Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Terror w komendzie?

EWA KOPCIK
Fot. BT/Ingi
Fot. BT/Ingi
Pierwszym buntownikiem był aspirant sztabowy Mirosław Semik, komendant komisariatu w Brzeszczach, policjant z ponad 25-letnim stażem nienagannej służby.

Fot. BT/Ingi

Dwaj oświęcimscy policjanci zarzucili swemu szefowi mobbing i przekroczenie uprawnień. Efekt? Obydwaj już nie pracują. Komendantowi powiatowemu nie postawiono dotąd żadnych zarzutów, śledztwo od ponad roku jest w toku.

13 maja ub. roku złożył oficjalny raport, w którym obszernie informował przełożonych z małopolskiej komendy o relacjach panujących w oświęcimskim garnizonie. Pisał o poniżaniu, zastraszaniu, deprecjonowaniu zasług i tendencyjnej ocenie uzyskiwanych wyników. Szykanować go miał powiatowy komendant, mł. insp. Janusz Barcik. Zarówno w zaciszu gabinetu, jak i podczas odpraw służbowych.

- W Brzeszczach mieli np. w ciągu miesiąca 10 zatrzymanych na gorącym uczynku, ale Mirek i tak obrywał na odprawie. Bo wykazał za małą ilość wylegitymowanych i tylko dwa mandaty, a inni mieli ich po 10, chociaż żadnego ujęcia "na gorąco" - potwierdza zastrzegający anonimowość policjant z Oświęcimia.

Semik miał być np. karany za to, że radiowozy przejechały w ciągu miesiąca o 200 km więcej niż rok wcześniej. W swoim raporcie podaje liczne przykłady poniżania i obrażania. Jeden z nich jest związany z powodzią, która nawiedziła gminę w 2010 r. Czuwał wtedy nad ewakuacją mieszkańców, patrolował łodzią zalewisko. Zmarznięty i przemoczony, odebrał telefon od powiatowego komendanta, który zarzucił mu nieróbstwo. Twierdzi, że próby tłumaczenia na nic się zdały i dopiero po kilkudziesięciu sekundach wrzasków, dowiedział się, o co naprawdę chodzi. Poszło o to, że dyżurny spóźnił się o 20 minut z wysłaniem meldunku o aktualnej sytuacji powodziowej, choć ta od kilku godzin się nie zmieniała...

"I tak cię odwołam, nie musisz się męczyć"- słyszał wielokrotnie. Nawet podczas składania imieninowych życzeń miały paść słowa: "Mam nadzieję, że w przyszłym roku już się nie spotkamy". W efekcie podupadł na zdrowiu. Lekarze stwierdzili zaawansowaną nerwicę. W czasie ubiegłorocznej, majowej narady serce nie wytrzymało.

- Komendant po raz kolejny go "dojeżdżał", zarzucał brak nadzoru, nie dopuszczał do słowa, nie chciał słuchać tłumaczeń. Mirek w pewnym momencie, blady jak ściana, wyszedł z sali. Zasłabł na schodach przed budynkiem. Trzeba było wzywać karetkę, ale komendant nie przerwał odprawy - wspomina jeden z oficerów.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: W wyremontowanej komendzie tynk sypie się ludziom na głowy >>

Właśnie po tej naradzie Semik złożył raport w sprawie mobbingu. W jego efekcie w Oświęcimiu pojawiła się inspekcja z Wydziału Kontroli Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie, a wkrótce potem nieoficjalna opinia: zarzuty Semika się nie potwierdziły.

- Wiele osób zaczęło mieć kłopoty z pamięcią. I nic dziwnego, skoro rozmowy z inspektorami odbywały się gabinecie komendanta, a potencjalnych świadków zapraszał on sam - opowiadają policjanci.

- Psychoza strachu, skłócanie ludzi i ciągłe intrygi zrobiły swoje. Dlatego tak wielu policjantów odeszło na emeryturę wcześniej, niż zamierzało, i dzisiaj dorabiają, "stojąc na bramce". Wielu także uciekło do innych jednostek - dodają.

Policjant, który przed dwoma laty przeniósł się do innej komendy ("tylko bez nazwisk, bo mimo wszystko, to ta sama firma - zastrzega): - Wielkie kolesiostwo. Jak człowiek nie był w układzie, to nie liczyły się nawet najlepsze wyniki.
Sam mł. insp. Janusz Barcik o tych zarzutach nie chce rozmawiać: - Jest mi bardzo przykro, że się pojawiły. Oczywiście nie poczuwam się do żadnej winy. Nie mogę jednak na ten temat rozmawiać, bo prokuratura ciągle prowadzi postępowanie w tej sprawie - mówi.

Tymczasem na początku tego roku na biurku małopolskiego komendanta, nadinspektora Mariusza Dąbka, pojawił się kolejny raport. Złożył go nadkom. Zbigniew Żwawa, naczelnik wydziału kryminalnego w Komendzie Powiatowej w Oświęcimiu. Tym razem była mowa o przekroczeniu uprawnień przez komendanta Barcika, który miał zlecić podwładnym prywatną interwencję. Prywatną, bo nie odnotowaną w żadnych papierach.

Sprawę dokładnie relacjonował portal Fakty Oświęcim. Dotyczyła przedsiębiorcy z Osieka, który przyjmował zamówienia na transport węgla z kopalni. Brał talony od klientów, ale się nie wywiązywał. Jednym z poszkodowanych był pan Kazimierz, starszy mieszkaniec Gierałtowic (w powiecie wadowickim). Zamierzał zgłosić sprawę policji, ale nie bardzo wiedział, gdzie i komu. Któregoś dnia zaszedł do sąsiada, żeby zapytać, gdzie w Oświęcimiu jest komenda.

- Ale on mi powiedział, że i tak niczego nie załatwię, bo nikogo tam nie znam. Obiecał, że sam zadzwoni na policję w Oświęcimiu. Potem mi powiedział, że on już wszystko załatwił przez telefon z komendantem, którego dobrze zna i, że dostanę węgiel w ciągu kilku dni - tak relacjonuje swą rozmowę z panem Kazimierzem dziennikarz portalu Paweł Wodniak.

Kilka dni później w domu osieckiego transportowca pojawili się policjanci w cywilu i zapytali go, jak zamierza wywiązać się ze zobowiązania wobec pana Kazimierza. Przestraszony przedsiębiorca obiecał, że dostarczy mu opał w pierwszej kolejności, jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia. Takie zapewnienie stróżom prawa miało wystarczyć. Nie sporządzili nawet notatki z tej wizyty, chociaż toczyło się już postępowanie w sprawie nierzetelnego dostarczyciela węgla. On z obietnicy się nie wywiązał, a pan Kazimierz nadal nie figurował wśród poszkodowanych. Dlaczego zatem policjanci w jego sprawie interweniowali? Z ustaleń nadkom. Żwawy wynikało, że na osobistą prośbę komendanta Barcika. Naczelnik uznał to za prywatę i przekroczenie uprawnień. Złożył raport.

Powiatowy komendant zapewnia, że o żadnej prywatnej interwencji nie było mowy i w ogóle zaprzecza, by ktokolwiek go prosił o pomoc. Komenda wojewódzka tej kwestii nie badała. Przesłała raport Żwawy do wielickiej prokuratury, która od sierpnia ub. roku zajmuje się sprawą mobbingu w oświęcimskim garnizonie.

Z dokumentów wynika, że szef "kryminalnych" potwierdził zarzuty Semika. Podał też nowe fakty, opisując co najmniej dziwne zachowania przełożonego, m.in. atak furii i... płacz po telefonie z komendy wojewódzkiej z reprymendą.

Pojawiły się też inne zarzuty. Dotyczyły wykorzystywania jednego z policjantów z wydziału kryminalnego jako kierowcy komendanta i mechanika. Młody policjant miał w czasie służby naprawiać jego prywatny samochód i odwozić nieoznakowanym radiowozem weselnych gości. Na koszt policji, czyli podatników.
- Nie wykorzystywałem samochodu służbowego do odwożenia gości weselnych. Jeżeli chodzi o naprawę mojego samochodu prywatnego, to policjant, kolega, który zna się na naprawach samochodów, naprawiał mi samochód, zakładał w nim alarm, ale nie w godzinach służbowych, tylko w czasie wolnym policjanta - tak komentował te zarzuty komendant Barcik w Faktach Oświęcim.

- Można to było od razu ustalić. Sprawdzić, np. monitoring w komendzie czy miejsca logowania telefonu policjanta kierowcy. Ale nikt tych dowodów nawet nie zabezpieczył. Mamy wrażenie, że chodzi o przeczekanie, żeby ktoś sobie zapomniał, wystraszył się, żeby inni widzieli, że komendant jest nadal u steru i nie warto za dużo mówić - twierdzą "zbuntowani" funkcjonariusze.

Nadkom. Mariusz Ciarka, rzecznik małopolskiej policji przyznaje, że sprawa mobbingu i przekroczenia uprawnień przez komendanta Barcika zakończyła się w policji na etapie wstępnych ustaleń inspektorów z wydziału kontroli. Postępowania dyscyplinarnego nie było - bo jak mówi - całość materiałów przekazano do zbadania prokuraturze.

- Śledztwo jest w toku, ostatnio przedłużono je do końca roku. Zeznania złożyło już kilkudziesięciu świadków, do przesłuchania pozostało jeszcze ok. 20. Badając zarzuty związane z przekroczeniem uprawnień, będziemy analizować zapisy w książkach dyżurnych, to dość czasochłonne zajęcie - mówi prok. Bogusława Marcinkowska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

Tymczasem szef oświęcimskiej policji zdążył już odwołać Mirosława Semika ze stanowiska. Wbrew opinii Teresy Jankowskiej, burmistrza gminy Brzeszcze, która oceniła współpracę z komendantem komisariatu jako niezwykle owocną. W tej chwili Semik znajduje się w tzw. dyspozycji powiatowego komendanta, czyli już nie pracuje. Z końcem roku zamierza odejść na emeryturę.

Kłopoty ma też nadkom. Zbigniew Żwawa - który do tej pory miał w aktach same nagrody - w związku z raportem, który złożył w styczniu w sprawie przekroczenia uprawnień przez komendanta Barcika. Szef małopolskiego garnizonu uznał, że bez uzasadnienia wykonał czynności procesowe, czyli przesłuchał poszkodowanego i podejrzanego w sprawie węglowej. Wszczęto przeciwko niemu postępowanie dyscyplinarne. Nie był w stanie pracować. Od kilku miesięcy jest pod opieką psychiatry i na L4. Również zamierza pożegnać się z mundurem.

Prok. Grażyna Pniak, szefowa Prokuratury Rejonowej w Oświęcimiu: - Niewielu już mamy takich policjantów, jak Semik czy Żwawa. Świetni fachowcy, zaangażowani, dyspozycyjni. Współpracowałam z nimi przez wiele lat. Wielka szkoda, że żegnają się z mundurem.

Janusz Łabuz, szef policyjnych związkowców w Małopolsce, zapewnia, że w tej sprawie zrobił, co mógł, czyli wysłał do Oświęcimia zespół psychologów, a teraz czeka na ustalenia prokuratury. Sęk w tym, że nikt do tej pory nie wyciągnął wniosków z ankiety przeprowadzonej przez policyjnych psychologów. Wynika z niej, że 57 proc. funkcjonariuszy i pracowników cywilnych oświęcimskiego garnizonu jest niezadowolonych lub bardzo niezadowolonych z atmosfery w pracy i relacji przełożony - podwładny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski