Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piosenki z ogniem w tle

Redakcja
Fot. z archiwum artysty
Fot. z archiwum artysty
Ryan Socash to amerykański muzyk, który od lat mieszka w Krakowie. Jego zespół Let Me Introduce You To The End podbił serca wielu fanów głęboko emocjonalnego grania o mrocznym brzmieniu. Najnowsze wydawnictwo grupy – „A Voice From The Mountain” – jest dostępne do bezpłatnego ściągnięcia ze strony internetowej Socasha. To stało się okazją do naszej rozmowy z artystą.

Fot. z archiwum artysty

Wydarzenie muzyczne

- Rok temu zapowiadałeś ukazanie się nowego albumu Let Me Introduce You To The End – „Of Ghost”. Do tej pory nie ujrzał on światła dziennego. Co się stało?

- Tak naprawdę „Of Ghost” został nagrany i był to najbardziej obiecujący materiał, jaki kiedykolwiek stworzyłem. Dlatego desperacko chciałem podzielić się nim z ludźmi. Jednak po trzech latach nagrań moje postrzeganie tych piosenek całkowicie się zmieniło i dziś ciężko mi ich słuchać. Dlatego nie wyobrażam sobie ich wydania. Wykonywaliśmy „Of Ghost” w wielu wspaniałych miejscach, choćby na rynku głównym we Lwowie, i chciałbym, żeby ten materiał został tak zapamiętany. Wiem, że ta decyzja spotkała się z wielkim sprzeciwem fanów, ale wątpię, aby mnie to przekonało do wydania tego albumu.

- Zamiast „Of Ghost” otrzymujemy inną płytę – „A Voice From The Mountain”. Jak doszło do jej powstania?

- Podróżując między Europą a Ameryką w celu dokonania niezliczonej liczby nagrań, poczułem się zmęczony. Zapragnąłem zrobić coś pięknego i spontanicznego. Zebrałem więc wszystkich swoich utalentowanych współpracowników razem, przedstawiłem im pomysły na nowe piosenki, a potem nagraliśmy je wspólnie. To były magiczne chwile. Przyjechaliśmy w zimie do Jaworek, a w domu, który wynajęliśmy było przez pierwsze dwie noce tak zimno, że nie mogliśmy ani spać, ani grać. Dlatego rozpaliliśmy ogień w kominku i siedząc jak najbliżej niego wykonywaliśmy kolejne utwory. W kilku nagraniach, które wtedy powstały słychać... trzask palącego się drewna. To dodało im tak potrzebnej naturalności.

- Wszystko zarejestrowaliście właśnie w Jaworkach?

- Jakieś 85 procent dźwięków. Dodatkowe partie dograliśmy w Radiu Kraków, w Fullerton Studio w Chicago i Brooklynie. Początkowo planowałem wszystko zarejestrować w Jaworkach, ale okazało się, że nie ma możliwości przetransportowania tam organów czy zaproszenia wokalistów gospel. Ale kilku amerykańskich muzyków dotarło w góry. W sumie w nagraniach, oprócz mnie, uczestniczyli: gitarzysta Wojtek Szupelak, klawiszowiec Matt Nelson, basista Duszan Korczakowski, gitarzysta Marek Kamiński, wokalistka Avila Mitchel, perkusista Frank Parker Jr i gościnnie Czesław Mozil na akordeonie.

- Na swej stronie internetowej napisałeś, że „sercem albumu” jest Duszan Korczakowski.

- To jeden z najbardziej uduchowionych muzyków, jakich kiedykolwiek poznałem. Kiedy podczas drugiej nocy w Jaworkach, wszyscy poszli spać, on nadal ćwiczył. Słuchałem go jak oniemiały i czułem się onieśmielony, by kierować nim w artystycznym sensie. Ponieważ Duszan gra w filharmonii, zazwyczaj współpracuje z wybitnymi dyrygentami i muzykami, choćby Nigelem Kennedym, dlatego byłem zaszczycony, że i ja i mogę wywrzeć na niego wpływ. Duszan jest prawdziwą gwiazdą na płycie, że nie wspomnę, iż jego ojciec, Wiktor, użyczył nam swego domu i dokonał masteringu materiału.

- A skąd pomysł, aby w nagraniach wziął udział tak popularny ostatnio Czesław Mozil?

- Dwa lata temu mój szwagier podczas wyprawy w Bieszczady puścił w samochodzie piosenkę "Mimo wszystko" Heya z Czesławem. I choć nigdy nie lubiłem muzyki tego zespołu, spodobało mi się, jak Czesław wprowadził do niej ludowy element. Od tamtej chwili chciałem zaprosić go do udziału w swoich nagraniach. Ale myślałem, że podobnie, jak niektóre polskie gwiazdy, które podobno za mną nie przepadają, nie będzie tym zainteresowany. Dlatego nawet się z nim nie skontaktowałem. Ale kilka miesięcy później, ni stąd ni zowąd, Czesław wziął udział w pierwszym koncercie Let Me Introduce You To The End promującym „Of Ghost” w Alchemii. Kiedy go bliżej poznałem, okazało się, że to skromny i sympatyczny człowiek, który zaoferował, że chętnie wesprze naszą muzykę. Bardzo go lubię prywatnie, to jedna z najbardziej uprzejmych osób, jakie znam. Ma ogromną charyzmę i dlatego jest interesującym partnerem – w przyjaźni i w sztuce.

- Na nowej płycie Let Me Introduce You To The End słychać więcej wpływów folku i country. To wpływ okoliczności, w jakich powstała czy raczej Twój powrót do amerykańskich korzeni?

- Moja muzyka zawsze była folkowa, ale w ukryty sposób. Poprzednie albumy miały bardziej rockowy sztafaż. „A Voice From The Mountain” nie była w ogóle „produkowana”, tylko spontanicznie nagrana. Dlatego nie rozwijaliśmy piosenek poza podstawowy pomysł, chcieliśmy tylko uchwycić magiczny moment ich powstawania. Poza tym, ostatnio słuchałem dużo folku, miałem wręcz obsesję na punkcie „Tecumseh Valley” w wykonaniu Townesa Van Zandta, którego archiwalną rejestrację widziałem w telewizji. Nie mogłem wręcz uwierzyć, jak wiele emocji może artysta wyrazić przy pomocy tak skromnych dźwięków. On właściwie nie grał na swojej gitarze, tylko ledwo ją uderzał kilkoma palcami, śpiewając przy tym surowo i delikatnie. Chciałem oddać podobną subtelność w swoim materiale. I myślę, że udało mi się to w utworze „Burn Like The Sun”.

- A skąd pomysł na cykl miniatur pod tytułem „Soul”, zawierający silne elementy muzyki klasycznej?

- Kiedy byłem producentem Chicago Jazz Ensemble, poznałem Lenniego Niehausa, który był odpowiedzialny za wiele soundtracków do filmów Clinta Eastwooda. Prowadziliśmy z nim częste dyskusje na temat interakcji między reżyserem a kompozytorem. I to właśnie te rozmowy sprawiły, że uświadomiłem sobie, iż reżyser musi czasem ślepo zaufać swemu kompozytorowi. Z czasem stwierdziłem, że to dobry pomysł na podobny eksperyment w mojej muzyce. Pomyślałem, że każda z piosenek na płycie mogłaby mieć swoją otwierającą i zamykającą sekwencję – jak w filmowym soundtracku. Ponieważ nie miałem na nie żadnego pomysłu, poprosiłem Wojtka i Duszana o ich przygotowanie. Po prostu im zaufałem. A oni, znając mnie dobrze, zrobili coś odpowiedniego.
- Prezentujesz swoje piosenki w Polsce i na Ukrainie. Co pociąga młodego Amerykanina w krajach i ludziach Europy Wschodniej?

- Zawsze chciałem, żeby to, co tworzę miało znaczenie dla innych. Niestety, w obecnym czasie, ludzie z mojej części świata są omamieni kapitalizmem i ich wrażliwość została uszkodzona. We wschodniej Europie wiele osób zachowało tę wrażliwość, co pomaga mi spełniać się właśnie tutaj, jako artyście, nauczycielowi i ojcu.

- Dlaczego zdecydowałeś się udostępnić płytę za darmo do ściągnięcia z Internetu?

- Traktuję te piosenki jak sakrament, dlatego sprzedawanie ich byłoby dla mnie bluźnierstwem. Nie chciałbym również ograniczać liczby osób, które mogłyby je usłyszeć. Generalnie, mainstreamowa postawa, sprawiająca, że sztuka musi mieć swoją cenę jest zła. Nienawidzę ekskluzywnych galerii, które są otwarte tylko dla wybrańców. Prawdziwa wartość sztuki leży w jej znaczeniu dla ludzi i w niczym innym. Dlatego nie nagrywam piosenek dla tych, którzy mają pieniądze, oni mają swoich artystów sponsorowanych przez Millenium Bank, a ja nie chcę być jednym z nich. Pragnę nagrywać, dla tych, którzy mnie rozumieją i traktuję to śmiertelnie poważnie.

- Jak widzisz zatem przyszłość Let Me Introduce You To The End?

- Jesteśmy ciągle zmieniającą się grupą artystów, która chce tworzyć coś pięknego i póki nie umrę, to się nie zmieni. Jazzowy perkusista Frank Parker wyraził to najlepiej podczas naszych koncertów na Ukrainie minionego lata: „Jesteśmy po to, aby poruszać innych”. I zgadzam się z tym, choćby to miało dotyczyć tylko jednej osoby. To prawdziwa misja.

Rozmawiał Paweł Gzyl

Płytę „A Voice From The Mountain” można ściągnąć za darmo ze strony: ryansocash.eu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski