Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Zaremba: Koniec rozmowy z Polakami [REFERENDUM KONSTYTUCYJNE]

Piotr Zaremba
Piotr Zaremba
Piotr Zaremba Polskapress
Przepchnięcie kolanem piątej nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym zbiegło się w Senacie z odrzuceniem wniosku prezydenta o referendum w sprawie konstytucji. Ten splot był symboliczny.

Padło mnóstwo słów o bezsensie pytania Polaków o założenia nowej konstytucji. Wykazywanie tego bezsensu łączyło zwolenników KOD z najtwardszymi pisowcami. Jak zauważył złośliwie mecenas Roman Giertych, Andrzej Duda wreszcie połączył wszystkich Polaków. Opozycja nie lubi pana prezydenta jako rzekomego narzędzia w rękach PiS, a o konstytucji gotowa jest z obozem rządzącym rozmawiać wyłącznie w kontekście oskarżeń o jej łamanie. Prawica prezydentowi specjalnie nie ufa, a w pytaniu prezydenta o ustawę zasadniczą upatruje źródła samych kłopotów.

Także eksperci przekonywali, że debata na ten temat nie ma sensu, że to nie jest „moment konstytucyjny”. Jeśli mówią tak wszyscy od Jana Olszewskiego po Antoniego Dudka, coś w tym musi być. Materia wydawała się zbyt abstrakcyjna, odbiegająca od dylematów dnia codziennego. Poza niezadowoleniem PiS, że prezydent ciągnął ten temat od początku na własną rękę, bez pytania kogokolwiek, była też obawa, że kiepska frekwencja zostanie zapisana na konto obecnej władzy jako klęska. Przy obecnej politycznej atmosferze można sobie wyobrazić triumfalne okrzyki liderów PO i Nowoczesnej ogłaszających, że bojkot się powiódł. Nawet jeśli Polacy wykazaliby się brakiem zainteresowania, a nie solidarnością z kimkolwiek.

Prezydent trzymał się do końca dość utopijnej wizji polityki. Nie zamierzał się na dokładkę dogadywać z Senatem (czytaj z PiS) nawet co do terminu referendum. I na tym można by skończyć. Ale warto coś jeszcze dodać.

Bo jego upór był może jednym z ostatnich śladów dawnej wiary, że przebudowa państwa wymaga obywatelskiego zapału i autentycznej rozmowy z Polakami. Czasy, kiedy PiS taką rozmowę obiecywał, już się zacierają w pamięci. A jednak tak było około kampanii 2015 - parlamentarnej i prezydenckiej. Trudno powiedzieć, na ile poważnie traktował tę formułkę Jarosław Kaczyński. Z pewnością wielu polityków i wyborców w nią uwierzyło. Wierzył również ówczesny kandydat PiS na prezydenta. Jego obecne upieranie się przy tym, aby podjąć rozmowę z wyborcami dzisiaj, to pozostałość tej wiary. Ten upór nie był podyktowany wyłącznie zamiarem wybicia się na niepodległość czy znalezienia sobie własnego politycznego tematu. Ja tego nie podejrzewam, ja to wiem.

Jestem sceptyczny wobec przyznawania ludowym plebiscytom jakiejś decydującej roli w określaniu polityki państwa. Możliwe nawet, że rację miał Jan Rokita dowodząc, iż nie da się pytaniami kierowanymi do narodu napisać sensownej, spójnej konstytucji. A jednak w definitywnym wyrzeczeniu się choć pozorów obywatelskości widzę coś nieprzyjemnego i fałszywego. To po co było wymachiwać tak wojowniczo sztandarem ludowładztwa? Kolejna sztuczka użyteczna w międzypartyjnym starciu - to wszystko. A dzisiejszy brak dialogu wyraża się też w niechęci do publicznych wysłuchań i do świata społecznych organizacji. W zdolności do słuchania bez zniecierpliwienia jedynie swoich.

I jest coś jeszcze. Marszałek Senatu Stanisław Karcze-wski, próbując osłodzić prezydentowi gorycz upokorzenia zapewnił, że PiS będzie nadal rozmawiał z Polakami o konstytucji. A kiedy to robił? Po zwycięstwie w wyborach ani razu. Myśl o jakiejkolwiek porządnej reformie ustrojowej została zastąpiona zawłaszczaniem kolejnych instytucji, chaotycznym, acz bezwzględnym, dokonywanym na podstawie zwykłych ustaw. Dlatego zderzenie głosowania nad prezydenckim referendum z ciągiem dalszym majstrowania przy Sądzie Najwyższym wydało mi się symboliczne.

Owszem, sam zawsze uważałem, że konstytucja z 1997 roku nie jest kluczem do naprawienia państwa. Że jej dość pojemne, czasem niefortunnie napisane, ale częściej całkiem neutralne przepisy ani w niczym nie przeszkadzają, ani nie pomagają. Nie w nich kryły się źródła rozlicznych patologii. One powstawały poza oficjalnymi przepisami, rzadko kiedy w ich następstwie.

Ale po pierwsze, PiS twierdził inaczej, opisując tę konstytucję jako „sworzeń postkomunistycznego układu” - by użyć słów Jarosława Kaczyńskiego. I znów podobnie jak w przypadku porzucenia bardziej ludowej demokracji zmiana praktycznego nastawienia nastąpiła niepostrzeżenie. Ponadto zaś nawet jeśli konstytucja nie była kluczem, można ją było w tym czy innym punkcie próbować naprawiać. Choćby po to, aby przy tej okazji dokonać przeglądu stanu państwa - jego zadań i możliwości.

- Nie mamy konstytucyjnej większości - powtarzają politycy PiS. I jest w tym jakaś prawda. Wizja konstytucyjnych kompromisów z opozycją jest dziś tak egzotyczna jak perspektywa letniego plażowania na biegunie, a bez nich realna debata nad ustrojem sens ma ograniczony. Tym niemniej trzeba sobie otwarcie powiedzieć: ten obóz nie myśli, poza jakimiś całkiem wyjątkowymi obszarami, w kategoriach przebudowy instytucji. Zastępowania gorszych procedur lepszymi. Nauczył się je lekceważyć, rzadko naprawiać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Piotr Zaremba: Koniec rozmowy z Polakami [REFERENDUM KONSTYTUCYJNE] - Portal i.pl

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski