Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piramida nie tylko czekolady

Marek Długopolski
Fot. Switzerland Tourism
Szwajcaria. Matterhorn, wznoszący się 4478 m n.p.m., to najbardziej znany szczyt. Wielu uważa też, że nie ma piękniejszego na świecie

Używali jej pierwsi zdobywcy Matterhornu - zapewnia przewodnik po Matterhorn Museum w Zermatt. Na czerwonym aksamicie leży spory kawałek konopnej liny, niemy świadek tragedii sprzed 150 lat. Na jednym jej końcu, rozsnutym i mocno postrzępionym, przez ułamek sekundy zawisło życie siedmiu jego zdobywców. - Niestety, nie wytrzymała... Czterech spadło w przepaść. Wielki sukces zamienił się w ogromną tragedię - przypomina.

W kameralnym podziemnym muzeum - na zewnątrz wystaje tylko niewielka szklana kopuła wejścia - w centrum uroczego alpejskiego kurortu odnajdziemy nie tylko kawałek feralnej liny, ale także inne pamiątki po pierwszych zdobywcach, przewodnikach i turystach, ryciny, zdjęcia, a także całą wioskę. _- Tak wyglądało Zermatt, gdy jeszcze nie było modnym kurortem, a biedną osadą na „końcu świata” - _mówi nasz opiekun.

Wyścig marzeń
Matterhorn, we Włoszech bardziej znany jako Monte Cervino, był jednym z najdłużej opierających się wspinaczom, alpejskich olbrzymów. W XIX stuleciu nie był jednak ani zbyt znany, ani popularny, a jego widok na niewielu robił wrażenie.

Dlaczego? _- Bo niewielu było oglądających. Tak daleko, w dolinę nikt - jeśli nie musiał - się nie zapuszczał. Matterhornu nie było jeszcze na czekoladkach Toblerone, ani na __milionach zdjęć - _mówią w Zermatt.

Wszystko zmieniło się w 1865 roku. W lipcu do zagubionej wśród niebosiężnych alpejskich szczytów osady przybył ekscentryczny Anglik: 25-letni wtedy Edward Whymper. To on odmienił życie mieszkańców, a także swoje - jak się miało wkrótce okazać.

Od paru już lat próbował pokonać wielką samotną piramidę. Jednak skalny szpikulec na granicy szwajcarsko-włoskiej skutecznie mu się opierał. Stał się wręcz jego obsesją. Marzył, że jest na jego szczycie - oczywiście jako ten jedyny, pierwszy. Ów czterotysięcznik zawładnął również sercem Jean-Antoine Carrela, doskonałego włoskiego wspinacza, zresztą towarzysza Anglika w paru wyprawach.

Czy Jelenia Góra, jak zwali ją wtedy miejscowi (z Zermatt przypominała głowę jelenia), robiła na nich wrażenie? - Raczej nie. Zawsze przecież mieli ją pod bokiem, była ich górą. Może tajemniczą i groźną, ale jednak „oswojoną”. Ich najpoważniejszym problemem nie było to, jak ją zdobyć, ale jak przeżyć przez zimę w __tych ekstremalnie trudnych warunkach - przypominają w Zermatt. _- Z __turystyki wtedy nie dało się jeszcze żyć... - _dodają.

Śmierć ich dościgła
Edward Whymper, by być pierwszym na szczycie, tym razem musiał się spieszyć. Dowiedział się bowiem, że z drugiej, włoskiej strony na skalną piramidę zamierza wspiąć się - ku chwale Włoch - Jean-Antoine Carrel. I jedna, i druga grupa miała w składzie bardzo doświadczonych alpinistów.

Londyńczykowi towarzyszyli 35-letni Michel Croz, przewodnik alpejski z Chamonix; 18-letni lord Francis Douglas, o rok starszy Douglas Hadow, a także 37-letni Charles Hudson, ksiądz, ale też doświadczony wspinacz. Gdy przybyli do Zermatt, brakowało im tylko jednego - przewodników. Po długich negocjacjach udało im się skusić Petrów Taugwalderów - 45-letniego ojca i jego 22-letniego syna.

13 lipca siedmioosobowy zespół ruszył w kierunku samotnego olbrzyma. Wszystko szło dobrze. Przewodnicy prowadzili pewnie wśród skał i lodu. Whymper i jego towarzysze pięli się więc powoli granią Hornli. Noc spędzili na wysokości 3350 m n.p.m. Następnego dnia, by mieć odpowiedni zapas czasu, wstali jeszcze przed świtem. Mozolnie, często na czworakach posuwali się po zalodzonym stoku... 14 lipca o godz. 13.40 - jak donoszą kroniki - Edward Whymper spełnił swoje największe marzenie. Jako pierwszy stanął na Górze Gór. Za nim weszli inni (Włosi, którzy atakowali szczyt z drugiej strony pozostali w pobitym polu, byli na nim 3 dni później).

Szczęście zdobywców nie trwało jednak długo. „Hadow poślizgnął się i upadł. Zaczął się zsuwać na krzyżach z nogami w powietrzu. Jego ciężkie buty trafiły w Croza, który schylał się po czekan. Z przeszywającym okrzykiem poleciał głową w dół. Nie dosięgnął czekana. Gołe ręce ślizgały się po płycie, nadaremnie szukając zaczepienia. Hudson, doświadczony wspinacz usiłował uciec z płyt, dosięgając jakiegoś zbawczego bloku. Niestety, szarpnięcie dosięgło go w połowie drogi. Było silne. Upadł na wznak. Razem pociągnęli Douglasa sparaliżowanego strachem. Runął z szeroko otwartymi oczyma. Cztery ciała potoczyły się ku krajowi przepaści. Potem toczyły się jeszcze kamienie. Daleko w dole odezwała się lawina, aż wreszcie nastała cisza. Śmiertelna cisza” - tak tamten wypadek opisał Stanisław Biel w „Mój Matterhorn w 1959 roku”. Wybitny taternik i alpinista - wraz z Janem Mostowskim - w 1959 roku dokonał pierwszego zimowego przejścia wschodniej ściany Matterhornu.

Wypadek przeżyli tylko Whymper i Taugwalderowie. Gdy zeszli do Zermatt, zaczęły się pytania o przyczynę nieszczęścia, co wydarzyło się na górze, dlaczego konopna lina nie utrzymała ciężaru czterech mężczyzn... Anglik mówił, że lina się przetarła, ale - jak twierdzą Szwajcarzy - sugerował też, że to starszy z przewodników przeciął linę, by się ratować...

Tymczasem 45-letni Peter Taugwalder bronił się twierdząc, że najlepszą z lin - tuż przed szczytem - przeciął Anglik. Dlaczego? Bo chciał na nim stanąć jako pierwszy. Schodzili więc powiązani najsłabszą z lin. - I __dlatego się przetarła - mówił. Niewielu było jednak takich, którzy wierzyli starszemu z przewodników. Dzisiaj jest inaczej, a świadczy o tym choćby sztuka „The Matterhorn Story”, którą na ulicach kurortu wystawiono w lipcu.

- Wspinaj się, jeśli potrafisz, ale pamiętaj, że odwaga i siła są niczym bez rozwagi i że chwilowe niedopatrzenie może zniszczyć całą radość życia. Nie rób niczego w pośpiechu, uważaj na każdym kroku, na __początku przewiduj zakończenie - miał później stwierdzić Anglik. Czy słowa te dotyczyło tej wyprawy na Matterhorn?

Dziesięć lat temu szwajcarski Mammut wyprodukował dokładną replikę liny, z jaką schodzili pierwsi zdobywcy Matterhornu. Co się okazało? Była zbyt słaba, aby „utrzymać życie czterech mężczyzn”.

A jak było naprawdę? To wie tylko Matterhorn i kawałek liny w Matterhorn Museum.

Rośnie kurort
Od tego wypadku sława Matterhornu rośnie. Do Zermatt zaczynają przybywać już nie tylko pojedynczy alpiniści, ale także coraz więcej turystów. Tak rodzi się uroczy, alpejski kurort. A przybyć do niego nie było łatwo. Wspomnieć wypada, że bity trakt, dostępny dla wozów, kończył się w St. Niklaus. Resztę trzeba było przebyć na nogach lub w specjalnej „lektyce”.

Mimo tych trudności kurort odwiedzało coraz więcej gości - przypominają gospodarze. W 1880 roku doliczono się ich już ponad 12 tysięcy. Nic więc dziwnego, że pod koniec XIX stulecia wysokogórską miejscowość postanowiono połączyć linią kolejową z Visp. Jej budowę rozpoczęto w 1888 r. Nim dotarła do Zermatt, minęły trzy lata. W tej chwili rocznie przejeżdża nią ponad 2,5 miliona turystów - 250 tysięcy to pasażerowie Glacier Express.

I nie ma się temu co dziwić. - Matterhorn to przecież jeden z __najbardziej rozpoznawalnych szczytów świata, symbol Szwajcarii - przypomina z dumą Edith Zweifel z Zermatt Tourism. A Hörnli, Lion, Zmütt i Furgen - to najbardziej znane górskie granie. To także najczęściej fotografowany szczyt globu. Łasuchy wspominają zaś o jego niezwykłym smaku... - Któż nie próbował słynnej alpejskiej Toblerone - z nugatem i orzeszkami - dzieła Theodora Toblera i __Emila Baumanna - dodaje Adriana Czupryn ze Switzerland Tourism.

Nic więc dziwnego, że Switzerland Tourism i Zermatt 2015 rok uczyniły rokiem „150. rocznicy zdobycia Matterhornu”. Jego sława jest ogólnoświatowa, więc i takie są uroczystości. Matterhorn wciąż kusi. Tak jak i urocze Zermatt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski