Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Ikonowicz: Lobby deweloperów przejęło Mieszkanie Plus

Witold Głowacki
Piotr Ikonowicz: Dla mnie pozytywne ruchy socjalne PiS-u, to „wola Boska czyniona rękami Tatarów”
Piotr Ikonowicz: Dla mnie pozytywne ruchy socjalne PiS-u, to „wola Boska czyniona rękami Tatarów” Bartek Syta
Mieszkanie Plus to miała być szansa na dach nad głową dla niezamożnych Polaków. Ale dziś to już przede wszystkim szansa na nowe zyski dla biznesu - mówi Piotr Ikonowicz.

Broni pan praw lokatorów od dekad. Blokował pan eksmisje za SLD, za AWS, znów za SLD, za PiS i za Platformy. Co pan pomyślał, kiedy PiS wiosną zeszłego roku zapowiadał projekt Mieszkanie Plus?
Wtedy po prostu wierzyłem, że nasze prośby i modły do kolejnych ekip zostały w końcu wysłuchane. Bo do dzisiaj właściwie jedyną drogą do osiągnięcia dachu nad głową, jaką oferowały nam i oferują władze państwowe, był i jest kredyt hipoteczny. W Polsce samorządy pozbywały się mieszkań komunalnych, jak tylko mogły: sprzedawały je, reprywatyzowały, część wypadała z rynku z przyczyn technicznych. Spółdzielnie stały się natomiast de facto deweloperami. Ci, który mogli, kupowali mieszkania - czasem za gotówkę, ale przede wszystkim na kredyt. W Warszawie na przykład spora grupa nabywców mieszkań to przybysze z terenów rolniczych. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej ceny ziemi rolnej poszły mocno w górę, ojcowie sprzedawali więc swe morgi i kupowali synom i córkom mieszkania w mieście. Ale już przeciętny młody Warszawiak, taki, który nie odziedziczył mieszkania w spadku i który zaczynał na rynku pracy tak jak zaczyna całe pokolenie - czyli od okolic płacy minimalnej, mógł sobie o własnym mieszkaniu tylko pomarzyć. Bo przecież on zarabiał i zarabia tyle, że ledwie jest w stanie z tego wyżyć, jakim więc cudem miałby myśleć o kupowaniu własnego mieszkania. Już nie mówiąc o tym, że zwykle pracował i pracuje na takiej umowie, której bank nawet nie brał pod uwagę przy udzielaniu kredytu.

ZOBACZ TEŻ | Piotr Ikonowicz o spotkaniu z o. Rydzykiem

Ale jeśli udało się już temu młodemu człowiekowi uzyskać jakąkolwiek zdolność kredytową, to bardzo często pakował się w kredyt kompletnie ponad swoje siły.
Oczywiście. W ostatnich latach zaczęło do nas przychodzić wielu młodych ludzi. Wyglądali pięknie i modnie, jak z reklamy Coca-Coli, tylko że byli już w zupełnej ruinie. Najpierw wpakowali w to nieszczęsne mieszkanie wszystko, co zdołali zarobić, a potem tracili je na licytacjach. Dlatego ogłoszenie Mieszkania Plus, czyli wyciągnięcie w końcu przez władzę publiczną ręki w kierunku budowy tanich mieszkań pod wynajem, wydawało się naprawdę znakomitą opcją. Myśmy się zwyczajnie z tego cieszyli. Niestety jednak cieszyliśmy się niezbyt długo.

„Najem instytucjonalny” to nowa - i budząca ogromne kontrowersje - kategoria wynajmu mieszkań. W jej myśl najemca ma podpisać akt notarialny, w którym zrzeka sie ochrony lokatorskiej i deklaruje, że podda się dobrowolnie eksmisji bez wyroku sądu w przypadku zalegania z czynszem lub dewastowania mieszkania

Kiedy pojawiły się pierwsze wątpliwości co do możliwego kształtu Mieszkania Plus?
Może wtedy, kiedy resort infrastruktury zaczął dążyć do tego, by wykreślić z ustawy o ochronie praw lokatorów katalog osób, którym sąd musi z mocy prawa przyznać uprawnienie do lokalu socjalnego. Ten katalog mieści się w artykule 14 ustawy, jest w nim mowa o kobietach w ciąży, o dzieciach, niepełnosprawnych, bezrobotnych, emerytach, etc. Walczyliśmy, żeby tego nie wykreślono, notabene było to wzięte metodą „kopiuj-wklej” jeszcze z projektu Platformy. Trzeba pamiętać, że aparat w ministerstwach wcale tak szybko się nie zmienia - urzędników nie ma kim wymieniać. Dlatego bardzo często pracują tam ludzie ze starej ekipy, myślący dokładnie tak, jak myślała Platforma - bardzo neoliberalnie, bardzo rynkowo i zarazem bardzo nie-społecznie.

Co pan zrobił, by resort wycofał się ze swoich zamiarów?
Napisałem między innymi list do Jarosława Kaczyńskiego z prośbą, żeby tego nie robić. Robiliśmy to w porozumieniu z panią Zofią Romaszewską, która kieruje biurem interwencji na Nowogrodzkiej i nawet z częścią posłów PiS-u.

Wygląda na to, że Jarosław Kaczyński ten list przeczytał.
Jak najbardziej. Efekt był taki, że jednak tych zmian nie dokonano. Wtedy odetchnęliśmy z ulgą, że ten ewidentny zamach na prawa lokatorskie został skutecznie odparty. Dziś jednak ustawa o Krajowym Zasobie Nieruchomości wprowadza pojęcie najmu instytucjonalnego - na którym ma się opierać program Mieszkanie Plus. Najemca ma podpisywać akt notarialny, w którym zobowiąże się do dobrowolnego poddania się eksmisji na bruk, bez wyroku sądowego, i bez żadnej ochrony lokatorskiej. Między innymi to właśnie sprawia, że cały program Mieszkanie Plus staje się prezentem dla biznesu deweloperskiego a nie wsparciem dla ludzi niezamożnych.

Musi pan to wyjaśnić. Ktoś naiwny mógłby powiedzieć, że przecież dalej chodzi o niedrogie mieszkania dostępne dla tych, którzy wcześniej nie mogli sobie pozwolić na wynajem a tym bardziej kupno własnego lokum.
To może zacznijmy od ceny. Powstały już bardzo drobiazgowe wyliczenia - dla Warszawy sama cena eksploatacji 1m2 ma wynosić ok. 10 zł. 10 zł to często maksymalna kwota, którą ludzie w ogóle są w stanie płacić za lokal - a tu chodzi o same koszty eksploatacyjne. Cały czynsz ma natomiast być kalkulowany w oparciu o średnią płacę - jak dobrze wiemy jest to płaca bardzo rzadko w Polsce występująca. Zdecydowana większość Polaków nie osiąga tego poziomu zarobków.
Dlatego też warto posługiwać się nie wirtualnym wskaźnikiem płacy średniej a znacznie bliższą rzeczywistości medianą wynagrodzeń.
Albo jeszcze lepiej dominantą, czyli najczęściej występującą wartością - na pewno w każdym razie nie płacą średnią. To jednak ta ostatnia ma wyznaczać ostateczny poziom czynszu. A drugim czynnikiem, który będzie ten czynsz kształtować, ma być tak zwany „rozsądny zysk”. To są rozwiązania podyktowane wprost przez deweloperów.

A co to jest „rozsądny zysk”?
Tego nie wie nikt. Za to my mamy doświadczenia z „godziwym zyskiem”. To jest kategoria, która występuje w ustawie o ochronie praw lokatorów - właśnie na podstawie tej kategorii kamienicznicy żądali w sądach czynszów rzędu 50-60 i więcej złotych za metr. Potrafili porównywać swoje dochody z wynajmowania mieszkań z maksymalnymi możliwymi do osiągnięcia zyskami na giełdzie. Obawiam się więc, że z „rozsądnym zyskiem” może być podobnie. Może ten „rozsądny zysk” to na przykład taki zysk, który w ramach swego rozsądku zaakceptują deweloperzy? Widać gołym okiem że to jest prezent właśnie dla nich. Nadal wierzę, że czynsze w ramach Mieszkania Plus będą regulowane przez państwo. Już teraz jednak staje się jasne, że będą regulowane w oparciu o kryteria, sprawiające, że cała oferta będzie skierowana tylko i wyłącznie do klasy średniej, tak jak było z dopłatami dla młodych małżeństw.

Czy mam rozumieć, że Mieszkanie Plus zmienia charakter? Że teraz to już nie program realizowany przez państwo, tylko rodzaj outsorcingu - na którym skorzystają deweloperzy?
Nawet więcej. Myślę, że logika wygląda tu następująco: Kredyt hipoteczny się kończy. Ci, którzy mieli go wziąć i mogli, to go już wzięli. Następnych chętnych natomiast prawie nie ma - bo reszty Polaków po prostu na to nie stać. Deweloperzy tymczasem chcieliby dalej zarabiać w takim samym tempie jak za złotych czasów kredytów hipotecznych. Teraz będą mogli - bo dostali prezent od rządu w postaci programu Mieszkanie Plus.

Dlaczego to prezent?
Przede wszystkim deweloperzy mogą liczyć na konkretne zyski - czynsze będą w granicach 40 zł za metr kwadratowy.

Mówimy tu o Warszawie?
Tak. Przy 40 metrowym mieszkaniu czynsz wyniesie ok. 1600 zł, zaledwie o kilkaset zł mniej niż dzisiejsze ceny na wolnym rynku. To z pewnością różnica, która zadowoli ludzi nieźle sytuowanych, każdy chciałby płacić taniej niż płaci. Ale nadal jest to poziom cenowy, który uniemożliwi skorzystanie z programu osobom uboższym. To program dla klasy średniej. Według Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, czyli instytucji, którą trudno posądzić o jakieś lewicowe inklinacje, klasa średnia w Polsce to ledwie 400 tysięcy ludzi. Do tego mamy jakieś 2-3 miliony ludzi, którzy sobie wyobrażają, że już są tą klasą średnią - ale nią jeszcze nie są - i to nawet według banków. To oni będą mogli korzystać z Mieszkania Plus. Ale wysokie czynsze i zawężenie beneficjentów programu do grup dobrze sytuowanych to nadal nie jest koniec prezentów dla deweloperów.

Co jeszcze dostaną deweloperzy?
Darmowe grunty.

Słucham?!
Największym i najbardziej wartościowym zasobem, który posiada władza i który jednocześnie może rzucić na szalę rozwiązywania problemu mieszkaniowego, są właśnie grunty. Jest ich nadal sporo, są grunty leśne, kolejowe, etc. W pierwszej wersji programu, co nas bardzo cieszyło, władza planowała prosty i skuteczny myk: część gruntów zostanie sprzedana deweloperom, a pozyskane pieniądze posłużą do budowy na pozostałych gruntach mieszkań. Potem doszła do tego koncepcja finansowania kolejnych inwestycji również z niewielkich zysków z wynajmu. To także w pełni uszanowaliśmy, budżet państwa jest taki, jaki jest, a na pełne dotowanie Mieszkania Plus Polski zwyczajnie nie będzie stać. Mieliśmy jednak wtedy wrażenie, że dzięki tym gruntom i dobrej woli władzy państwowej, mieszkalnictwo dla ludzi mniej zamożnych i młodych będzie przynajmniej subsydiowane przez państwo. Przez całe lata subsydiowano przecież kredyty hipoteczne dla osób zamożnych. Niedawno NIK przeprowadził kontrolę, która przyniosła zupełnie oburzające wnioski. Okazało się mianowicie, że kredytów subsydiowanych udzielano osobom bezdzietnym, bardzo dobrze uposażonym - i nie było kryterium dochodowego. Można było skorzystać z takiej dopłaty nawet przy kupowaniu trzeciego z kolei mieszkania. W ten sposób z naszych kieszeni dotowano zamożnych obywateli. Mieliśmy więc prawo przypuszczać - zwłaszcza w kontekście tej prorodzinnej ideologii, którą obecny obóz władzy prezentuje - że skoro tamta władza subsydiowała bogatych, to może ta jednak dla odmiany zacznie subsydiować mniej zamożnych Polaków, ludzi ciężkiej pracy. No i tu byliśmy w błędzie. Władza będzie, owszem, subsydiowała - ale nie obywateli zamożnych czy niezamożnych, tylko biznes.

Akurat deweloperka to branża, która naprawdę nie potrzebuje - i nie będzie potrzebowała żadnej pomocy.
O tym polskim biznesie dewelopersko-budowlanym musimy sobie przede wszystkim powiedzieć jedno.To nie jest taki biznes, jak na Zachodzie, gdzie realia to kilkuprocentowa marża zysku, która i tak pozwala deweloperom się bogacić. Polscy deweloperzy muszą mieć co najmniej 50 procent zysku - inaczej nawet tej przysłowiowej łopaty nie wbiją. Dziś dostają od rządu koło ratunkowe, które pozwala im uciec od dotychczasowego modelu biznesu opartego na gasnących kredytach hipotecznych, a przy tym dalej bardzo szybko się bogacić na budowaniu mieszkań. W dodatku kosztem zasobów publicznych - czyli państwowych, naszych, gruntów. Przecież na gruntach przekazanych pod Mieszkanie Plus nie powstaną już choćby samorządowe mieszkania komunalne.
Samorządom to budowanie akurat idzie dość średnio. Są wyjątki, ale...
... Owszem, samorządy wciąż budują niewiele, statystyczna polska gmina oddaje rocznie średnio jedno nowe mieszkanie komunalne socjalne. Ale tam, gdzie mieszkania komunalne są przez samorządy budowane, na przykład Warszawa wbrew wszelkim pozorom trochę ich wybudowała, to są budowane naprawdę tanio. Dlaczego? Bo samorządy mają własny grunt, a do tego prowadzą budowy znacznie skromniej niż deweloperzy, liczą każdy grosz. I teraz spójrzmy na Mieszkanie Plus. Tam koszt budowy metra kwadratowego, na którym opierają się wszystkie rządowe wyliczenia, łącznie z przyszłymi czynszami, to 5 tysięcy złotych. Tymczasem w Wawrze samorząd buduje po 2000 za metr.

Serio? W warszawskim, ogólnie dość drogim Wawrze?
Serio, znam te bloki, widziałem je na własne oczy. Kwota, którą operuje rząd, przy kalkulowaniu kosztów Mieszkania Plus to prawie trzykrotność tego, za ile potrafią budować samorządy. Ale to ciągle nie koniec. Bo, żeby ten interes się domknął, żeby ten skok na kasę deweloperów i kamieniczników się naprawdę udał i przyniósł spore zyski, to ludzie, którzy wejdą w ten najem, nie mogą się spóźniać z czynszem. To zaś być może byłoby możliwe, ale w społeczeństwie, w którym byłby stabilny rynek pracy i wysokie zarobki. A zatem na pewno nie w Polsce, bo u nas cena metra kwadratowego mieszkania ma się nijak do zarobków, jest spekulacyjnie zawyżona. My oczekiwaliśmy, że rzucenie na rynek dużej puli mieszkań wybudowanych przy udziale państwa, z tanim czynszem, spowoduje taki efekt rynkowy, że cena mieszkań spadnie do poziomu zbliżonego do możliwości obywateli.

Kiedy pierwszy raz usłyszałem o Mieszkaniu Plus, to była jedna z moich pierwszych myśli - że wejście państwa na rynek mieszkaniowy zbije ceny mieszkań. I że w związku z tym opór ze strony deweloperów i właścicieli nieruchomości będzie naprawdę gigantyczne.
Ba, różne próby partnerstwa prywatno-publicznego przy budowie mieszkań były wielokrotnie podejmowane przez polskie samorządy, sami niejednokrotnie braliśmy w tym udział. Ze strony deweloperów był jednak zawsze niemy opór. Oni nie byli zainteresowani najmem, choćby dlatego, że nie mogli liczyć na coś, co nazywają „przyjaznym otoczeniem prawnym”. A co to takiego jest „przyjazne otoczenie prawne” według polskiego kamienicznika albo dewelopera? Otóż to jest możliwość wyrzucenia lokatora wprost na ulicę, bez żadnych procedur, jak tylko zacznie zalegać z czynszem. A co jest według deweloperów i kamieniczników „uciążliwością”? To, że jakaś część tych lokatorów ma prawo do pomocy publicznej, jeśli popadnie w tarapaty. Ma je ze względu na wiek, na stan zdrowia, na sytuację życiową, ekonomiczną czy społeczną. I w wypadku takich lokatorów sądy zawieszają wykonanie eksmisji do czasu, aż odpowiednia gmina dostarczy lokal socjalny. A to znaczy, że ten niepłacący lokator przez jakiś okres nadal będzie przebywał w tym pierwotnym mieszkaniu. To bardzo boli deweloperów i kamieniczników - że na tym właśnie stracą. Dodajmy, że jest to o tyle dziwne, że w istocie to wcale tak nie jest, że stracą. Bo w czasie, w którym gmina szuka lokalu socjalnego, oni z kolei mają prawo do odszkodowania - właśnie od samorządu. Co więcej, oni te odszkodowania dostają. Tyle tylko, że zapewne wysokość tych odszkodowań jest jakoś tam niższa od tego, co mogliby żądać od kolejnych lokatorów po wyrzuceniu dotychczasowym.

Ikonowicz: Kiedy ogłaszano projekt Mieszkanie Plus wierzyłem, że nasze prośby zostały wreszcie wysłuchane

I tu dochodzimy do tzw najmu instytucjonalnego, który ma obowiązywać w programie Mieszkanie Plus?
Właśnie. Najem instytucjonalny wprowadzono po to, by zapewnić ciągłość zysków deweloperom. To okazało się ważniejsze od prawa siedmioletniego dziecka, ciężarnej kobiety czy inwalidy do dachu nad głową. Czegoś takiego nie było nawet za Platformy, było tylko za SLD, za czasów Blidy - tylko i wyłącznie wtedy możliwa była eksmisja na bruk. Później, za sprawą różnych wyroków Trybunału Konstytucyjnego i różnych kolei losu, wprowadzono instytucję „pomieszczenia tymczasowego”. To był co prawda najwyżej plaster na rany postrzałowe, rozwiązanie bardzo prowizoryczne, ale jednak za jego sprawą eksmitowany mógł przebywać do 6 miesięcy w tym pomieszczeniu, zwykle quasi-hotelowym, dostarczonym przez samorząd. Z jakością tych pomieszczeń bywało często bardzo źle, ale jednak eksmitowany miał gdzie przebywać. Nie trafiał na ulicę, nie siadał na klatce schodowej, ani nie mieszkał w samochodzie, co zresztą dziś jest coraz częstsze. Miał jakiś dach nad głową. Samorządy zresztą potrafiły iść znacznie dalej niż wynikałoby z tego podstawowego wymogu. W Warszawie na przykład udało nam się wywalczyć - a z pewnością pomogła w tym trudna sytuacja pani prezydent i Ratusza po aferach reprywatyzacyjnych - że tam, gdzie sprawa dotyczyła lokatorów z katalogu kategorii chronionych i jednocześnie jakakolwiek organizacja, choćby nasza, interweniowała, to samorząd dostarczał pomieszczenie tymczasowe, które w istocie było lokalem mieszkaniowym pozostającym w dyspozycji miasta. A po jakimś czasie było ono przekształcane w lokal socjalny. Samorząd sam więc zaczął omijać ustawę nakazującą wyrzucanie do tych „hoteli dla pcheł”, do tych noclegowni prowadzonych przez prywatnych operatorów. Stamtąd też zresztą wyrzucano na bruk. Pamiętam taką scenę ze słynnego miejsca tego rodzaju na Przeworskiej 1, na Grochowie. To było tuż przed Świętami, pewnej kobiecie skończyło się prawo do dalszego pobytu tam. Ona się bała, wiedziała co ją czeka, stamtąd to już nawet nie komornik, tylko po prostu ochroniarze wyciągali na bruk. Zaszyła się w jakimś magazynie. I tak ją tam dopadli i stamtąd wytaszczyli na ulicę. Zmarła. Takich tragicznych sytuacji było niestety więcej, ludzie odbierali sobie życie, albo marli gdzieś na ulicy, zwłaszcza ci chorzy. I w związku z tym, że to nagłaśnialiśmy, że pomagały nam media, to samorządy poszły po rozum do głowy. To się po prostu skończyło.

Rozumiem, że właśnie powrotu do takich praktyk pan się obawia?
Prawo - za sprawą zapisów o „najmie instytucjonalnym” tworzy nową kategorię lokatorów. To nie będzie dotyczyło tylko najemców w ramach Mieszkania Plus, ale także tych, którzy wynajmują mieszkania prywatne. Każdy bowiem, kto ma choćby kilka mieszkań i je wynajmuje, będzie się mógł zarejestrować w tym trybie, płacić podatki i korzystać z możliwości wyrzucania lokatorów na bruk, bez żadnej procedury. My zaś tracimy wszelkie instrumenty prawne, żeby tym ludziom pomagać. Zostaną nam tylko blokady - ale wiem aż za dobrze, że blokada w najlepszym razie tylko odwlecze eksmisję - na dłuższą metę to nie jest skuteczne. Mamy więc do czynienia ze skrajnie niebezpiecznym precedensem. Dziś nie można na przykład wyrzucić lokatora, dopóki sąd nie stwierdzi, że rzeczywiście zalega on z czynszem. Ale według zapisów o „najmie instytucjonalnym”, lokator musi podpisać akt notarialny, w którym zobowiązuje się do poddania uproszczonej egzekucji pozasądowej. I teraz kto właściwie stwierdzi, że on rzeczywiście dewastował mieszkanie, czy zalegał z czynszem? Wynajmujący - i nikt poza tym. To on będzie miał w ręku odpowiedni instrument, czyli pałę. Właściwie nic też nie będzie stało mu na przeszkodzie, żeby zwyczajnie skłamał. Bo kto go sprawdzi, jeżeli może on dokonać eksmisji bez wyroku sądu?
To mi zaczyna przypominać niesławny Bankowy Tytuł Egzekucyjny.
Ma pan dobre skojarzenia, bo ja dokładnie do tego zmierzałem. W wypadku BTE to bank był sędzią we własnej sprawie. Tym razem sędzią w relacjach z kamienicznikiem czy deweloperem ma być kamienicznik albo deweloper. Ale to nie koniec. Bo nikt nie zbada, jak wyrzucenie najemcy na ulicę wpłynie na jego życie, zdrowie, psychikę. Znam ludzi, którzy byli eksmitowani na bruk jeszcze jako dzieci - z tymi misiami i łóżeczkami. To jest trauma na całe życie. To są rany, które niezwykle trudno zaleczyć. Dodajmy do tego ludzi umysłowo czy nerwowo chorych, w depresji albo będących w kiepskim stanie psychicznym. Mamy niepełnosprawnych albo bezrobotnych bez prawa do zasiłku. Żaden sąd ich nie ochroni, a deweloper nie będzie przejmował się ich sytuacją. On ich zwyczajnie wystawi na ulicę.

Czyli powstaje program mieszkaniowy z prostą ścieżką prowadzącą do bezdomności?
Artykuł 75 Konstytucji mówi, że obowiązkiem władzy publicznej jest zaspokajanie potrzeb mieszkaniowych społeczeństwa, a w szczególności zapobieganie bezdomności. I oto wprowadzamy prawo, które prędzej czy później z całą pewnością zwiększy liczbę bezdomnych w Polsce. Mamy tu więc do czynienia z zupełnie oczywistym złamaniem Konstytucji. Zarazem jednak złamane zostają te przepisy Konstytucji, które mówią o równości wobec prawa. Mają przecież powstać dwie kategorie najemców - najemców chronionych i niechronionych. W ten sposób wprowadzamy do naszego ustawodawstwa obce ciało, które jest dokładnie sprzeczne, z zasadami, które wcześniej przyjęliśmy. To nie jest tak, że na rynku mamy równorzędne podmioty, wynajmujących i najemców. Z jakiegoś powodu istnieje na przykład Kodeks Pracy - z tych samych powodów istnieje również prawo chroniące lokatorów. Ustawodawca dostrzega, że strony kontraktu są z natury nierówne, że pracodawca jest tą silniejszą stroną. W innym wypadku wystarczyłby przecież kodeks cywilny, ale Kodeks Pracy zawiera ograniczenia zmniejszające tę przewagę pracodawców - bez niego kontrakt byłby po prostu narzuceniem woli jednej strony. Tymczasem w pracach nad przepisami o „najmie instytucjonalnym” narzucenie woli nastąpiło już w trakcie procesu legislacyjnego.

Podejrzewa pan, że wygrali lobbyści?
Oni docierali do Komorowskiego, dotarli pewnie do Dudy. Oni wszędzie docierają, bo pieniądze zawsze wszędzie dotrą. Na tym jednak polega demokracja, żeby rządzili ludzie a nie pieniądze. Tym razem z zażenowaniem stwierdzam, że w tym wypadku wygrały pieniądze. PiS to ugrupowanie, które uczyniło sobie sztandar z polityki prorodzinnej. Rodzina jest dla PiS wartością podstawową. Z tym zresztą trudno się nie zgodzić, mamy zatomizowane społeczeństwo i właściwie ostatnia trwała wspólnota, jaka nam została, to właśnie rodzina. Tymczasem nie ma przecież nic, co bardziej uderzałoby w rodzinę niż pozbawienie jej miejsca, gdzie może ona wspólnie przebywać. Prawo o „najmie instytucjonalnym” i obecna formuła Mieszkania Plus jest więc kompletnym zaprzeczeniem całej retoryki PiS. Pojawia się pytanie - dlaczego oni to właściwie robią?!

Potrafi pan na nie odpowiedzieć?
Mnie ciągle ludzie pytają: Czy to jest przypadek? Czy ktoś za plecami prezesa uknuł spisek? I tak dalej. Może właśnie tak jest. A może jest tak, jak drzewiej wielokrotnie bywało: osiągnęli mocną pozycję, wykonali wiele pozytywnych ruchów socjalnych (obniżenie wieku emerytalnego, 500 Plus, regulacja płacy minimalnej), po czym poczuli się na tyle silnie, by zacząć spłacać drugi wyborcze? To jest spekulacja, nikt nikogo za rękę nie złapał. Ale wiadomo, na czym polega lobbing - to jest zawsze coś za coś. Nie sądzę, żeby PiS jakoś szczególnie kochał deweloperów, to by było raczej nienormalne. Powiem tyle - jak dotąd zawsze sprawdzało się w podobnych sytuacjach przeczucie, że ktoś, gdzieś, komuś posmarował. To są za duże interesy. A ludzie są tylko ludźmi. Nowa ekipa naprawdę nie składa się z samych aniołów. Pamiętamy, że kiedy tylko zaczęły się nowe rządy, to Kaczyński musiał sczyścić ministra skarbu. A jak zobaczył, że i to nie pomogło - to zlikwidował całe ministerstwo. Myślę, że w kwestii Mieszkania Plus miał miejsce bardzo silny lobbing, który jak na razie okazuje się skuteczny.

A może to po prostu przeskalowanie zabezpieczeń na wypadek, gdyby lokator nie był skłonny do opłacania czynszu?
Jest taka teza, że gdyby nie było eksmisji na bruk, to wtedy ludzie w ogóle przestali by płacić czynsze. To skrajnie pesymistyczna, bardzo przy tym prawicowa, wizja człowieka. To ten „Lewiatan” Hobbesa: ludzie są źli, pozagryzaliby się, gdyby tylko nie trzymać ich za mordę. To jest właśnie takie myślenie. Sądzę, że „najem instytucjonalny” wprowadzono przede wszystkim dlatego, że deweloperzy już teraz ostrzą sobie zęby na przyszłe wysokie czynsze z najmu w ramach Mieszkania Plus. Gdyby te czynsze miały być naprawdę niskie, wówczas w ogóle nie byłoby potencjalnego problemu z płaceniem. Ideologia, która towarzyszy programowi Mieszkanie Plus jest taka, że te mieszkania mają dostać ludzie w nienajlepszej czy średniej sytuacji materialnej, w podeszłym wieku - jednym słowem ludzie słabsi ekonomicznie. Ale przecież oni nie będą mogli pójść na te warunki.

Sądzi pan, że będą sobie z tego zdawali sprawę?
Jeśli podpiszą akt notarialny w ramach „najmu instytucjonalnego” i zgodzą się na wysokie czynsze, to prędzej czy później zawsze stanie się to, co się zawsze dzieje: zaczną z tymi wysokimi czynszami zalegać. Będziemy mieli masowe eksmisje na bruk. Tymczasem ludzie na ogół nie przewidują tego rodzaju przyszłych zdarzeń, za to teraz słyszą, że „budują się masowo mieszkania”. Mało tego. My właśnie organizujemy protest przeciwko temu prawu, który odbędzie się 17 września przed siedzibą PiS na Nowogrodzkiej. Rozmawiamy z wieloma ludźmi, których bezpośrednio dotyczy ten problem, którzy będą nim dotknięci. Właśnie z ludźmi słabszymi ekonomicznie, dla których program mieszkaniowy z prawdziwego zdarzenia mógłby być zbawieniem. I oni mówią: no nie, nie możemy zaatakować PiS-u. Dlaczego? Bo jeśli zaatakujemy PiS, to otworzymy drogę do władzy autorom afery Amber Gold, reprywatyzacji w Warszawie - i tak dalej, i tak dalej. Mamy więc diabelską alternatywę: jeżeli nowa władza, która jest postrzegana przez tę uboższą część społeczeństwa, jako lepsza (a uboższa część społeczeństwa naprawdę ma swoje racjonalne powody, by w ten sposób postrzegać PiS), zrobi coś naprawdę złego, to i tak ta uboższa część społeczeństwa będzie na to przymykać oczy, żeby tylko tej nowej władzy nie zaszkodzić. Bo tych drugich nie lubią jeszcze bardziej. Jedynym sposobem, żeby przerwać ten zaklęty krąg, żeby ludzie zaczęli w końcu oceniać władzę tak, jak na to zasługuje, nawet jeśli wcześniej zrobiła dla nich coś dobrego, jest stworzenie trzeciej siły politycznej, która będzie realną alternatywą dla tych dwóch zwalczających się stron. Tylko to mogłoby przerwać tę obłędną plemienną wojnę. I właśnie dlatego na polskiej scenie tak bardzo brakuje silnej lewicy. Lewicy społecznej. Tej, która zawsze stanie po stronie słabszych, która ich nie oszuka. Nie pamiętam ani jednej blokady eksmisji, której by nie robili ludzie lewicy społecznej - prawicowcy nie pomogli ani razu. Za biednymi stawali murem tylko młodzi ideowcy z lewicy społecznej.
Ludzi, którzy blokowali z panem eksmisje jest wielu - i są w tej chwili w różnych miejscach. Jest pański Ruch Sprawiedliwości Społecznej, jest partia Razem, są ludzie ze środowiska Nowego Obywatela, niedawno rozmawiałem z Janem Śpiewakiem o reprywatyzacji - oczywiście i on uczestniczył w eksmisyjnej blokadzie. A jednak nawet z Razem idziecie nadal osobno. Dlaczego?
Ludzie, którzy się otarli o lewicę, wiedzą, że istnieje analiza klasowa, choć zwykle nie do końca sami w nią wierzą, przynajmniej do pewnego momentu. W RSS zrzeszyliśmy ochroniarzy, rzemieślników, kierowców autobusów, handlarzy ulicznych - ludzi, którzy żyją z ciężkiej pracy, za nieduże pieniądze. Nie prekariat, tylko proletariat. Obok mamy ugrupowanie, które zrzesza młodych ludzi z dużych miast, w większości wykształconych, wykonujących głównie wolne zawody.

Ludzie z Razem wciąż powtarzają, niewątpliwie szczerze, że chcą...
... „Iść w lud”. Tak. Ale na razie wciąż są jednak głównie poza ludem. Mam za sobą doświadczenie pierwszej „Solidarności”. Doskonale pamiętam, jak my, inteligencja, rzuciliśmy się w ramiona klasy robotniczej - i obie strony tego spotkania były sobą nawzajem zachwycone. I ja sądziłem, nadal w to zresztą wierzę, że spotkanie takiego ruchu jak nasz z taką partią jak Razem będzie dokładnie tym samym, że to zatrybi. Tymczasem na razie słyszymy na przykład, że popadamy w „biedyzm”. Są też pewne różnice w poziomie radykalizmu. My robiliśmy antyszczyt w trakcie szczytu NATO, Razem to lewica proatlantycka. Tam jest większościowy nurt socjaldemokratyczny w stylu Szwecji lat 30. i są tam też socjaliści, którzy się szamocą, choć są w mniejszości. My zaś jesteśmy ugrupowaniem par exellence antykapitalistycznym.

A środowisko Nowego Obywatela?
Ja stale z nimi współpracuję, pisuję dla nich, niedawno byłem na ich świetnym lewicowym festiwalu w Krakowie - cała impreza kosztowała 7000 zł, ale została sfinansowana w ten sposób, że 70 osób złożyło się po stówie. To jest najtrudniejsze do zrobienia - rzucić 7000 to żaden problem, ale zebrać 70 ludzi, którzy dadzą po 100 to już jest środowisko. Szanuję to. My zresztą też działamy w oparciu o własne zasoby a nie o dotacje - zarówno Kancelaria, jak i partia, mam przekonanie, że organizacja, która nie jest się w stanie sama utrzymać, to organizacja, która najprawdopodobniej nie jest nikomu do niczego potrzebna. To oczywiście dotyczy tylko polityki - nie na przykład kultury.

Według Ikonowicza czynsze za mieszkania wynajmowane w programie Mieszkanie Plus mogą w Warszawie wynosić ok. 40 zł za metr kwadratowy. W wypadku mieszkania o powierzchni 40 metrów dawałoby to szacunkowy koszt rzędu 1600 zł miesięcznie

Chyba jednak przydałaby się wam wszystkim jedna duża organizacja. Dopóki lewica społeczna będzie tak zatomizowana, dopóty nie będzie żadnej trzeciej siły.
To jest absolutnie jasne. Ale taka synteza następuje w akcji. Nie tylko na ulicy, także w debatach. Gdybyśmy mieli zacząć od rozmów o tym, kto gdzie wystartuje - i które będzie miał miejsce na liście wyborczej, to nic z tego nie będzie. Musi powstać taka jedność w działania, która uczyni wspólne pójście do wyborów czymś zupełnie oczywistym. Jeżeli nie odrobimy tej lekcji, to przegramy. Chciałbym iść jak najbardziej szeroko, choć oczywiście stawialibyśmy też pewne warunki programowe - nie chcielibyśmy się rozpuścić w jakimś wirtualnym wszystkoizmie. Przykładem jest na przykład sprawa wykupu mieszkań komunalnych - my jesteśmy przeciwni wykupowi. Dlaczego? Bo w ten sposób samorządy tracą swoje zasoby mieszkaniowe, a po emerytce czy kierowcy autobusu miejskiego wykupione mieszkanie może odziedziczyć na przykład syn - wzięty adwokat czy prezes banku. I tu napotykamy na opór.

No to może powinniście przekonywać do tego inne środowiska, a sami odpuścić np protesty przeciw NATO? Na tym ostatnim się przecież daleko nie zajedzie.
Kiedy dawałem ten przykład, chciałem tylko pokazać, na czym polegają pewne różnice między nami. W żadnym wypadku nie chciałem podkreślać, że to jest akurat przeszkoda nie do przeskoczenia. To, że u nas jest czerwień, a gdzie indziej fiolet, to też nie jest problem. My wszyscy i tak jesteśmy skazani na współpracę - siły naszych środowisk wciąż są realnie niewielkie. W RSS udowodniliśmy, że naprawdę można zrzeszać ludzi pracy - ale wciąż działamy na bardzo ograniczoną skalę - mam tego pełną świadomość. Dlatego jak najbardziej chcemy, musimy współpracować i otwierać się jak najszerzej. Zaprosiliśmy Razem na demonstrację 17 września, rozmawiamy w tej chwili o ich udziale, będzie też Inicjatywa Polska i kilka-kilkanaście innych środowisk. Mam nadzieję, że wszyscy, którzy spotykali się na blokadach eksmisji, spotkają się i na tym proteście. A może będzie nas znacznie więcej? Skoro tak skomplikowana i nieczytelna dla przeciętnego Kowalskiego sprawa jak trójpodział władzy wyprowadza na ulice wielotysięczne tłumy, to dlaczego tak prosta i podstawowa kwestia, jak to, że się dzieci wyrzuca na ulicę, nie miałaby wyprowadzić na ulicę równie wielkich tłumów? Od razu odpowiem: Dlatego, że w sprawie sądów na ulice wyszła klasa średnia i inteligencja. A proletariat jeszcze wierzy PiS-owi. Podkreślmy - jeszcze. Myślę jednak, że jest i taka lewicowa i prospołeczna część klasy średniej inteligencji, która pójdzie z nami.

Oczywiście „no logo” i „bez liderów”?
Jest z nami Wojtek Łobodziński, który przygotowuje demonstrację 17 września. On przemówił niedawno na jednej z manifestacji w sprawie sądów. Zaczął od „Precz z liderami”. Po czym wygłosił płomienne przemówienie, pod koniec którego był już nowym liderem.

Z założenia pozbawiona jednoosobowego przywództwa partia Razem też już ma naturalnych liderów.
W momencie, kiedy Adrian Zandberg wszedł do studia na debatę i zjadł to całe towarzystwo - bo był od nich o trzy klasy wyżej, również intelektualnie, między nim a nimi nie było nawet żadnego kontaktu umysłowego - to było wiadomo, że właśnie został liderem. Mam niezwykle wysokie mniemanie o jego potencjale - zarówno intelektualnym, jak i politycznym. On się wychował pod skrzydłami Kuronia, do końca życia Kuronia był jego asystentem. Myślę, że Kuroń go paru sztuczek nauczył. Chapeau bas.

Chyba obaj wolimy taką lewicę, która wychowywała się jako asystenci Kuronia, a nie jako asystenci...
... Leszka Millera...
... Albo i Jaruzelskiego.
(śmiech). Jasne że tak. Ja się zresztą bardzo przyjaźniłem z Jackiem Kuroniem. To zresztą był jedyny człowiek z tamtej ekipy, który otwarcie się pod koniec życia przyznał, że się pomylił co do planu Balcerowicza. Reszta szła w zaparte do końca.

W sprawie „najmu instytucjonalnego” znów pan napisze list do Kaczyńskiego?
Już napisałem.

Wysłany?
Wysłany.

Przeczytał?
Tego nie wiem jeszcze. Na urlopie chyba był.

A do Andrzeja Dudy pan napisze?
Nie. Żeby była jasność - ja nie wierzę w samodzielność Dudy. Myślę, że kiedy pod stopami władzy zapalił się asfalt w sprawie sądów, to Kaczyński posłał Dudzie wiadomość: „Wetuj”. Kaczyński sobie lewą ręką radzi z Petru, Schetyną czy Balcerowiczem, ale nie poradziłby sobie z gniewem ludu. A wtedy zaczynał się właśnie autentyczny protest ludowy. To było dla niego za dużo, a on naprawdę ma instynkt.

Pisze pan listy do Kaczyńskiego, chwali pan 500 Plus i podniesienie płacy minimalnej. Nie boi się pan tekstów o „lewicy idącej pod rękę z PiS-em”?
Jak na kogoś, kto miałby „iść pod rękę z PiS-em”, to chyba nie wyglądam zbyt przekonująco z tym wyrokiem za Chazana (śmiech). Natomiast jeśli widzę realizację niektórych naszych postulatów społecznych, to nie powiem, że to jest złe, tylko dlatego, że robi to PiS. To by było po prostu fałszywe. Zawsze mówiliśmy, że pozytywne ruchy socjalne dokonywane przez PiS to jest wola Boska czyniona rękami Tatarów, jak mówił imć Zagłoba. My naprawdę nie uważamy, że „im gorzej, tym lepiej”. Przeciwnie. Jeśli dzięki różnym ruchom PiS-u ludziom się teraz trochę poprawiło, to możemy się tylko cieszyć. Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że jesteśmy humanistami i lubimy ludzi. A po drugie dlatego, że człowiek zapędzony do kąta jako ten „gorszy sort”, w końcu podnosi głowę. To wyborcy PiS-u przez te 27 lat byli „gorszym sortem”. Ilekroć powiedzieli coś, co było nie po linii i nie po bazie, to wypominało im się, że są z małych miejscowości, niewykształceni...

...Moherowi i ogólnie niemodni...
...oraz, co „najgorsze”, biedni. Oni byli „gorszym sortem”. Teraz ci ludzie, ku oburzeniu Agaty Młynarskiej, pojawili się na plaży, w swoich dresach. Oni wreszcie poczuli jakąś nadzieję. A to nadzieja jest bazą każdej przemiany społecznej. Dopóki ludzie wierzą, że musi być tak jak jest, dopóki mają puste lodówki, to siedzą cicho. Dopiero kiedy lodówka się lekko zapełnia, dopiero kiedy pojawiają się perspektywy, to wtedy ludziom rosną pióra. Pojawia się nagle świadomość, że to nie jest tak, że to jakieś prawo naturalne skazało ich na bycie pariasami, tylko że jest jakaś elita, która ich w to wrobiła. Teraz sądzą, że to ta nowa elita władzy jest po ich stronie. Jak się zorientują, że nie jest - a muszą się zorientować, bo już to widać z deweloperami, a za chwilę zobaczymy to z bankami czy z pracodawcami. Jak dotąd w każdym konflikcie pracowniczym ta władza staje twardo właśnie po stronie pracodawców. Im więcej ci pracownicy będą się buntować, im więcej będą słusznie żądać, tym wyraźniej będzie widać prawdziwą twarz tej władzy. A może pan zapyta, dlaczego ludzie mają się buntować, skoro się im poprawiło?

Proszę bardzo, choć mam swoją teorię.
Otóż, gdzie się zaczęły strajki w 1980 roku? W Stoczni Gdańskiej. To była wtedy w PRL najwyżej uposażona grupa zawodowa obok górników. A w kopalniach fala strajków zaczęła się zaraz potem. Kiedy ludzie się prostują, bo mają lepiej, to wtedy chcą mieć jeszcze lepiej. I nie chcą być traktowani, jak bydło. A w Polsce są tak traktowani - bo takie mamy stosunki pracy, czego władza w żaden sposób nie próbuje ruszyć, poza kwestią płacy minimalnej. Moment, w którym Polacy zaczną podnosić głowy także w pracy, jest już naprawdę blisko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Piotr Ikonowicz: Lobby deweloperów przejęło Mieszkanie Plus - Portal i.pl

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski