Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pisać prawdziwą historię w PRL

Rozmawiał Włodzimierz Knap
Prof. Henryk Wereszycki
Prof. Henryk Wereszycki fot. archiwum
Rozmowa z prof. Tomaszem Gąsowskim, historykiem. Historycy w PRL. Kto chciał uprawiać historię w okresie stalinowskim, musiał płacić trybut władzy, cytując klasyków marksizmu. Partyjni historycy mogli napisać więcej...

– Pisanie tekstów historycznych w zakresie Pana specjalności w okresie PRL różniło się istotnie od warunków, jakie ma Pan w III RP?

– Samo istnienie cenzury powodowało, że trzeba się było liczyć z „obróbką” ze strony cenzora czy cenzorów. Tabu dotyczyło wielu spraw, m.in. relacji polsko-sowieckich. „Obróbka” – co istotne – nie polegała wyłącznie na wycinaniu fragmentów tekstu, lecz też na wklejaniu cudzych publikacji.

– Pana też to spotkało?

– Tak. Z książki popularnonaukowej o ruchu oporu w obozie koncentracyjnym w Auschwitz wycięto mi kawałek tekstu, a w jego miejsce włożono fragment publikacji pewnego krakowskiego dziennikarza.

– Wiedział Pan o tym?

– Powiedziano mi, że albo zgodzę się na taką ingerencję, albo książka się nie ukaże. Ustąpiłem. Wielu ludzi nie pamięta, że rolę cenzora w istocie rzeczy spełniali też wydawcy. Trzeba było z cenzorami i wydawcami negocjować, szukać kompromisowych rozwiązań. Dziś cenzura nie istnieje, lecz pisanie o kontrowersyjnych fragmentach polskich dziejów, szczególnie dotyczących XX stulecia, nierzadko wywołuje ostre, nieprzyjemne reakcje. Ale jeszcze gorsze dla autora jest milczenie po opublikowaniu książki czy artykułu.

– W PRL wybitnych historyków nie brakowało, choć naturalnie część z nich publikować zaczęła w II RP. Sama też epoka tzw. Polski ludowej to spory kawał czasu.

– I w tym okresie historykom wiodło się różnie. Do końca 1947 r. mieli względną swobodę. Wówczas ukazała się m.in. „Historia polityczna Polski 1864–1918” prof. Henryka Wereszyckiego, książki prof. Adama Krzyżanowskiego, chrześcijańskiego liberała, czy prof. Henryka Mościckiego, znawcy XIX i XX wieku. Rok 1948 stanowi zasadniczą cezurę. Historycy, jak reszta społeczeństwa, znaleźli się w erze stalinizmu.

Na przełomie 1951 i 1952 roku w Otwocku odbyła się Pierwsza Konferencja Metodologiczna Historyków Polskich. Historycy dostali na niej klarowne instrukcje dotyczące tego, jak i o czym mają pisać w ramach materializmu historycznego, by przekształcić naukę polską na wzór sowiecki. Na szczęście ten czarny okres trwał tylko kilka lat, bo już w 1955 r. stalinizm, także w historiografii, zaczął z lekka folgować. Potem przyszedł Październik ’56. Sporo się zmieniło, lecz nadal o wielu sprawach historycy, szczególnie piszący o najnowszych dziejach historii Związku Sowieckiego, nie mogli nawet wspomnieć. Zresztą mniej więcej od 1961 r. dla historyków przyszedł kolejny „mroźniejszy okres”.

Trwał on do schyłku lat 60. Pod koniec tamtej dekady zaczęły się pojawiać opracowania dotyczące np. odzyskania niepodległości czy dziejów II RP, które nie były jednoznacznie krytycznie nastawione do ówczesnych elit rządzących Polską i ich dokonań. I taka sytuacja utrzymywała się do końca rządów Edwarda Gierka. Przełom nastąpił w okresie tzw. I Solidarności, co miało m.in. związek z pojawianiem się publikacji drugoobiegowych, w tym emigracyjnych.

– Między 1948 a 1956 r., gdy obowiązywał w historiografii materializm dialektyczny, tej doktrynie musieli się podporządkować wszyscy historycy, nawet piszący o bardzo zamierzchłych czasach.

– Wyborem było odejście od wykonywania zawodu historyka. Ale i w tamtym okresie historycy zachowywali się różnie. Dominowały dwie postawy: jedni zajmowali się tzw. niekontrowersyjnymi okresami dziejów, niedrażliwymi tematami i prowadzili nad nimi rzetelne badania źródłowe. Inni pisali tak, jak rządzący sobie życzyli. Ale nawet ta pierwsza grupa musiała składać władzy pewien trybut, polegający na okraszaniu fragmentów swoich publikacji cytatami z tzw. klasyków. Hierarchia wśród klasyków była następująca: Stalin, Lenin, Marks, Engels. Pod koniec tamtego stalinowskiego okresu wypadać zaczął Stalin.

– W 1952 r. prof. Aleksander Gieysztor, jeden z najwspanialszych mediewistów, napisał w „Przeglądzie Historycznym”, profesjonalnym kwartalniku, tekst dotyczący rodowodu państwa polskiego. Zanim przeszedł do merytorycznych ustaleń i naukowych hipotez, powoływał się na klasyków komunizmu, choć cytaty z ich prac nic nie wnosiły do artykułu. Tego rodzaju trybut musiał składać każdy historyk?

– Tak. Warto jednak pamiętać, że odrzucając bzdurne cytaty z klasyków, nie brakuje prac polskich historyków z epoki stalinizmu, począwszy od świetnych znawców antyku po ekspertów od XIX stulecia, które do dziś są wartościowe. Na marginesie dodam, że obowiązywała wtedy, a i później, dyrektywa antyniemiecka, czyli pisania na „nie” wobec wszystkiego, co niemieckie.

– Wśród historyków, którzy pisali tak, jak władza chciała, nie brakowało ludzi inteligentnych, doskonale zdających sobie sprawę, że piszą nieprawdę lub celowo zatajają fakty.
– To była dość pokaźna grupa, m.in. prof. Henryk Jabłoński, Jarema Maciszewski, Jerzy Janusz Terej. Niektórzy z nich postępowali tak zapewne dla kariery politycznej, zawodowej.

– Jak Henryk Jabłoński, który w latach 1972–1985 był przewodniczącym Rady Państwa, czyli formalnie najważniejszą osobą w PRL.

– Prof. Jabłoński był bardzo dobrym historykiem, wykształconym przez prof. Wacława Tokarza, zrobił porządny doktorat. Jeszcze zaraz po wojnie, gdy był działaczem PPS, pisał rzetelne prace. Potem zmienił front, przekonując m.in., że decydujący wpływ na odzyskanie przez Polskę niepodległości w 1918 r. miała „wielka rewolucja” bolszewicka. Ale na przykładzie jego dalszych prac widać ewolucję poglądów.

Trwał co prawda na stanowisku, że „wielka rewolucja październikowa” miała wpływ na odzyskanie przez Polskę niepodległości, lecz z czasem dodawał inne czynniki, m.in. wysiłek Polaków. Taka droga, od zabetonowania przez powolne kruszenie, cechowała zdecydowaną większość tzw. marksistowskich historyków. Nawet Antoni Czubiński w swoich książkach odchodził od twardego doktrynerstwa.

– Może wpływ na to miała ostra krytyka, z jaką się spotkał, gdy w skrypcie podał rzeczywistą liczbę uczestników „wielkiej rewolucji październikowej”.

– Niewątpliwie natomiast historycy partyjni w wielu wypadkach mieli łatwiejszy dostęp do istotnych dokumentów. Traktowani byli po prostu jako „nasi ludzie”, którym partia mogła zaufać. Takim historykiem był m.in. Tadeusz Jędruszczak. Dzięki temu, że władze PZPR miały do niego zaufanie, Jędruszczak z archiwów wyciągnął i udostępnił sporo cennych dokumentów. Warto też powołać się na relacje prof. Józefa Buszki, autora „Historii Polski 1864-1948”, która miała w okresie PRL sporo wydań.

Prof. Buszko wspominał, że w każdym kolejnym wydaniu tę książkę przepracowywał, dodając nowe rzeczy, które cenzura była w stanie dopuścić do druku. Przykładem ewolucyjnej zmiany poglądów wobec Józefa Piłsudskiego był jego biograf prof. Andrzej Garlicki. Od nakreślenia postaci Piłsudskiego na ogół w ciemnych kolorach po w miarę obiektywną ocenę Marszałka pod koniec lat 80.

– Niedługo ma się ukazać Pana praca o tym, jak historycy i przed II wojną światową, i po 1945 r. borykali się z odtworzeniem okoliczności odzyskania niepodległości. Co wynika z Pana badań?

– W II RP większość historyków należała do dwóch zwalczających się obozów. Jedni byli piłsudczykami, drudzy endekami. Pisząc, nie byli w stanie uchronić się od postawy politycznej, czyli tego, jak kwestię odzyskania niepodległości widzieli ich ideowi bohaterowie: Józef Piłsudski oraz Roman Dmowski.

– A po wojnie badania nad II Rzeczpospolitą, jak się przedstawiały?

– Naukowe badania rozpoczęły się w latach 60. Najtrudniej było pisać o wojnie polsko-bolszewickiej i relacjach ze Związkiem Sowieckim. Na przełomie lat 60. i 70. zniknął kanoniczny przekaz o kluczowym wpływie przewrotu bolszewickiego.

– Pod koniec lat 70. ukazała się książka prof. Janusza Pajewskiego „Odbudowa państwa polskiego 1914–1918”. Jak Pan ją ocenia?

– Kapitalna praca. Wspaniały warsztat, fascynująca narracja. Jej autor w trudnych czasach stalinowskich i w epoce „przymrozków” za rządów Gomułki zajmował się bezpiecznym okresem, bo XVII w., szczególnie relacjami polsko-tureckimi. Wielu wybitnych historyków również wolało wybrać odleglejsze czasy, przynajmniej na początku drogi zawodowej, np. Emanuel Rostworowski, Józef Gierowski, Lech Trzeciakowski czy Marian Zgórniak. Profesorowi Wereszyckiemu władza pozwoliła zajmować się tylko dziejami powszechnymi.

– Henryk Batowski w okresie PRL zajmował się historią dyplomacji w międzywojniu, a szczególnie gorącym okresem 1938–1939. Jak sobie radził z tak drażliwymi sprawami dla rządzących Polską komunistów?

– Prof. Batowski był niczym wybitny arcymistrz, który wykonuje jedynie możliwe posunięcia, choć sytuacja na szachownicy jest trudna. Jedną ze swoich książek doprowadził do 16 września 1939 r. Następną zaczął od października 1939 r. Postąpił tak, by uniknąć kłamania. Napisać zaś prawdę o 17 września i sojuszu Stalina z Hitlerem nie można było.

– Na temat dziejów Żydów w Polsce w okresie PRL długo nie powstało zbyt wiele prac.

– Badania w zasadzie dotyczyły trzech obszarów: Zagłady, dziejów społeczno-ekonomicznych społeczności żydowskiej w I RP oraz emancypacji Żydów w XIX w., ale za sprawą niemal wyłącznie Artura Eisenbacha. Dopiero dzięki staraniom prof. Józefa Gierowskiego w latach 80. udało się powołać do życia Zakład Historii i Kultury Żydów na UJ. I badania ruszyły.

CV

Prof. Tomasz Gąsowski kieruje Zakładem Historii Polski Nowoczesnej UJ, wykłada też w Akademii Ignatianum, jest wybitnym znawcą XIX i XX stulecia, zajmuje się m.in. historią Żydów oraz najnowszymi dziejami Polski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski