Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po co się uczyć, skoro można dyplom kupić

Piotr Drabik
Piotr Drabik
archiwum
Kontrowersje. W internecie kwitnie proceder handlu fałszywymi dyplomami i świadectwami szkolnymi. Ani policja, ani uczelnie nie są tego w pełni świadome.

Wystarczy jeden dzień, żeby zostać magistrem lub absolwentem szkoły średniej. W internecie w najlepsze kwitnie proceder sprzedaży świadectw szkolnych i maturalnych oraz dyplomów uczelni wyższych. - Papiery w minimum 98 procentach są zgodne z oryginałami. Płatność przy odbiorze - zachwala jeden ze sprzedawców nietypowej usługi.

W ofercie ma całą gamę różnego rodzaju dokumentów: świadectw, dyplomów i certyfikatów. Wszystko rzekomo na oryginalnych drukach, nawet z pieczątkami nieistniejących już szkół. Koszt od 900 zł (świadectwo maturalne) do 2,3 tys. zł za dyplom akademicki. Handlarze dokumentów zastrzegają przy tym, że sprzedają je dla celów kolekcjonerskich. „Nasze świadectwa oraz dyplomy fantastycznie prezentują się w antyramach, obok telewizorów czy jako talizmany szczęścia” - proponują na jednej ze stron „sprzedawcy” wykształcenia.

Podrabianie dokumentów jest przestępstwem, za które grozi nawet pięć lat więzienia. Jednak odpowiedzialności karnej podlegają tylko te osoby, które używają falsyfikatów w kontaktach z instytucjami. Dlatego sprzedawcy, nazywając je kolekcjonerskimi, liczą na bezkarność.

Małopolska policja nie zauważyła na razie tego problemu. Zaskoczenia tematem nie kryją też krakowskie uczelnie. - Nie spotkaliśmy się wcześniej z podobnym procederem - przyznaje Anna Żmuda-Muszyńska, rzeczniczka Akademii Górniczo-Hutniczej. Jej zdaniem dostęp do szablonów dyplomów jest bardzo ograniczony, a niewykorzystane druki podlegają komisyjnemu zniszczeniu. Nie ma więc szansy, by przez internet kupić oryginalny, pusty dokument.

Zdziwienia nie kryje również Uniwersytet Jagielloński. - Papier do naszych dyplomów produkowany jest przez Polską Wytwórnię Papierów Wartościowych i posiada trzy rodzaje zabezpieczeń - wyjaśnia rzecznik uczelni Adrian Ochalik. Dodatkowo szczegóły wzoru dyplomu UJ nie są dostępne dla osób trzecich.

Znacznie mniej zabezpieczeń posiada świadectwo maturalne. - Jego papierowa wersja stanowi jedynie potwierdzenie wyniku przekazanego szkole wyższej drogą elektroniczną. Nie ma więc mowy, by na podstawie fałszywki dostać się na wyższe studia - twierdzi Marcin Smolik, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej.

Na podobną weryfikację rekrutów rzadko decydują się jednak pracodawcy. - Sprawdzanie autentyczności wykształcenia pracowników to czasochłonny proces, spotykany praktycznie tylko w bardzo dużych firmach - przyznaje Wioletta Żukowska z organizacji Pracodawcy RP. I właśnie na to liczą nabywcy „kolekcjonerskich” dyplomów.

- Zasada jest taka, że im wyższe stanowisko, tym częściej pojawiają się przypadki z fałszowaniem wykształcenia podczas rekrutacji - nie kryje Monika Klonowska z firmy Background Screening Service, zajmującej się weryfikacją podań i życiorysów. Potwierdza, że fałszowane dokumenty stanowią spory problem. - Druki są profesjonalne, podrobienie pieczątki także nie stanowi trudności - wskazuje Klonowska i dodaje, że coraz częściej pojawiają się fałszywe dyplomy zagranicznych uczelni.

Kwitnący biznes chce ukrócić Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Pomóc ma w tym nowa ustawa o dokumentach publicznych, której projekt jest poddawany obecnie konsultacjom społecznym.

W sieci z łatwością można kupić „kolekcjonerskie” świadectwa maturalne lub dyplomy akademickie. Ich nabywcy chcą w ten sposób uzupełnić braki w swoim wykształceniu.

Skala zjawiska jest trudna do określenia. Jednak spektakularnych przykładów fałszowania wykształcenia nie brakuje. Jednym z nich jest sprawa Jakuba M., który przez kilka tygodni był właścicielem spółki Wisła Kraków. Podczas rekrutacji na jedną z wyższych uczelni w Częstochowie posłużył się sfałszowanym świadectwem maturalnym.

W marcu został uznany winnym w tej sprawie, a miesiąc później wyrok się uprawomocnił. Jakub M. zataił ten fakt przed Bogusławem Cupiałem, od którego kupił większość akcji w Wiśle Kraków. W obliczu kolejnych zarzutów kierowanych pod adresem M. w końcu biznesmen oddał klub w ręce Towarzystwa Sportowego „Wisła”.

W celu uniknięcia podobnych prób fałszerstwa szkoły wyższe korzystają dziś ze wspólnej ewidencji. - Zdecydowana większość uczelni pobiera wyniki egzaminu maturalnego z bazy danych prowadzonej przez Okręgowe Komisje Egzaminacyjne - wyjaśnia Marcin Smolik, dyrektor CKE. Niektórzy sprzedawcy „kolekcjonerskich” dyplomów deklarują, że są w stanie obejść te zabezpieczenia. - Nasze dokumenty są wpisywane do rejestrów i ewidencji szkolnych, więc są w pełni legalne - twierdzi Mariusz, który podrobione dokumenty wysyła dopiero po otrzymaniu zaliczki. Wydaje się mało prawdopodobne, by handlarz był w stanie wedrzeć się do uczelnianych systemów komputerowych, ale wykluczyć takiej możliwości nie możemy.

Posługiwanie się przez wiele lat fałszywym dyplomem może uchodzić na sucho. Przykładem jest Jacek R., były ordynator szpitala w Zgorzelcu. Przez ponad 10 lat chwalił się dyplomem doktorskim, uzyskanym na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu. Jednak rok temu wyszło na jaw, że dokument jest wydany przez nieistniejący wydział uczelni oraz podpisany przez osoby, które nigdy tam nie pracowały.

W podobny sposób swoje kwalifikacje podniosły dwie pracownice Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Proszowicach. Nie ukończyły studiów, dlatego postanowiły dyplom wyższej uczelni kupić w internecie. Sprawa wyszła na jaw przy okazji śledztwa śląskiej policji, która rozbiła gang zajmujący się fałszowaniem dokumentów na szeroką skalę. W październiku zeszłego roku kobiety ze sfałszowanym wykształceniem same odeszły z pracy.

Odróżnienie prawdziwych dokumentów od falsyfikatów ma ułatwić nowa ustawa o dokumentach publicznych. Jej projekt opracowało MSWiA. Zakłada on m.in. wprowadzenie zakazu wykonywania kopii lub reprodukcji dokumentów publicznych, w wielkości oryginału lub zbliżonej do oryginału. Ustawa ma w sposób szczególny chronić dowody osobiste, ale także świadectwa szkolne i dyplomy wyższych uczelni. Ograniczenia nie będą dotyczyć kopii dokumentów wykonywanych na własny użytek.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Po co się uczyć, skoro można dyplom kupić - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski