Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wolność, nierówność, frajerstwo. Na bogaczy Bóg czy nowy Stalin?

ZBIGNIEW BARTUŚ
Ludzie zarabiający 40 euro na godzinę płacą szwaczkom 40 euro miesięcznie. Grafika Alicja Bartuś
Ludzie zarabiający 40 euro na godzinę płacą szwaczkom 40 euro miesięcznie. Grafika Alicja Bartuś
Kiedy prezydent Szwajcarii spacerował we wtorek po krakowskim Rynku, w malowniczym Davos wybrzmiewały echa zjazdu światowej elity. Z najwyższej położonego miasta Europy (1560 m n.p.m.) prezesi globalnych korporacji, przywódcy państw, naukowcy i dziennikarze przyglądają się co roku globalnym problemom. Teraz gorącym tematem była powiększająca się przepaść między bogatymi a resztą.

Ludzie zarabiający 40 euro na godzinę płacą szwaczkom 40 euro miesięcznie. Grafika Alicja Bartuś

Polacy budujący szpital w Genewie dostawali 8 euro za godzinę, choć stawka minimalna wynosi 20,55. Miejscowi związkowcy protestowali, że źródłem bogactwa Zachodu nie może być wyzysk biednych. Z drugiej strony - wiele firm w Polsce nie chce płacić 2,5 euro za godzinę.

Czemu w ogóle obchodzi to krezusów? Z powodu rozpasania elit i biedy ludu wybuchały już kiedyś krwawe wojny i rewolucje. Bogaci obawiają się powtórki- nie tylko w Afryce, Azji czy Ameryce Południowej, ale i w Europie, może nawet w USA.

Przez ostatnie dwie dekady minionego stulecia oraz na początku XXI wieku, do wybuchu światowego kryzysu w 2007 roku, w tzw. cywilizowanym świecie dominowała wyraźnie ekonomia liberalna, sławiąca wolność i zapobiegliwość jednostki, a piętnująca wszelkie ograniczenia i obciążenia nakładane przez państwo na przedsiębiorczych obywateli w imię ochrony i wspierania mniej zaradnych.

Nurt ten umacniał się od czasów Ronalda Reagana i Margaret Thatcher, aż niemal wszyscy znani ekonomiści uznali, iż to właśnie dzięki neoliberalnej rewolucji Zachód pokonał komunizm, a potem wszedł na ścieżkę niespotykanego w historii wzrostu.

Ów wzrost zdawał się nie mieć końca - pod warunkiem wierności liberalnej idei.Wierzyli w to i republikanie, i demokraci w USA, i chadecy, i socjaldemokraci w Niemczech czy Francji, i konserwatyści, i labourzyści w Wielkiej Brytanii. Również w Polsce, mimo zmiany rządów "prawicowych" na "lewicowe" czy "centrowe", dominował pogląd, że "Balcerowicz raczej musi zostać".

Twórcy nurtu przekonywali - i często nadal przekonują - że tylko więcej wolności i mniej "wtrącania się" państwa może przynieść światu powszechny dobrobyt. Bo, owszem, krezusi potwornie się bogacą, ale zarazem sprawiają, że pozostali - też. Okazało się to nie do końca prawdą (patrz ramka) i o nierównościach debatuje się zaciekle na Zachodzie, gdzie fortuny powstawały przez wieki, w Afryce i Azji, gdzie ludzie są bardziej świadomi źródeł fortuny, w Rosji, gdzie stan konta zależy od natężenia przyjaźni z Władimirem Putinem, czy na Ukrainie, gdzie syn prezydenta został miliarderem w trzy lata po objęciu urzędu przez ojca.

Księża na kazaniach głoszą coraz częściej, że budzące trwogę rozwarstwienie jest efektem "odrzucenia Boga": krezusi wierzyli dawniej w biblijną opowieść o uchu igielnym. Bali się, że nie wejdą do bożego królestwa, jeśli nie podzielą się z bliźnimi. W świecie "odrzucającym Boga", ten strach zanika. Dzieje się tak nawet w Hiszpanii, Irlandii czy Polsce.

Z kolei głoszący krach neoliberalizmu marksiści (których wielu widziało już na śmietniku historii), twierdzą, że państwo opiekuńcze powstało na Zachodzie wyłącznie w wyniku strachu tamtejszych kapitalistów przed rewolucją. Ten straszak działał, póki istniał potężny blok sowiecki, ale kiedy ten się rozpadł... hulaj dusza! Strachu (Lenina, Stalina...) nie ma! Fidel i Kim mogą nam skoczyć. Niech żyje wolność, nierówność i frajerstwo mniej zaradnych.

Jeśli nie Bóg, i nie Lenin/Stalin - to co? Zażarcie dyskutują o tym Szwajcarzy. Niespełna rok temu w kraju słynącym z najwyższych zarobków w Europie (średnia ok. 5600 dolarów netto; dla porównania: w Niemczech 2860, w Anglii - 2300, w Portugalii - 1200, w Polsce - 840, w Bułgarii - 414, w Albanii - 264; dane z 2012 roku za Eurostatem), większością ponad dwóch trzecich głosów, obywatele poparli w ogólnokrajowym referendum ograniczenie wynagrodzeń menedżerów. Nie rozumieją bowiem, czemu pensje i premie kierownictwa banków i korporacji są nawet 500 razy wyższe od płac szeregowych pracowników. Czy zależy to od wkładu w sukces firmy? Helweci wątpią - dlatego zdecydowali, że o wysokości zarobków menedżmentu decydować będą co roku nie odwieczne koterie, lecz walne zgromadzenia wszystkich akcjonariuszy. Zakazano odpraw, zaliczek i premii na nabycie i sprzedaż firm. A wszystko pod groźbą trzech lat więzienia i potężnych grzywien.
W tym samym czasie Komisja Europejska ograniczyła premie bankierów. Szwajcarscy Młodzi Socjaliści chcieli pójść dalej i postulowali, by menedżerowie i szefowie firm mogli zarabiać maksymalnie 12 razy więcej niż ich najgorzej opłacani pracownicy, ale w kolejnym referendum propozycja została odrzucona. Helweci potępiają nadmierne nierówności, ale przestraszyli się masowego exodusu potentatów, jak Novartis, Roche, UBS czy Credit Suisse.

Problem współczesnych państw, nawet tak bogatych jak Szwajcaria, polega na tym, że tamtejsze koncerny są większe od nich. Wartość aktywów wielu banków przewyższa PKB krajów, w których owe banki mają swe siedziby! Prezesi korporacji zarabiają dziennie więcej niż przywódcy państw przez rok. Co ważniejsze - korporacje działają globalnie i pojedyncze państwo nie jest w stanie narzucić im swoich reguł czy ograniczeń.

Im większy krezus, tym łatwiej zrzuca gorset nadmiernych - jego zdaniem - podatków czy limitów. Wystarczy, że przeniesie biznes do Luksemburga, na Cypr, Antyle, Jersey, zostanie rezydentem Monako lub... szwajcarskiej wioski, gdzie bogacze (jak Grażyna Kulczyk) negocjują wysokość publicznych danin.

Globalizacja służy bogatym nie tylko do ochrony i szybszego pomnażania osobistych dochodów, ale przede wszystkim do obniżania kosztów działalności firm, przy czym przeważnie chodzi o koszty pracy. Potężny szwajcarski bank UBS zatrudnia w sumie ponad 70 tys. ludzi, z czego w Szwajcarii 25 tys. Zarobki pracowników centrum obsługi UBS w Zabierzowie dramatycznie odbiegają od wynagrodzeń w Zurichu.

Polscy robotnicy pracujący na budowie szpitala w Genewie dostawali ostatnio 8 euro za godzinę, choć stawka minimalna wynosi 20,55. O Polaków upomniał się miejscowy związek zawodowy, podkreślając, że dobrobyt bogatego Zachodu nie może być budowany - jak w czasach kolonialnych - kosztem eksploatacji biedniejszych. Z drugiej strony, pracodawcy w Polsce buntują się przeciwko płacy minimalnej rzędu 2,5 euro za godzinę...

W krajach biedniejszych niż Polska owe nierówności - i paradoksy - są jeszcze większe. Nie tylko gdańszczanie z LPP (Reserved, Mohito, Cropp), ale i Niemcy, Hiszpanie, Amerykanie, Francuzi czy egalitarni Szwedzi z popularnej firmy odzieżowej H&M, zarabiający po 40 euro na godzinę, szyją swoje ciuchy w Bangladeszu, gdzie robotnik dostaje 40 euro miesięcznie. Różnica jest szokująca, ale z drugiej strony, pracę w szwalniach w Bangladeszu znalazło w ostatnim ćwierćwieczu 6 mln mieszkańców, którzy nie mieli żadnego dochodu, 85 proc. fabryk należy do miejscowych (którzy w ten sposób się bogacą), a eksport odzieży stanowi 76 proc. całego eksportu kraju.

Ekonomiści są zgodni, że miejsce Boga zajął w dzisiejszej gospodarce odpowiednio skrojony system podatkowy w powiązaniu z właściwie skalkulowaną płacą minimalną, a miejsce strasznego Lenina/Stalina - wzbierający na ulicach i w internecie gniew oburzonego na elity ludu. Efektem gniewu jest rozkwit populistycznych, także faszystowskich, partii w wielu krajach - by wspomnieć Grecję, Francję, Włochy, Holandię czy Węgry.
W Polsce od kilku lat nierówności nie rosną, a przez pewien czas nawet mocno malały. Biedni bogacili się szybciej niż bogaci. Jeśli wierzyć oficjalnym danym...

***

Realne dochody 20 procent najbiedniejszych Amerykanów wzrosły w latach 1979 -2007 o 18 proc. Liczba ta blednie przy 275-procentowym wzroście dochodów 1 procentu najzamożniejszych. Tak wynika z danych Oxfamu, organizacji zajmującej się nierównościami.

Podczas ostatniego kryzysu najbogatsi bogacili się jeszcze szybciej; Credit Suisse wylicza, że 85 największych krezusów mogłoby wykupić majątek biedniejszej połowy globu, czyli 3,5 mld ludzi.

Bolesne skutki upadku i ratowania banków i fabryk, a także państwowych cięć i oszczędności ponieśli niemal wyłącznie biedni i średniacy. Najnowszy raport Komisji Europejskiej informuje o wzroście ubóstwa wśród ludzi w wieku produkcyjnym; aż jedna czwarta mieszkańców UE dotknięta jest ryzykiem ubóstwa lub wykluczenia. Najbardziej dotyczy to Grecji, Włoch i Hiszpanii, w mniejszym stopniu - Wielkiej Brytanii, Holandii czy Polski, wszędzie jednak rosnące nierówności budzą potężne emocje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski