Onomasta, profesor UJ Józef Bubak zobaczył kiedyś na ławce korytarza w Collegium Maius wtuloną w siebie, nieprzytomnie zakochaną parę. – Monika, Monika, jak ja cię, k..., kocham! – szeptał dziewczynie do ucha zduszonym szeptem chłopak, a ona patrzyła mu w oczy z absolutnym oddaniem i tkliwością: – Och, Zenek, nie p...!
Profesor westchnął i w duchu wybaczył: cóż, młodzież, jeszcze uboga zasobem leksykalnym. Ale w tym samym tygodniu nasz onomasta (badacz tajemnic nazw i nazwisk) spotkał sąsiada z kamienicy: – Panie profesorze – rzekł wyraźnie zażenowany starszy pan o nienagannych manierach. – Widziałem wczoraj pana w telewizji. Znam pana tyle lat, ogromnie szanuję, jakże to: profesor... Ale żeby tak publicznie przyznawać się, że jest pan tym, za przeproszeniem...tfy! – onomastą!
– I co ja miałem odpowiedzieć? – wzdychał profesor. – Strasznie trudno być świętym Alojzym we własnym kraju...
Święty od savoir- vivre’u urodził się w roku 1568 jako syn księcia Ferranta Gonzagi, robiącego karierę dworsko-rycerską w Madrycie, na dworze Filipa II. Już w wieku siedmiu lat złożył ślub dozgonnej czystości a do każdej codziennej modlitwy dodawał siedem psalmów pokutnych, zapewne sprowokowany zachowaniem się paziów, do których należał. Nie potępiał jednak nikogo. „Gdy wyrażaliśmy się niezbyt czystym językiem, wzywał nas i napominał z wielką grzecznością i łagodnością” – wspominał jeden z jego kolegów.
Być może ze słowami, bez których film polski byłby bez dialogów, mały Gonzaga zetknął się już w wieku czterech lat, gdy ojciec zabierał go do ćwiczącego obozu żołnierskiego. Czy sam kiedykolwiek rzucił mięsem? Ha, zapewne tak, inaczej dlaczegoż by odprawiał owe psalmy pokutne?
A przeklinało się zawsze i wszędzie, nawet – o zgrozo – w żeńskich zakonach kontemplacyjnych. Czytałem niedawno, że w Polsce, gdy dzwonek na jutrznię brzmi wyjątkowo niesympatycznie, albo mateczka przełożona niesłusznie skrzyczy, albo chleb w refektarzu spadnie masłem na ziemię – siostrzyczkom wyrywa się... Nie, nie to co Państwo myślicie, ale westchnienie: – O, Jeruzalem!
Przyszły patron dobrych manier żył krótko, zaledwie 23 lata, czemu trudno się dziwić, choć nie było wtedy derbów Cracovia – Wisła czy debat w polskich parlamencie. Ludziska grzeszyli jednak powszechnie i to nie tylko mową, ale i nieprzystojnymi uczynkami, z czym delikatnie skonstruowana natura młodego jezuity nijak nie mogła się pogodzić, zwłaszcza że od roku 1729 młody Gonzaga odpowiadał przed swą niebiańską zwierzchnością za maniery i języki europejskich studentów. Goniono go do roboty okrutnie, każąc obchodzić imieniny aż siedem razy w ciągu roku!
Jeśli wierzyć Szwejkowi święty Alojzy „był tak pobożny, że gdy usłyszał, iż pewien mąż z hukiem wielkim wypuścił wiatry – rozpłakał się i w modlitwie dopiero znalazł ukojenie”. Ale może to jednak tylko koszarowa anegdota.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?