MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Polk. Aktor bez zadęcia

Rozmawia Jolanta Ciosek
Andrzej Banaś
Ma dystans do siebie i do zawodu, który uprawia. - Nie przypisuję mu misji, posłannictwa i tych wszystkich wielkich słów. Po roli zostaje kilka wspomnień przez kilka chwil. I tyle. Co innego pozostawić po sobie stół. To jest coś

- Muszę zacząć od komplementu. Pańska konferansjerka podczas ubiegłorocznego festiwalu w Opolu była znakomita: wdzięk, klasa, elegancja…

- A mnie się wydawało, że nie jestem na swoim miejscu. Że przecież to festiwal piosenki, że są festiwalowi fachmani.

- Szkoda, że nie widział Pan tegorocznego festiwalu.

- Poczułem się zaszczycony tą propozycją. Cieszę się, że wypadłem nieźle.

- I od razu drugi komplement.

- Żebyśmy mieli z głowy?

- Właśnie. Pańską vis comica, którą podziwiamy w "Ojcu Mateuszu", tak naprawdę poznałam przed laty, będąc w warszawskiej Syrenie na "Klubie hipochondryków". Pan i Pańscy przyjaciele: Malajkat i Zamachowski - "do zjedzenia", że użyję żargonu teatralnego.

- Trzymamy nadal poziom. Sporo gramy w Polsce i sami się dziwimy, że ten spektakl żyje już własnym życiem od dziesięciu lat.

- Może to sprawa Panów przyjaźni?

- Nasza przyjaźń, ponadtrzydziestoletnia, nie ma nic wspólnego z zawodem. Nie epatujemy nią, nie komentujemy publicznie prywatnych i zawodowych spraw.

- Słowem, przyjaźń idealna?

- Prawdziwa, bez fałszywych momentów. Z Wojtkiem byliśmy na roku, Zbyszek studiował o rok wyżej. Przylgnęliśmy do siebie. Byliśmy do siebie podobni. Każdy z nas pochodzi z małego miasteczka, żaden nie miał wcześniej nic wspólnego ze sztuką. Nikt z nas o tę przyjaźń nie zabiegał ani specjalnie o nią nie dbał. Nie absorbujemy siebie nawzajem, nie dzwonimy do siebie zbyt często ani nie spędzamy wspólnie wakacji. Spotykamy się, kiedy któryś z nas potrzebuje reszty. No i czasami na męskim wieczorze: jakaś drobna wódka. A co najważniejsze: możemy na siebie zawsze liczyć. Nawet mieliśmy pomysł,by urządzić wspólny jubileusz, 100-lecia pracy artystycznej.

- A tak niewiele brakowało, by został Pan elektrykiem. Potrafi Pan jeszcze założyć w domu instalację elektryczną?

- Oczywiście. I to tak, że nie będzie żadnego spięcia, nic nie wybuchnie.

- To mógł Pan zostać prezydentem!

- O, co to, to nie. Kiepsko idzie mi skakanie przez płot.

- A w kwestii stare mebelki - to jak Panu idzie?

- Fantastycznie. Stoliczek art deco - bardzo proszę. Konsole, fotele, kanapy, biblioteczki - do usług. Wszystko potrafię zrobić. To pasja dająca rodzaj dystansu do świata, do zawodu. Stworzenie mebla jest czymś trwałym, co daje mi poczucie zadowolenia. Zamykam się w stolarni i tworzę od początku do końca. A aktorstwo? Świetny zawód, tylko jakże ulotny. Po roli zostaje kilka wspomnień przez kilka chwil, i tyle. Co innego pozostawić po sobie stół.

- Zawsze bez nabożeństwa traktował Pan swój zawód?

- Kochałem go i kocham, ale nie przypisuję mu misji, posłannictwa i tych wszystkich wielkich słów. Robię to, co lubię, i jestem najszczęśliwszy, jeśli sprawiam tym ludziom radość, może dostarczam wzruszenia. Jestem ambitny, pracuję nad rolą do końca, ale nie poświęciłbym dla tego zawodu szczęścia, rodziny, miłości. Grając w serialu "Lekarze", poznałem tajniki zawodu chirurga transplantologa. Mój Boże, to jest sens życia. Moje jest tylko zabawą w życie. Ale też w moim zawodzie mogę być każdym: świętym i zbrodniarzem. Jak w żadnym innym.

- Trzeba przyznać, że pasji ma Pan wiele: bo jeszcze konie i bycie restauratorem czy też biznesmenem.

- Na biznesie się sparzyłem. Nie nadaję się do tego. Trochę ludzie zawiedli, trochę błędów popełniłem sam. Słowem: jestem idealnym przykładem powiedzonka, że jeśli chcesz się napić piwa, to nie musisz kupować browaru.

- Takich porażek było wiele?

- Trochę. W 1991 roku pojechałem do Francji. Chodziłem na castingi, miałem zagrać we francuskim filmie. Nic z tego nie wyszło, za to trzeba było jakoś na siebie zarobić. Opiekowałem się 90-letnią staruszką. Uczyłem się języka, gotowania, kupowałem starszej pani szminki. Musiałem jednak wracać do Polski. Czyli nauczyłem się wszystkiego, prócz grania.

- A co z końmi i stajniami, które Pan miał swego czasu?
- Stajnie sprzedałem, a co do koni: cóż, "pańskie oko konia tuczy". Gdy nie ma pana, a nie mogło być, bo byłem bardzo zajęty, nie było sensu dłużej tego ciągnąć. Ale i tak jestem dumny z tego okresu mojego życia, bez fałszywej skromności powiem, że w ujeżdżaniu tych pięknych zwierząt zdobyłem dwa złote medale.

- Czy Pan chce czy nie, musimy zahaczyć o "Ojca Mateusza", w którym gra Pan najwspanialszego policjanta obok Artura Żmijewskiego - grającego najwspanialszego księdza.

- Czyli jest nas dwóch. Jeszcze pięciu i możemy nakręcić "Siedmiu wspaniałych".

- Lubi Pan takie małomiasteczkowe klimaty jak w Sandomierzu?

- Uwielbiam. Pochodzę z małego miasteczka. Kiedy przyjeżdżam do rodzinnych Kalet na Śląsku, zaraz zaczynamy z mamą rozmawiać gwarą.

- W jednym z wywiadów powiedział Pan - a udzielił ich niezwykle mało - że jest tradycjonalistą. W jakim sensie?

- Lubię domową atmosferę. Śląsk, skąd pochodzę, jest patriarchalny, stąd mama zaczyna nalewanie herbaty gościom… ode mnie. Nasz dom był trzypokoleniowy. Opiekowałem się dziadkiem, gdy był chory. Miałem bardzo dobry kontakt z babciami, może stąd moja cierpliwość do starszych. To była szczęśliwa rodzina. Do śmierci ojca, który umarł przed moją maturą. Na Śląsku nadal mieszka mama. Łączą nas mocne więzy rodzinne.

- W najbliższą niedzielę, na Scenie przy Pompie, wystąpi Pan z recitalem "Mój film". Ma Pan na swym koncie dwie płyty, znakomicie przyjęte - skąd te ciągoty do śpiewania?

- Od zawsze. Obserwowałem ojca i dziadka, jak muzykowali: tata na akordeonie, dziadek na tubie. Spodobało mi się i skończyłem szkołę muzyczną. A poza tym to, czego nie potrafię powiedzieć poprzez aktorstwo, ubrany w kostium, z charakteryzacją, przekazuję w śpiewie. Swój stan ducha, emocje. Piosenka to coś fantastycznego. To taki szlachetny dodatek funkcyjny, przydaje mi dojrzałości, w którą teraz wkroczyłem. No cóż, pięćdziesiątka przekroczona.

- A tak jeszcze niedawno był zespół rockowy Boss…

- To był piękny czas, kiedy zapragnąłem być rockowym gitarzystą, perkusistą, liderem, wokalistą. Długie włosy, dzwony, kurtki szwedki - to było wtedy w modzie. Śpiewałem i pisałem teksty. Graliśmy półtora roku. Fantastyczna przygoda, której poświęcaliśmy dużo czasu, energii i ambicji.

- Piosenka tak wiele dla Pana znaczy?

- Bardzo dużo. Każde wypowiedziane słowo musi mieć swój sens, ale i konsekwencję tego. A każdy stan opisywany w tych utworach jest mi znany. Już wiem, jak smakuje sukces i porażka, miłość i ból.

***
Absolwent średniej szkoły muzycznej i łódzkiej filmówki. Aktorstwo kocha, ale bez przesady, bo zna inne rozkosze życia. Za to jego kochają wszystkie damy oglądające serial "Ojciec Mateusz". Występował w Teatrze Studio, Komedia i Syrena i nadal gra. Nagrał dwie płyty: "Polk in Love" i "Mój film". Nie lubi udzielać wywiadów, natomiast lubi kobiety, wino i śpiew.

Zadebiutował w "Operze za trzy grosze" jako Jeden z bandy. Potem było już tylko lepiej, bo grał duże role w spektaklach Grzegorzewskiego, Hanuszkiewicza czy Malajkata. Recital Piotra Polka odbędzie się 29 czerwca (niedziela), godz.20.30, Scena przy Pompie Teatru im. Juliusza Słowackiego. Jak go rekomenduje?

- Facet po pięćdziesiątce trochę przeżył, trochę zrozumiał i tym wszystkim chce się podzielić ze swoją publicznością. Może w tych tekstach odnajdą Państwo część swoich klimatów, może trochę własnych łez, radości i wzruszeń. Nie będę przed Państwem odkrywał Ameryki, chcę zaśpiewać takie piosenki, jakich sam lubię słuchać. W rytmie, w jakim bije moje serce. Zapraszam serdecznie na to spotkanie w uroczym zaułku Sceny przy Pompie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski