Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niezwykła przyjaźń z bocianem

Redakcja
Władysław Pietrzak uratował rodzinę bociana Władusia od śmierci głodowej. Ptak odwdzięczył się przyjaźnią
Władysław Pietrzak uratował rodzinę bociana Władusia od śmierci głodowej. Ptak odwdzięczył się przyjaźnią
Władysław Pietrzak, emerytowany żołnierz z Krakowa, już w połowie marca ustawił na swym podwórku wanienkę z wodą i każdego dnia kupuje w mięsnym kilogram kurzych serduszek. Tak od lat wita Władusia, wracającego z Afryki

Władysław Pietrzak uratował rodzinę bociana Władusia od śmierci głodowej. Ptak odwdzięczył się przyjaźnią

Właduś przyleciał? -pytają Władysława Pietrzaka, właściciela warsztatu szlifierskiego w Krakowie, sąsiedzi iznajomi wsklepach. Niektórzy nawet dzwonią.

- Nie, ciągle nic - mówi, z trudem kryjąc niepokój, pan Władysław. - Powinien już być. W ubiegłym roku przyleciał 28 marca o godz. 17. Może zamieszki wojenne w Syrii mu przeszkodziły....

Od połowy marca Pietrzak, emerytowany żołnierz, skoczek spadochronowy, z nadzieją patrzy w niebo. Śledzi też w internecie i w gazetach wszystkie komunikaty ornitologiczne. Wiosna przyszła w tym roku szybciej, więc i może jego przyjaciel - bocian Właduś, prędzej do niego zawita. Przylatuje przecież regularnie od lat.

Na wszelki wypadek pan Władysław ustawił na podwórku wanienkę z wodą i zamówił w mięsnym  kilogram świeżych serduszek z kurczaków. - Jak przyleci, będzie strasznie brudny, głodny i koszmarnie zmęczony - tłumaczy pan Władysław. - Trzeba go jakoś podratować.

Przedwczesna radość

1 kwietnia wydawało się, że nareszcie Właduś wrócił. - O godz. 16.15 w niedzielę bocian przyleciał do gniazda - krzyczy ze szczęścia do słuchawki pan Władysław. - Wołałem go, ale był tak zmęczony, że od razu położył się i zasnął. Do tego jest zimno i pada śnieg. Może jutro sfrunie aby się przywitać .

Godz. 8.59, poniedziałek. Pan Władysław podchodzi do słupa i woła Władusia. Nic z tego. Ptak nie reaguje. Po chwili wstaje i odlatuje.

- Pani Aniu to chyba jednak nie Właduś... - mówi do słuchawki z żalem. - Jest za czysty i nie przychodzi na poczęstunek. To na pewno jego żona, Władusiowa. Ona zawsze dbała o higienę, była bieluśka. Martwię się bardzo. Od lat Właduś przylatywał z ciepłych krajów pierwszy. Ona dolatywała tydzień później. Coś musiało się stać.

14 lat razem

O tym, że Właduś przyleci, pan Władysław jest przekonany. Gniazduje przecież u niego na podwórku już 14 rok. - Tu jest jego dom, no i przyjaciel, który zawsze go podratuje w tarapatach - opowiada starszy mężczyzna.

Pan Władek od dziecka kochał zwierzęta, a bociany w szczególności.

- Zawsze chciałem aby w moim domu założył gniazdo bocian - mówi. - U siąsiadów był, postanowiłem więc wybudować platformę pod gniazdo, także u siebie. Najpierw powstała na drzewie, ale po powodzi w 1997, gdy drzewo zaczęło się przechylać, zacząłem się starać o ustawienie platformy na słupie energetycznym. Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska i zakład energetyczny wydały zgodę i zaczątki gniazda powstały.

Jakaż była radość pana Pietrzaka, gdy na wiosnę 4-5-letni bocian zainteresował się konstrukcją. Przysiadł na niej, ale nie zabawił zbyt długo. Chyba miała za mało gałęzi i nie wydawała się samcowi zbyt stabilna. - W kolejnym sezonie platformę zasłałem więc gałęziami i chyba o to chodziło, bo tym razem, ptaki ją zaakceptowały - mówi ze wzruszeniem Władysław. - Przez 14 lat odchowały na tym słupie prawie 30 młodych!
Ratunek w biedzie

Niezwykła przyjaźń bociana i żołnierza nie zaczęła się jednak od razu. Dopiero gdy zdarzyła się wielka susza. Bociany nie mogły na polach znaleźć nic do jedzenia, a przecież trzeba było czymś karmić młode. Głód coraz bardziej dawał się ptakom we znaki. Młodym groziła śmierć. Tymczasem pan Władysław zaprosił znajomych na grilla. Biesiada w ogrodzie trwała w najlepsze, a steki skwierczały na rozżarzonych rusztach. Czy to smakowity zapach czy też odgłosy, zwabiły bocianiego tatę na podwórko. Ptak podszedł do grilla i intensywnie wpatrywał się w mięso.

Ścisnęło się serce pana Władysława. Złapał steki, opłukał je w wodzie z przypraw i pokroił w kosteczkę, po czym zaczął rzucać bocianowi. Nie trzeba go było długo prosić. Zabierał każdy kawałek i zanosił do gniazda, dla dzieci i żony. Gdy rodzina się posiliła, pomyślał o sobie. I tak bociany zjadły cały zapas mięsa przygotowany na grilla.

Drugiego dnia Pan Władysław postanowił działać. Przekopał całą fachową literaturę czym można karmić bociany. Uznał, że powinien zadowolić je kurzymi podrobami. Pojechał do mięsnego w Niepołomicach i kupił wątróbki. Bociany zjadły, ale widać było, że niespecjalnie im smakują. - Dopiero gdy zacząłem Władusiowi podrzucać kurze serduszka, widać było że trafiłem w dziesiątkę. Potrafiły ich zjeść nawet 3 kg dziennie! - wspomina

Bocian odchował dzięki pomocy gospodarza wielu potomków. Zaufał człwiekowi do tego stopnia, że zaczął jeść mu z ręki. Zdarzało się, że gdy zgłodniał, szukał pana Władka po gospodarstwie. Zaglądał do warsztatu, pukał w okna. Nawet trzy psy pana Pietrzaka zaczęły traktować Władusia jak swego.

- Nie ma się co dziwić, że on do tego karmienia przywykł, bo tutaj w okolicach ludzie zasypują stawy, meliorują pola, wypalają trawy, pożywienia jest coraz mniej i bocianów ubywa - stwierdza Pan Władysław.

Właduś, choć pana Władysława polubił i obdarzył pełnym zaufaniem, rodzinie spoufalać się nie pozwalił. Sam robił zaopatrzenie u gospodarza i zanosił te dary czekającej w gnieździe małżonce i potomkom.

Dwa lata temu wydarzyło się jednak coś dziwnego. - Jak zwykle wystawiłem mu w misce kurze serduszka - opowiada pan Władysław. - Naraz widzę, a Właduś prawie siłą ściąga na podwórko swego syna i nakazuje mu te podroby wyjadać. Kto wie, może uznał, że gdyby jemu coś się stało (Właduś miał wtedy ok. 17 lat), trzeba młodzież nauczyć jak go zastąpić.

Teraz pan Władysław ze smutkiem wspomina tę scenę. - Mam nadzieję, że jednak przyleci i nie będzie go musiał zastępować syn. W końcu bociany dożywają nawet 35 lat, a Właduś miał dopiero 19... - przekonuje.

Kronika, kamera i galeria

Znajomość z bocianem, zmieniła całe życie pana Władysława. Mężczyzna ustawił kamerę przy gnieździe. Zaczął badać zwyczaje tego chronionego gatunku i walczyć o poprawę bytu bocianów. Zabiera głos na forach ornitologicznych, opowiada o swych obserwacjach na zlotach ornitologów. Nade wszystko jednak prowadzi bocianią kronikę, bogato ilustrowana fotkami Władusia.

- Teraz dokładnie ją sprawdziłem - mówi. - W ciągu tych wspólnych 14 lat, raz zdarzyło się, że pierwsza do gniazda wróciła Władusiowa. Samiec trafił na ul. Szlifierską trzy dni później. Pewnie i teraz będzie tak samo.

W tym roku oczekiwanie na skrzydlatego przyjaciela umilił sobie emeryt, tworzeniem galerii fotograficznej. Umieścił na niej dziesiątki zdjęć bociana i jego rodziny.

- Co roku, gdy Właduś przyleci, od razu zaczyna naprawiać gniazdo - relacjonuje Pietrzak. - A potem, gdy jest już Władusiowa, zaczynają się miłosne harce. Kochają się jak dwa wariaty. Z tej miłości są jaja. Przeważnie dwa albo trzy. Rodzice bardzo troskliwie się nimi zajmują. Nie dopuszczają aby jaja się wychłodziły. Gdy samica chce rozprostować kości, natychmiast Właduś ją zastępuje. Pełne skrzydła roboty maja także gdy na świat przyjdą bocianiątka. Na leniuchowanie już nie mogą sobie pozwolić.

Młode, którym uda się dolecieć do Afryki i wrócić, prowadzą kawalerskie życie. Przez 4-5 lat dojrzewają i rodzina im nie w głowie. Dopiero gdy nadejdzie ich czas, przypominają sobie o rodzinnym gnieździe. Zdarza się, że usiłują z niego wykurzyć rodziców.

- Prawie jak u ludzi - zauważa Pietrza. - Młodzież chce oddać staruszków do domu starców, a sami zajmują ich włości. Już nie raz byłem świadkiem jak dorastający syn walczył z Władusiem o gniazdo. Raz nawet w tę awanturę się włączyłem. Niech sobie młokos nie myśli, że ojciec wsparcia nie ma

Co stało się z Władusiem?

Jeśli bocianowi nic złego nie przydarzyło się w drodze na zimowisko i w samej Afryce, to od końca stycznia był w drodze powrotnej do Polski.

Nasze boćki znad Nilu lecą nad Izraelem, Syrią, Turcją. Tam mógł mieć pecha. Nie dość, że w tych krajach strzela się do naszych ptaków dla sportu, to jeszcze mogły trafić na zawieruchę wojenną w Syrii. Od początku roku trwał tam ostrzał.

Maksymalna długość bocianiej trasy może przekroczyć 10 000 km. Wprawdzie bociany lecą lotem biernym (nie machając skrzydłami), wykorzystując ciepłe prądy powietrzne jak szybowce, to i tak pokonanie tak długiej trasy jest wyczerpujące.

Wiekszość par lęgowych przybywa do Polski przed 10 kwietnia. Niektórym zdarzaja się jednak spore spóźnienia. Dolatują nawet w maju. Władusiowi też takie wpadki się trafiały.

***

Tuż przed zamknięciem numeru Właduś przyleciał!

Anna Agaciak

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski