Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Plotki z Warszawy, papierośnica z Rosji

Redakcja
Jerzy T. Paździułł

Malowane miliony

Jerzy T. Paździułł

Malowane miliony

Warszawa huczy od plotek: jej najstarsza galeria, ta, nad której drzwiami wykuto dumny napis "Założona w 1950 roku" - zamknęła podwoje. I znów je otwarła, lecz w odmienionej postaci: dzieła sztuki, w tym tak wybitnych krakowskich artystów, jak Taranczewski, Nowosielski i Chromy, których zawsze miała na składzie - wyparły buty. Na dodatek włoskie, w tym również z przeceny. Ha, cóż, w "stolycy" bez sztuki można żyć. W przeciwieństwie do butów, bez których obejść się trudno, bo nabiegać się trzeba co niemiara, gdyż tu pieniądze leżą dosłownie na ulicy. Tyle że brudne, boć przecie bruk, którego wiele spraw tu sięga - czystym być nie może.
 Oddajmy jednak głos staremu antykwariuszowi, którego nazwisko zachowamy ze zrozumiałych względów w tajemnicy:
 "Panie, takiej hecy to nawet Warszawa nie pamięta, bo też po raz pierwszy kierowniczka galerii postanowiła dorównać politykom i nachapać się szybko dużych pieniędzy. Bo to, pan wie, z handlu starociami i dziełami sztuki żyć można, lecz dorobić się na nich majątku trudno. A chody baba miała, że pozazdrościć.
 No, więc zaczęła latać po mieście i gadać, że trafia się jej nadzwyczajna okazja: obraz Zaka, a wie pan, po ile Zak teraz chodzi. I wciąż idzie w górę. Mówiła więc w tajemnicy i pełnym zaufaniu, że może go kupić za połowę ceny, ale brak jej pieniędzy. No to ten pożyczył jej 100 000 zł, tamten 120 000. Wszyscy, panie, dawali, i koledzy, i profesorowie, i inni, bo obiecywała, że odda za tydzień. Z procentem, bo ma już kupca. Dość, że zebrała ponoć milion. Dolarów, żeby pan nie myślał. A może więcej, bo nie wszyscy się przyznali, że baba zrobiła z nich durni.
 Minął tydzień, potem drugi i trzeci, a pieniędzy nie ma. I baby też. Znikła jak sen jaki złoty. Tylko ludzie się śmieją. Takie to, panie, czasy...
 Rzeczywiście, takie to czasy. Bo kiedyś inne bywały, co potwierdza taki oto urywek ze "Wspomnień niedemokratycznych" Eustachego Sapiehy: "Mamcia... powiedziała, że będąc na miejscu (w Paryżu, przyp. mój) chce mi ofiarować jakiś prezent na moje zbliżające się 21 urodziny. Poszliśmy więc na ulicę St. Honoré czegoś szukać. W tych czasach istniały tam jeszcze małe antykwariaty, gdzie można było grzebać i szperać w jubilerskich bric-á-brac i znaleźć jakąś prawdziwą okazję. Przechodziliśmy właśnie pod takim sklepikiem i zatrzymaliśmy się, żeby zobaczyć, co leży w nieoczyszczonej srebrnej miednicy, pełnej też nieoczyszczonych różnych srebrnych puzderek, papierośnic i puderniczek wyglądających, jakby ktoś je z worka wysypał. Weszliśmy i obejrzałem papierośnicę, która już z ulicy mi się podobała... Sprzedawca, nawet nie patrząc, powiedział, że wszystkie rupiecie z tej miednicy idą za 100 franków sztuka. Włożyłem papierośnicę do kieszeni, żeby jej się przypadkiem bliżej nie przyjrzał i Mama zapłaciła, prosząc o pokwitowanie. Teraz dopiero poprosiłem go, żeby mi ją porządnie wyczyścił, na co się z uśmiechem zgodził. Kiedy zjawiliśmy się ponownie, żeby ją odebrać, powiedział ze smutkiem, że jest idiotą i dał się nabrać jak dziecko, ale, że nie ma do nas najmniejszych pretensji, bo to jego wina, że nie przejrzał tej kupki przedmiotów, którą mu jakiś przemytnik przywiózł parę dni przedtem z Rosji. Moja papierośnica była platynowa z 18-karatowymi złotymi paskami, z małym szlifowanym w cabochon rubinkiem w przycisku do otwierania i co najważniejsze sygnowana Fabergé, czyli warta dziesięć razy 100 franków...".
 Wyrobów Fabergé w Warszawie nie uświadczysz, choć przemyt z Rosji idzie tak, jak szedł przed sześćdziesięciu laty, czyli masowo i nieustannie. A jeśli nawet jakieś Fabergé są, to w nieoficjalnym obrocie, bo galerie handlują w coraz to większej mierze pamiątkami, kopiami, starociami i kolekcjonerskimi ciekawostkami, na których zysk jest co prawda mniejszy niż na prawdziwych dziełach sztuki, lecz za to pewny. I nie tak znowu mały, jeśli zauważyć, że portret Lenina dobrego pędzla kosztuje 700 zł, czyli dziesięć razy taniej (co za wstyd dla Wodza Rewolucji!) od przejściowego dziwoląga, a mianowicie polifonu na metalowe płyty, wyposażonego w ramię z membraną gramofonu na płyty bakelitowe.
 Ponadto Galeria "Ateny" przy ul. Nowy Świat 48 oferuje dużo ciekawych rzeczy - w tym kredensik bogato dekorowany geometrycznym ornamentem snycerskim, najprawdopodobniej krakowskiej lub lwowskiej proweniencji, z przełomu wieków, za 6500 zł.
 Tyle ploteczek na dziś. Za tydzień napiszemy o prawdziwych cymeliach i wielkiej wyprzedaży czterech Kossaków tudzież ich cenach na warszawskim bruku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski