York Crasnals poczułem, że mam ograniczone pole wypowiedzi. Ponieważ część moich pomysłów nie pasowała do obecnego brzmienia NYC, postanowiłem je wykorzystać w solowym projekcie.
Tworzyłeś swoje piosenki na perkusji?
- Nie, na gitarze. (śmiech) To był mój pierwszy instrument, dopiero potem porzuciłem go dla bębnów. Mimo to od czasu do czasu brzdąkałem sobie w pokoju, tworząc kolejne piosenki. Tak na poważnie zaczęło się to dwa lata temu. Kiedy umieściłem je na MySpace, odezwała się do mnie wytwórnia Ampersand Records, sugerując, bym zastanowił się nad materiałem na płytę. Wybrałem kilkanaście zróżnicowanych utworów, bo nie chciałem, by album był jednowymiarowy.
Trudno Ci się było otworzyć na śpiewanie?
- Nie. Ale mimo to poprosiłem o pomoc chłopaków z zespołu - Jacka i Marcina. Najwięcej pomógł Jacek. Choć obecnie studiuje w Sztokholmie, znalazł na miejscu odpowiedni sprzęt i dograł swoje wokale do kilku nagrań.
W takim razie Bad Light District to właściwie New York Crasnals, tylko pod Twoim dowództwem.
- Może w jakimś sensie... Skomponowałem utwory i zagrałem na wszystkich instrumentach, ale koledzy wnieśli sporo pomysłów wokalnych. Chcę zresztą traktować Bad Light District jako otwarty projekt i zapraszać do udziału w następnych nagraniach kolejnych gości, także spoza naszego zespołu.
Jak sobie poradziłeś z nagrywaniem instrumentów?
- Dzisiaj niewielkim nakładem finansowym można zgromadzić sprzęt, który pozwala na przyzwoitą rejestrację muzyki - nawet w domu. Dysponujemy własnym pomieszczeniem, w którym urządziliśmy salę prób, i powoli przekształcamy je w studio. To zapewnia nam swobodę. Zagrałem na gitarze i basie, partie perkusji posklejałem z sampli swoich nagrań zrobionych na potrzeby New York Crasnals, a elektroniczne tła stworzyłem na laptopie. I wszystko zagrało, jak trzeba.
Muzyka New York Crasnals posiada gęste brzmienie, a Twoje solowe utwory są proste i melodyjne. Skąd ten kontrast?
- Kiedy zaczynaliśmy grać jako New York Crasnals, tworzyliśmy takie właśnie piosenki. Dopiero potem poszliśmy drogą eksperymentów. Dlatego muzyka Bad Light District to kontynuacja wczesnych dokonań New York Crasnals, zorientowana na prostotę i melodyjność. Czułem, że mam w tej materii jeszcze sporo do powiedzenia, musiałem to z siebie wyrzucić.
Utwory z "Simplifications" wskazują, że masz talent do pisania przebojowych melodii. To dziwne - jesteś przecież perkusistą.
- Wychowałem się na melodyjnym rocku alternatywnym. Dlatego do dzisiaj, kiedy słucham jakiegoś nagrania, zwracam uwagę najpierw na melodię, a dopiero potem na partię bębnów. Ponieważ sam wyprodukowałem "Simplifications", ostatnio rozgryzam też brzmienie słuchanego utworu - jak były ustawione mikrofony, gitary czy perkusja... (śmiech)
Większość nagrań z płyty odwołuje się do brytyjskiej "zimnej fali" z lat 80.
- Kiedy słuchałem piosenek współczesnych zespołów odwołujących się do tej estetyki, czułem, że nie wyczerpują wszystkich możliwości. Dlatego postanowiłem dołożyć do brzmień w stylu Joy Division szczyptę melodyki The Smiths, trochę amerykańskiego indie-rocka z lat 90. w rodzaju Karate i Modest Mouse oraz nieco noise-rocka i psychodelii Sonic Youth.
Będą koncerty Bad Light District?
- Chciałbym zaprezentować piosenki z "Simplifications" na żywo, ponieważ moim zdaniem muzyka prawdziwie spełnia się nie w studiu, ale właśnie podczas koncertów. Są dwa rozwiązania: albo będę występował z trójką muzyków - mogą to być koledzy z New York Crasnals, ale niekoniecznie - albo zagram sam z wykorzystaniem samplera i efektów.
A skąd wziąłeś nazwę dla projektu - Bad Light District?
- Początkowo nazywałem go Massolit, ale pojawiały się głosy, że ta nazwa bardziej kojarzy się z metalem niż z indie-rockiem. (śmiech) Kiedy pewnego dnia stałem na balkonie swego domu, przyszła mi na myśl nazwa Bad Light District. Mieszkam w Podgórzu, a to miejscami właśnie taka ciemna, nieoświetlona dzielnica.
Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski