Z tej perspektywy konwencja całkiem nieźle wypełniła swoje zadanie, albowiem PiS udało się wywołać wrażenie rzeczowości i solidności toczących się w partii przygotowań do rządzenia. Stało się tak dzięki pomysłowi na przeprowadzenie obrad w klasycznym trybie „kongresowym”, tzn. trzydniowego cyklu prezentacji i dyskusji panelowych na tematy dotyczące rządzenia państwem.
Ale też dzięki wyważonemu tonowi głównego wystąpienia kandydatki na premiera Beaty Szydło, która odnosząc się krytycznie do polityki rządu, zerwała jednak całkowicie z dominującą w Polsce partyjną retoryką wrogości, szyderstw i pogardy dla politycznej konkurencji. W tej co najmniej mierze polityczna osobowość pani Szydło stwarza nadzieję na schyłek takiego modelu polityki, w którym podjudzanie najgorszych namiętności partyjnych jest priorytetowym celem wszelkich publicznych oświadczeń składanych przez polityków.
PiS powraca do – rzec by można – bardziej „tradycyjnego” modelu mobilizowania zwolenników, czyli „metody św. Mikołaja”, jak ją określił swego czasu Leszek Balcerowicz. Lista prezentów, którą pani Szydło zaprezentowała w Katowicach, jest, zaiste, imponująca. Do sformułowanych już wcześniej przez Andrzeja Dudę zapowiedzi obniżenia wieku emerytalnego i wysokiej kwoty wolnej PIT,Szydło dodała teraz m.in.: extra zasiłek 500 zł na każde dziecko, obniżkę VAT-u, dwuletnie wakacje podatkowe dla nowych małych biznesów, wielką podwyżkę wydatków na zdrowie (do 6 proc. PKB), a także (w postaci mniej konkretnej) „Pakt dla wzrostu w1ynagrodzeń”, który miałby zagwarantować szybkie podwyżki naszych zarobków.
W związku z tym rozgorzał spór o to, czy jest możliwe sfinansowanie takich wydatków bez groźby dla bezpieczeństwa finansowego kraju. Spór, jak się wydaje, o tyle bezsensowny, iż jego uczestnicy po obu stronach czynią bardzo wątpliwe założenie, iż obietnice przedwyborcze składane są na serio. Tymczasem w tej kwestii – niestety – rację ma Paweł Kukiz, pokazujący nędzę i socjotechniczny charakter partyjnych programów wyborczych.
Nie znaczy to jednak, że katowicka konwencja nie pozwala (co najmniej z grubsza) zorientować się w jaką stronę podążałby hipotetyczny rząd Beaty Szydło. Wiadomo już, że nie byłby to zapewne gabinet wielkich reform konstytucyjnych i ustrojowych, o których kandydatka na szefową rządu nawet się nie zająknęła w ponadgodzinnej mowie programowej. Dowiedzieliśmy się za to (od Piotra Glińskiego i Jarosława Gowina), że PiS porzuciło zamiar podwyższenia opodatkowania najbogatszych, więc nie będzie planowanego dotąd cofania reform Gilowskiej oraz wysokiej, trzeciej stawki podatku PIT.
Zamiast tego rząd PiS-u próbowałby zapewne jakiejś wersji nowych podatków od aktywów bankowych i obrotów supermarketów. I chociaż jest mocno wątpliwe, aby budżet zdołał (zwłaszcza w przypadku dużych sklepów) osiągnąć z tych nowych danin takie dochody, jakie planują eksperci PiS, to sama idea takich podatków w żadnym razie nie kłóci się z poczuciem sprawiedliwości. Niepokoić musi natomiast ustawicznie powracający podczas konwencji wątek krytyki obecności kapitału zagranicznego w polskiej gospodarce; sama Szydło uznała to za rzecz charakterystyczną dla „krajów małych i zależnych”.
W czasie gdy niemal w całym świecie zaostrza się konkurencyjna rywalizacja państw, regionów i miast o pozyskiwanie inwestorów, takie deklaracje z pewnością nie są świadectwem politycznej roztropności. A Szydło może ich jeszcze żałować, gdyby istotnie przyszło jej po wyborach zasiąść w premierowskim fotelu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?