MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Car Łużkow pozbawiony tronu

Redakcja
W 2007 roku Jurij Łużkow (z prawej) został wybrany na mera Moskwy przez Władimira Putina Fot. PAP/EPA
W 2007 roku Jurij Łużkow (z prawej) został wybrany na mera Moskwy przez Władimira Putina Fot. PAP/EPA
Stało się to, czego od tygodni oczekiwano w Moskwie. Prezydent Rosji usunął Jurija Łużkowa z urzędu mera Moskwy. Wczoraj nad ranem Dmitrij Miedwiediew podpisał dekret w tej sprawie, uzasadniając dymisję "utratą zaufania prezydenta".

W 2007 roku Jurij Łużkow (z prawej) został wybrany na mera Moskwy przez Władimira Putina Fot. PAP/EPA

MOSKWA. Prezydent Dmitrij Miedwiediew pokazał, że zamierza rządzić silną ręką

Urząd burmistrza Moskwy Łużkow piastował od 1992 roku, trzykrotnie wygrywając wybory na mera największego i najdroższego miasta Europy z wynikiem nie mniejszym niż 70 procent głosów, zanim w 2004 r. nie uzurpował przywileju mianowania merów ówczesny prezydent Władimir Putin. Centralne wyznaczanie gubernatorów i burmistrzów najważniejszych miast miało być podporządkowane walce z terroryzmem. Zostało zaś ocenione jako wzmocnienie ustroju autorytarnego. W 2007 r. Łużkow został wybrany na mera już przez Putina.

Politolodzy oceniają, że wczorajszą dymisją Miedwiediew pokazał, że zamierza rządzić samodzielnie i silną ręką. Prezydent nie planuje nawet spotkania wyjaśniającego z Łużkowem. Wcześniej proponował mu dobrowolną rezygnację z urzędu, co Łużkow miał przemyśleć podczas tygodniowego, przymusowego urlopu. Przemyślał czy nie, na jego miejsce wskoczył zastępca Władimir Riesin, ale nie na długo, bowiem Miedwiediew musi mieć czas na osobiste wyznaczenie następcy Łużkowa.

Dymisję poparło kierownictwo partii władzy Jedna Rosja, wyrażając ból, że mer utracił zaufanie wskutek "własnych błędów". Mimo że Łużkow jest jednym z założycieli Jednej Rosji i zajmuje w niej wysokie stanowisko, złożył rezygnację z członkostwa w partii.

Łużkow był w Moskwie tyle lubiany, co nienawidzony. Oponenci wielokrotnie oskarżali go o korupcję i lobbowanie na rzecz firmy swojej żony Jeleny Baturiny, właścicielki działającej na rynku nieruchomości potężnej kompanii Inteko. Baturina od kilku lat zdobywała intratne zlecenia na terenie stolicy Rosji i nie bez powodu uważana jest za "oligarchę w spódnicy", najbogatszą i najbardziej wpływową kobietę w Rosji, której majątek "Forbes" szacuje na 3 mld dolarów.

Do pomnażania kapitału kontakty z Łużkowem wykorzystywali inni oligarchowie, m.in. nieznany szerokim kręgom Szałwa Czygirinski, inwestor zabudowy terenu przylegającego do placu Czerwonego, gdzie stał swego czasu największy na świecie i znany w całym ZSRR hotel "Rossija", a także inwestor największego drapacza chmur w Europie. Budowę "Baszni Rossija" o wysokości 612 metrów przerwano z powodu kryzysu, ale bez zgody władz miasta inwestycja nie byłaby możliwa. - Budynek ten będzie symbolem Rosji, która patrzy w przyszłość - zapowiadał Łużkow podczas uroczystości położenia kamienia węgielnego.

Prasa opisywała setki korupcyjnych historii z udziałem mera Moskwy. Swego czasu głośno było o dilerze niemieckiej marki samochodów, który za pozwolenie na budowę salonu przy obwodnicy miejskiej przekazał "kręgom zbliżonym do mera miasta" łapówkę w wysokości 600 tys. dolarów.

Ale Łużkow był równie lubiany, szczególnie przez mieszkańców Moskwy korzystających ze świadczeń społecznych, które w Moskwie są dużo wyższe niż w pozostałych regionach Rosji. Emeryci i renciści wielbią go za dopłaty do rent i emerytur, dlatego meldunek w Moskwie jest marzeniem każdego z nich. Kilka lat temu Łużkow zdobył serca moskiewskich matek, którym przekazał darmowe racje mleka w proszku dla niemowląt. Przez niższą klasę stolicy był nazywany "carem w miniaturowym wydaniu" oraz "rosyjskim Robinem Hoodem", który odbiera pieniądze bandytom i przynajmniej część oddaje zwykłym ludziom.
Sporej części mieszkańców podobało się także podejście mera do imigrantów. Poprzez wprowadzenie obowiązku meldunku bronił Moskwy nie tylko przed nielegalnymi przybyszami z Afryki, Azji i Kaukazu, ale również z biednych regionów Rosji, którzy od wieków ciągnęli do Moskwy za chlebem.

Podobały się także jego ksenofobiczne i nacjonalistyczne hasła skierowane do obcokrajowców. Mieszkańców Kaukazu nazywał "czarnuchami", Azjatom likwidował targowiska w Moskwie, pod przykrywką obostrzeń sanitarnych czy przeciwpożarowych. Jednym z najgłośniejszych przykładów jest ubiegłoroczne zamknięcie Bazaru Czerkizowskiego. Pracę straciło wówczas prawie 100 tysięcy osób, głównie Chińczyków, co wywołało protesty i napięcie na linii Pekin-Moskwa. Likwidacja bazaru stała się okazją do przejęcia atrakcyjnej działki o powierzchni 230 hektarów i znajdujących się tam towarów o szacunkowej wartości 2 miliardów dolarów.

Jednak poparcie dla Łużkowa z roku na rok spadało. Według ośrodka badań opinii społecznej Centrum Lewady w 1999 r. ufała mu ponad połowa mieszkańców stolicy, w ubiegłym roku już tylko 20 procent. Mimo to Łużkow wydawał się politykiem "niezatapialnym", a jego kariera polityczna równie bogata, co burzliwa. Pełniąc urząd mera Moskwy, Łużkow zdążył być członkiem Rady Federacji Rosyjskiej oraz komisji: budżetowej, polityki podatkowej, regulacji walutowej i działalności bankowej.

Mianowany na burmistrza Moskwy przez Borysa Jelcyna w 1992 roku, kilka lat później stał się jego krytykiem. W 1999 roku stanął do wyborów prezydenckich, w których na swojego następcę Jelcyn namaścił Putina. Już wtedy media oligarchów wspierających Putina przeprowadziły na Łużkowa wiele ataków, zarzucając mu zlecanie zabójstw, wielomilionowe łapówkarstwo, afery seksualne. Gdy Putin wygrał wybory prezydenckie, Łużkow zmienił front i przeszedł na jego stronę, tworząc z zapleczem polityczno-biznesowym Putina partię Jedna Rosja.

Gdy przecieki z Kremla donosiły, że Putin szykował dymisję Łużkowa w 2005 roku, mer zagwarantował prezydentowi pełną pacyfikację demonstracji antykremlowskich w Moskwie, a także świetny wynik wyborczy dla Jednej Rosji przed wyborami do rosyjskiego parlamentu. Słowa dotrzymał.

W ubiegłym roku zaczął jednak krytykować Putina, gdy wyczuł, że kryzys osłabił premiera, a on sam może wzmocnić swoją pozycję. Łużkow zgodził się między innymi na zorganizowanie na początku ub. roku wiecu opozycyjnego ruchu "Solidarność", podczas którego wzywano do dymisji rządu Putina. W Moskwie mówiło się wtedy, że Łużkow próbował rozgrywać niepewną sytuację powodowaną kryzysem i istnieniem dwóch ośrodków władzy - premiera Putina i prezydenta Miedwiediewa.

W ostatnich tygodniach Łużkow nie miał łatwego życia. Najpierw został ostro skrytykowany, gdy podczas fali pożarów, która latem dotknęła okolice Moskwy, nie przerwał wakacji i bawił poza stolicą. Pod koniec sierpnia prezydent polecił rządowi wstrzymanie budowy kontrowersyjnej autostrady przez podmoskiewskie Chimki. Mer był krytykowany przez urzędników administracji prezydenta za tę kontrowersyjną i nadzwyczaj drogą inwestycję.
Eksperci wiążą dymisję Łużkowa z konkurencją elit w łonie tandemu Putin-Miedwiediew. W tle są wybory prezydenckie, w których ma wystartować i Putin, i Miedwiediew. Walka toczy się o to, który z nich ma być oficjalnym kandydatem Kremla. Zdaniem ekspertów, Łużkow, który ponownie zdecydowanie zdeklarował się po stronie Putina, właśnie za to zapłacił.

Politolodzy nie wykluczają, że to nie koniec "opery mydlanej" z Łużkowem w roli głównej, bowiem do moskiewskiego serialu mogą dołączyć prokuratorzy z korupcyjnymi zarzutami dla mera.

Tomasz Kułakowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski