Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czekanie na Magdę

Redakcja
Magda Sipowicz z córką Wiktorią Fot. Z archiwum domowego państwa Sipowiczów
Magda Sipowicz z córką Wiktorią Fot. Z archiwum domowego państwa Sipowiczów
Adam Sipowicz nie rozumiał ,co się dzieje. Przed godziną umówili się na tym dworcu. Ona była szczęśliwa, bo podczas zjazdu Stowarzyszenia Tłumaczy Polskiego Języka Migowego powierzono jej funkcję w zarządzie, została sekretarzem. On cieszył się, że już wraca i że jej się udało. Na mamę czekała też mała Wiktoria.

Magda Sipowicz z córką Wiktorią Fot. Z archiwum domowego państwa Sipowiczów

Miała być na dworcu w Krakowie o 22.20 więc Adam położył córkę spać i szykował się do wyjścia, gdy zadzwonił telefon. W słuchawce słychać było krzyki. Magda płakała. Powiedziała tylko kilka słów: był wypadek, chyba urwało mi nogę, nie wiem, czy przeżyję.

- Gdy o dziewiątej znów odezwał się telefon Magdy, byłem zdziwiony, bo niedawno rozmawialiśmy, ale ten jej płacz mnie przeraził - opowiada. - Wiedziałem, że to nie jest jakiś okrutny kawał, bo Magda by sobie tak nie żartowała. Połączenie zostało przerwane. Zacząłem przełączać kanały w telewizorze, szukałem informacji o wypadku. W końcu wykręciłem numer alarmowy 112. Powiedzieli, że doszło do katastrofy kolejowej pod Szczekocinami.

Adam nie wiedział wtedy jeszcze, że zderzyły się dwa pociągi. Nie wiedział też, że jest tyle ofiar. Chciał tylko znowu usłyszeć głos żony, ale nie odbierała komórki. - Musiałem czekać - mówi. - Minuty płynęły wolno. Jedna, druga, dwudziesta... I wtedy zadzwonił Paweł. To on wraz z drugim chłopakiem pomagali Magdzie w pociągu. - Paweł powiedział, że próbują zatamować krew, że chcą żonę jakoś opatrzyć. A potem zadzwonił jeszcze raz z informacją, że karetka zabrała Magdę do szpitala w Zawierciu. Nie znam ani Pawła, ani jego kolegi -opowiada Adam - ale bardzo im dziękuję, że zajęli się moją Magdą. Nigdy im tego nie zapomnę. Nigdy.

***

Szpital w Zawierciu. Trwa akcja ratunkowa. Adam jest wciąż w Skawinie. Chce dotrzeć do tego Zawiercia, żeby zobaczyć żonę. Trochę się uspokoił, gdy Paweł powiedział mu, że ona się trzyma, ale wiedział też, że nie jest dobrze. Z tyłu głowy wciąż słyszał głos żony: - urwało mi nogę; nie wiem, czy przeżyję... nie wiem, czy przeżyję...

Był gotowy do drogi. Czekał tylko na Renatę siostrę Magdy. Miała zostać z malutką Wiktorią. Gdy córka miała opiekę wsiadł w auto i wcisnął pedał gazu.

***

Może myślał wtedy o tym, jak się z Magdą poznali? I o tym, jak toczyło się ich życie. Najpierw w Połańcu skąd oboje pochodzą. Ich mamy pracowały w jednym przedszkolu. - A ja, starszy od Magdy o dziewięć lat, chodziłem z jej bratem do podstawówki. Po szkole wpadałem do przedszkola, gdzie pracowała mama na obiad i widywałem Magdę. Wychodzi więc na to, że znaliśmy się z żoną od dziecka. A potem ona studiowała na Uniwersytecie Pedagogicznym, ja dostałem pracę w Krakowie. Podczas studiów zapisała się na kurs języka migowego i bardzo ją to zainteresowało. Dlatego wspierałem ją, gdy postanowiła specjalizować się w tym kierunku. Było jej trudno, ale kochała tę pracę. Mówiła, że bardzo dużo satysfakcji daje jej spajanie dwóch światów; tego ludzi głuchych, z tym ludzi słyszących.

***

A potem jak to młodzi; zamieszkali razem, pracowali aż postanowili się pobrać. On się oświadczył jak należy, ona te oświadczyny przyjęła. - Biała sukienka ślubna Magdy nie miała ramiączek - opowiada Adam. - Ładna była, tylko dół jakoś tak dziwnie wykończony, że w tańcu wciąż deptałem po brzegach.

Marzyli o własnym mieszkaniu. - Wybraliśmy Skawinę, bo to zielone miasto i trochę przypomina nasz Połaniec, a przy tym leży niezbyt daleko od Krakowa.

CZYTAJ DALEJ >>

Magda już wtedy pracowała jako nauczycielka wspomagająca w Zespole Szkół Ogólnokształcących Integracyjnych nr 2 w Krakowie.

Poszła też na studia podyplomowe, bo chciała się bardziej wyspecjalizować w tłumaczeniu języka migowego. Wcześniej pozdawała egzaminy państwowe. I Adam był dumny z żony. Cieszył się, że tak dobrze realizuje się w pracy. Zawsze był zdania, że lepiej nawet mniej zarobić, ale zajmować się tym, co człowiekowi sprawia przyjemność.

***

- Udało nam się wziąć kredyt i kupić to wymarzone mieszkanie - opowiada Adam. A potem oboje zawojowała córeczka Wiktoria, która pojawiła się na świecie; w kwietniu będzie miała urodziny i tort z dwoma świeczkami do zdmuchnięcia. - Wiktoria od małego była przyzwyczajona, że mama wyjeżdżała na kilka dni. Pamiętam, że miała może trzy miesiące, a Magda musiała pojechać na obóz treningowy języka migowego nad morze i pojechały razem - mówi Adam Sipowicz. - Ale teraz zaczyna tęsknić. Wieczorami leży w łóżeczku i popłakuje. Chce do mamy, a ja mogę jej tylko powtarzać, że mama za kilka dni wróci. Mała nie wie, że te kilka dni będą trwać bardzo długo.

***

Gdy Sipowicz dotarł do szpitala w Zawierciu była noc. Czekał ponad dwie godziny, a potem informacji udzielił mu jakiś lekarz. - Nie znam go. I pewnie nawet bym go nie rozpoznał. Powiedział tylko, że Magda ma złamaną kość udową, miednicę i że jest bardzo poobijana.

W międzyczasie oddano mu rzeczy osobiste żony; telefon komórkowy, trochę zgnieciony, zegarek, obrączkę i pocięte ubranie. - Przed operacją pewnie się spieszyli, nie było czasu na zdejmowanie czegokolwiek - myśli głośno Adam.Zebrał rzeczy i znów czekał. A czas wlókł się niemiłosiernie. - Gdy tak się siedzi, to różne myśli kłębią się człowiekowi w głowie; jak sobie damy radę, jak Magda sobie poradzi, czy nasza córeczka wciąż będzie się tak beztrosko śmiała. Nie wiem, no nie wiem; odpowiadałem sobie i znów pytałem o to samo. Z rozmyślań wyrwał mnie lekarz dyżurny. Powiedział, że trzeba było żonie amputować nogę powyżej połowy uda, że Magda ma połamane żebra, pogruchotaną miednicę i jest w bardzo ciężkim stanie. Że wprowadzono ją w stan śpiączki farmakologicznej, i że na razie tak zostanie.

***

Nad ranem w niedzielę Adam wrócił do w Skawiny, a w poniedziałek znowu był w szpitalu. We wtorek podjęto decyzję, że Magda Sipowicz zostanie przewieziona z Zawiercia do Sosnowca. W środę już tam była. Jeden dzień, bo zdecydowano, że lepiej jeśli zajmą się nią w Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Znajduje się tam komora hiperbaryczna, która może być stosowana przy wspomaganiu słabo gojących się ran. A rana po amputacji nogi źle się goi. - W dodatku okazało się, że skóra przy ranie jest martwa. Po kilku dniach dokonano przeszczepu - opowiada Adam. - Teraz wszyscy czekamy, czy on się przyjmie. Chodzi o to, żeby nie trzeba było jeszcze bardziej skracać uda. Pozostaje mieć nadzieję. Bo co innego?

CZYTAJ DALEJ >>

- Magda jest osobą szalenie zaangażowaną w swoją pracę. W trakcie prowadzenia lektoratu wywierała bardzo mocny wpływ na uczestników, którzy przychodzili na zajęcia. A ja byłam pod wrażeniem tego, jak szybko umiała do nich dotrzeć, aby opanowali trudny język migowy - mówi nam Anna Suberlak, koordynatorka osób z wadami słuchu w Biurze ds. Osób Niepełnosprawnych na Uniwersytecie Pedagogicznym. Po tej tragedii uczestnicy lektoratu byli zdruzgotani. Nie wyobrażają sobie nauki z kimś innym. Powiedzieli, że będą czekać póki Magda nie wróci.

Wstrząśnięci wypadkiem swojej nauczycielki i współpracownicy są uczniowie oraz nauczyciele Zespołu Szkół Ogólnokształcących Integracyjnych nr 2 w Krakowie. - Magda Sipowicz jest oddana pracy, lubiana przez dzieci i młodzież. Uczyła w klasie czwartej szkoły podstawowej - opowiada Ewa Nowak wicedyrektor zespołu szkół.

W zespole szkół są dzieci niedosłyszące, Magda wprowadzała do zajęć w swojej klasie elementy nauki języka migowego. Dzieci, także te zdrowe, chętnie go poznawały. Bardzo mądrze uczyła je tolerancji.

-Ten wypadek to jakiś koszmar, ale też sprawdzian z solidarności ludzkiej. Nauczyciele zainicjowali akcję oddawania krwi, uczniowie z jej klasy razem z wychowawczynią przygotowują kronikę wydarzeń od chwili wypadku. Rodzice zamawiają msze w intencji Magdy, bo widzi pani w takim nieszczęściu ludziom otwierają się serca. Jesteśmy z nią i z jej rodziną teraz i będziemy także za pół roku, i za dwa lata, i potem.

***

Lekarze przewidują, że proces leczenia będzie długi i skomplikowany. - Ja wiem, że żona jest silną kobietą, ale w takiej ekstremalnie trudnej sytuacji jak ta jeszcze nie była i my wszyscy też nie byliśmy. Utrata nogi dla młodej, 29-letniej kobiety może być koszmarem, który będzie musiała zaakceptować. Jestem przy niej i będę chciał pomóc ze wszystkich sił. Więc zbieram je, a ciepłe słowa i gesty przyjaźni są dla mnie i dla naszej rodziny nieocenione - mówi.

I cieszy się , że żona żyje. Że może nie będzie już gorzej. Ktoś mu przekazał, że gdy dojechała do szpitala była przytomna, rozmawiała z lekarzem. Adam w tym też szuka nadziei.

***

W Siemianowicach Magda Sipowicz ma dobrą opiekę. Adam jest w kontakcie z lekarzami, ale nie kursuje tam i z powrotem jak doniosła jedna z gazet. - Żona leży na intensywnej terapii, w izolatce. Jest wspomagana w funkcjach życiowych przez aparaturę. Nie można tam wchodzić, nie ma z nią kontaktu i w żaden sposób nie mogę jej teraz pomóc. Wolę więc - jak proszą lekarze - nie przeszkadzać. Bo przed nią kolejne zabiegi, na przykład składanie i wzmocnienie pogruchotanie miednicy. Oni walczą o nią i ja walczę. Każdy na swoim odcinku.

W domu ciepłem otoczyła go rodzina. Kto tylko może pomaga w opiece nad małą Wiktorią; i obie babcie, i dziadek, i ciocie. Okazuje się, że życzliwych ludzi jest wielu. Dotąd nie przypuszczał, że to może być takie ważne. - To oni, ci przyjaciele, myślą czasami za mnie. Tacy jak choćby Aleksandra Kalata, prezes Stowarzyszenia Tłumaczy Polskiego Języka Migowego. To ona założyła dla Magdy subkonto, na które można przekazywać pieniądze na jej rehabilitację. A ja za każde dobre słowo i za serce jestem wdzięczny.

CZYTAJ DALEJ >>

Aleksandra Kalata mówi, że nie wyobraża sobie, żeby mogło być inaczej. - Magda to jedna z najlepszych tłumaczek na poziomie akademickim i konferencyjnym młodego pokolenia w kraju. Lubiana, profesjonalna, aktywna. A prywatnie wyjątkowo dobry człowiek. Zawsze chętna do pomocy, godziła obowiązki mamy i żony z pracą. To ciepła wrażliwa osoba. Podejmująca wyzwania, kochająca życie i ludzi. Wierzę w to, że wszystko będzie dobrze. Musi być.

***

Wypadek pod Szczekocinami w ciągu godziny zmienił życie Sipowiczów. A konsekwencji tej zmiany w przyszłości nikt teraz nie może przewidzieć. Dlatego Adam skupia się na dniu dzisiejszym; chodzi do pracy i zajmuje się dzieckiem. - Wieczorami oglądamy z córką zdjęcia Magdy. Nie chcę, żeby zapomniała jak wygląda mama. I czekamy wszyscy - mówi Adam. - Teraz to jest nasze zadanie: czekanie na Magdę.

Majka Lisińska-Kozioł

[email protected]

POMOC DLA MAGDY

W ramach FUNDACJI ZIELONY LIŚĆ - KRS: 0000052038

zostało założone subkonto o numerze:

21 1600 1068 0003 0101 1776 9158,

na które można wpłacać 1 proc. podatku oraz inne darowizny. Dokonując wpłat koniecznie trzeba pamiętać o dopisku: "Darowizna na leczenie i rehabilitację Magdaleny Sipowicz".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski