Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Plaga śmieciówek. Etat to dziś rarytas

Zbigniew Bartuś, Włodzimierz Knap
Fot. Archiwum
Praca. Zdaniem pracodawców stałej umowy nie ma 10 proc. osób w przemyśle, 16 proc. w handlu, 70 proc. sprzątaczek i ochroniarzy. Związkowcy mówią: jest gorzej!

W Polsce lawinowo przybywa osób zatrudnionych na tzw. umowach śmie­ciowych. To zjawisko wyjątkowe w Unii Europejskiej, gdzie w ciągu ostatnich kilkunastu lat liczba takich umów wzrosła średnio o 2 proc., a w wielu krajach wręcz zmalała. U nas mamy do czynienia z 23-procentowym wzrostem – oraz dalszym dynamicznym pogarszaniem się sytuacji pracowników.

Blisko dwie trzecie Polaków podejmujących obecnie pracę może liczyć co najwyżej na umowę na czas określony, a częściej – na umowę-zlecenie lub umowę o dzieło. – Umowa o pracę staje się w Polsce rarytasem – przyznaje Anna Majerek z Okręgowej Inspekcji Pracy w Krakowie.

Według GUS, na umowę-zlecenie lub umowę o dzieło pracuje już około 1,4 mln osób. To 10 proc. zatrudnionych w Polsce. Nie ma w UE drugiego kraju, w którym więcej niż 5 proc. pracujących byłoby zatrudnionych bez opłacania składek społecznych i poza obowiązywaniem prawa pracy. A Ministerstwo Finansów odnotowuje kolejnych 3,2 mln ludzi na umowach terminowych. Także je działacze związków zawodowych zaliczają do „śmieciówek”.

– Żyjesz w ciągłej niepewności o jutro, musisz zapomnieć o kredycie, wynajęciu mieszkania, zakupach na raty – twierdzi Alfred Bujara, szef Solidarności pracowników handlu i banków.

Związkowców i inspektorów Państwowej Inspekcji Pracy szczególnie niepokoi szaleńczy wzrost liczby zatrudnionych tymczasowo. Coraz więcej firm – w przemyśle, budownictwie czy handlu – w ogóle nie przyjmuje nikogo na etat, tylko wynajmuje ludzi z agencji pracy. – Ba, kolejne firmy pozbywają się doświadczonych etatowców i biorą w ich miejsce tych z agencji – twierdzi Alfred Bujara.

W 2005 r. z usług parunastu agencji korzystało kilkudziesięciu pracodawców w Polsce. W zeszłym roku – według danych resortu pracy – było ich już ponad 12 tysięcy. Tylko w ostatnim kwartale 2013 r. rynek pracowników tymczasowych wzrósł o jedną trzecią. To rekord świata.

Zdaniem związkowców, agencje pracy tymczasowej – te oficjalne (jest ich ponad 4 tysiące) oraz nielegalne (kilkaset) – zatrudniają już w sumie półtora miliona Polaków. Wynajmują pracowników do hipermarketów, fabryk, zbierania owoców, na budowy, a także do centrów usług biurowych, obsługujących globalne korporacje. W wielu przypadkach praca jest „tymczasowa” tylko z nazwy.

– Przeważnie to zwykła codzienna orka, tyle że bez prawa do urlopu i płatnego L-4, za to z licznymi – i bardzo dotkliwymi – karami za wszystko: kilkuminutowe spóźnienie, przedwczesne wyjście do toalety czy niewykonanie wyśrubowanej do absurdu normy – twierdzą związkowcy.

Szacują, że „tymczasowi” mogą stanowić nawet 40 proc. pracowników marketów zagranicznych sieci. Alfred Bujara dodaje, że znaczna część zatrudnionych przez agencje – w niektórych sieciach może to być nawet połowa – haruje na umowach-zleceniach po kilka, a nawet kilkanaście godzin dziennie. Stawki? Krakowska agencja oferuje ostatnio kasjerom w markecie 4,50 zł za godzinę, sprzątaczkom – 5,50 zł, a magazynierom – 9,50 zł na rękę.

Anna Majerek wyjaśnia, że w przypadku osób zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych nie ma zastosowania płaca minimalna, więc stawki mogą być w zasadzie dowolne.

Podkreśla, że firmom opłaca się zatrudniać osoby z agencji, bo świadczą tę samą pracę mniejszym kosztem, zwłaszcza gdy są zatrudnione na umowę cywilnoprawną, a tak dzieje się coraz częściej. Tu Polska także jest wyjątkiem – w innych krajach UE umowy takie nie są wcale dla pracodawców korzystniejsze.

Wysyp śmieciówek uderza w nas podwójnie: zarabiamy mniej, braknie nam na emerytury

Według danych GUS i Eurostatu, między 1998 a 2013 r. nastąpił w Polsce prawie 23-procentowy wzrost zatrudnienia na tzw. umowy śmieciowe. W tym niechlubnym rankingu drugie miejsce w UE zajmuje Słowenia. Tam jednak wzrost był niemal dwukrotnie niższy niż u nas, bo wynosił nieco ponad 12 proc.

Na trzecim miejscu, daleko za Lublaną, znalazła się Holandia (wzrost o 6,5 proc.), a na czwartym Włochy (5,2 proc.). W czternastu kolejnych krajach zatrudnienie na umowy śmieciowe wzrosło od 0,3 do 4,5 proc., a w dziewięciu spadło; najmocniej w Hiszpanii – o ponad 9 proc. Średni wzrost w UE wynosił 2 proc.

Nasz kraj na tle innych wyróżnia się trzema czynnikami. Po pierwsze – zjawisko zawierania umów śmieciowych galo­pująco rośnie. Po drugie – umowy takie są znacznie tańsze dla pracodawcy (w innych państwach nie ma aż takiej różnicy). Po trzecie – nigdzie więcej niż 5 proc. pracujących nie jest zatrudnionych bez opłacania składek społecznych i poza obowiązywaniem prawa pracy. A u nas jest to aż 10 proc.

Najbardziej niepokoi dynamika zmian – w ostatnich dwóch latach umowy cywilnoprawne (zlecenia i o dzieło) stały się wręcz normą, zwłaszcza przy zatrudnianiu młodych, dopiero rozpoczynających pracę, a także osób 50+.

– Według naszych ostatnich ustaleń, w budownictwie i przemyśle na umowach takich pracuje już około 10 procent załóg, w handlu – 16 procent, a w firmach ochroniarskich i sprzątających ponad 70 procent – mówi Jeremi Mordase­wicz z Konfederacji Lewiatan.

„Śmieciowi” zaczęli też dominować w coraz popularniejszych w Polsce usługach call- -center oraz biurach obsługujących globalne korporacje (np. prowadzące dla nich księgowość lub działy kadr). Najbardziej zjawisko nasila się jednak w marketach należących do zagranicznych koncernów.

– Są sklepy, w których – poza kierownictwem – dosłownie nikt nie jest pracownikiem sieci handlowej. Kasjerki, osoby wykładające towar, sprzątaczki, ochrona, magazynierzy – wszyscy są zatrudnieni przez agencję, coraz częściej na śmieciówkach – mówiła nam w piątkowym reportażu Magdalena Zydler z „Solidarności” w Tesco.

Zdaniem związkowców, ekspansja śmieciówek w handlu to skutek morderczej konkurencji między zagranicznymi sieciami. Działa ich w Polsce rekordowo dużo. Tymczasem polski klient kocha niskie ceny. By go zadowolić, sieci obniżały dotąd jakość wielu podstawowych produktów, ale z kilku powodów nie da się tego ciągnąć, więc tną płace. Alfred Bujara z handlowej „S” podkreśla, że odsetek przychodów, jaki obce sieci przeznaczają na płace, jest w Polsce trzy razy mniejszy niż na Zachodzie.

Związkowcy twierdzą, że pracowników tymczasowych zaczęły już wynajmować nawet… huty. – Zastępuje się doświadczonych hutników osobami z agencji, na umowach terminowych lub śmieciowych. W ciężkich warunkach zarabiają po 1700 zł brutto – twierdzi Stanisław Szrek z „S” w ArcelorMittal.

Podkreśla, że w niemieckich czy francuskich zakładach koncernu zarobki na podobnych stanowiskach są nawet 10 razy wyższe.

– W polskich warunkach zbyt często zatrudnia się ludzi na umowy-zlecenia w sytuacji, gdy tak naprawdę wykonywane przez nich zadania noszą wszelkie cechy pracy na etacie. Jeśli dana osoba wykonuje pracę w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę oraz pod kierownictwem owego pracodawcy, to zgodnie z polskim prawem powinna mieć umowę o pracę – komentuje Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan.

Jego zdaniem, w takich przypadkach potrzebna jest błyskawiczna reakcja Państwowej Inspekcji Pracy. Może ona wymusić zmianę umowy – pracodawca będzie wtedy zobowiązany uzupełnić składki na ZUS, a przede wszystkim wyrównać zatrudnionemu wynagrodzenie do płacy minimalnej.

– Jako pracodawca apeluję do PIP, aby korzystała z uprawnień, bo firmy zatrudniające ludzi na tak paskudnych warunkach nie tylko depczą godność pracowników, ale i nieuczciwie konkurują z tymi, którzy zachowują się przyzwoicie – twierdzi Mordasewicz.

PIP kwestionuje 20 proc. umów cywilnoprawnych uznając, że zatrudnieni powinni mieć umowy o pracę. To jednak zapewne wierzchołek góry lodowej, bo inspektorzy PIP docierają do skromnego ułamka procent firm.

– Nie boimy się nazywać obecnej sytuacji wyzyskiem. Ma on fatalne konsekwencje na rynku pracy. Pracodawcy konkurują, kto zapłaci Polakowi mniej – kwituje Bujara.

O wielkości przyszłych emerytur pracowników zatrudnionych na śmieciówkach oraz rosnącej z tego powodu dziurze z kasie ZUS woli nawet nie wspominać.

– Coraz mniej ludzi płaci składki, więc państwo musi coraz więcej dopłacać do wypłaty rent i emerytur – przyznaje Jere­mi Mordasewicz, który z ramienia pracodawców zasiada w radzie ZUS.

Napisz do autora:
[email protected]

emisja bez ograniczeń wiekowychnarkotyki
Wideo

Strefa Biznesu: Czterodniowy tydzień pracy w tej kadencji Sejmu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski