MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Po prostu Europa...

Redakcja
Młodość, siła i desperacja. Większość pracodawców ceni sobie te cechy pracownika.

W akcie desperacji

Znalezienie dobrej oferty pracy dla mężczyzny to duży kłopot. Chyba że jest on informatykiem specjalizującym się w np. technologiach internetowych lub telekomunikacyjnych, nie przywiązanym do swego miejsca zamieszkania lub "jeszcze lepiej" również do ojczyzny. Takich jednak jest niewielu. Cała reszta musi wziąć do ręki gazetę i śledzić zamieszczane w niej oferty pracy. Nie jestem jednak pewien, czy to rozwiązanie jest dobre i efektywne.

W akcie desperacji

 Już po wykonaniu kilku telefonów okazuje się, że nawet wówczas, gdy w akcie desperacji, szukając pracy, jest się skłonnym spuścić z tonu i po prostu wziąć "byle co", niewiele to zmienia. O ile w gazetach często widać oferty "zatrudnię kobietę", to podobne, lecz adresowane do panów są rzadkością.
 W tej sytuacji słowa "pizzeria zatrudni mężczyzn do rozwożenia pizzy" stają się prawdziwym wyzwaniem. Podnoszę słuchawkę, wykręcam numer. Po chwili rozmawiam z potencjalnym pracodawcą. Szukamy kogoś młodego, godzącego się na dyspozycyjność. Nie, nie oznacza to, że będzie Pan pracował przez cały dzień. Jakoś się dogadamy. Ale o tym i o pieniądzach porozmawiamy osobiście. Można do nas zaglądnąć nawet jutro. Ma Pan może własny samochód? Wystarczy "maluch" - słyszę w słuchawce.
 Szybko też domyślam się, dlaczego propozycja adresowana jest do mężczyzn. Po pierwsze można założyć, że ten będzie dysponował autem. Po drugie nie przerazi go bieganie późnym wieczorem po najbardziej nawet smutnych zakamarkach naszego miasta. Nie jest to przyjemne, ani bezpieczne, nawet wówczas, gdy na podkoszulku ma się napis "goniec nie dysponuje gotówką". Ktoś może zechcieć sprawdzić, jak jest naprawdę...
 Martwi mnie też konieczność zaoferowania swego auta. Jeśli stawka będzie niewielka, zaś z każdym dniem na liczniku będą przybywać kolejne kilometry, wszystko może stać się problematyczne. Zwłaszcza moje dochody. Remont auta kosztuje. Może jednak samochód jest jakimś atutem, zastanawiam się widząc kolejny anons, z którego wynika, że kierowca - posiadacz auta, może liczyć na pracę w soboty. Niestety: mimo wielu prób nie udaje mi się porozmawiać ze zleceniodawcą.
 Po tych doświadczeniach, wczuwając się w rolę poszukiwacza pracy, zaczynam zazdrościć kolegom, którzy sztukę tropienia pracodawców opanowali do perfekcji.

Reguły gry

 - Znasz mnie: często zmieniam pracę. Ogłoszenia w gazetach czytam rzadko, podobnie jak oferty w Internecie. Zapamiętaj: liczą się kontakty. Dzięki nim zawsze coś znajduję. Do pracy ściągają mnie dawni koledzy, z którymi kiedyś pracowałem. Skaczę więc z miejsca na miejsce i zawsze coś tam urwę. A to wyższą pensję, to dodatkowe profity w postaci służbowego auta czy ryczałtu na komórkę. W każdym razie tak dotąd było. I nagle, po upływie pewnego czasu, coś się zmieniło. Mniej jest takich ofert i trudniejsze są rozmowy - opowiada "specjalista", kolega z dawnych lat.
 Dyskomfort, który odczuwa operatywny kolega, jest łatwo wytłumaczalny. Podczas jednej z konferencji, w chwili przypływu szczerości, specjalista do spraw "zasobów ludzkich" pracujący w dużej firmie powiedział więcej niż powinien. Okazuje się, że dla przedsiębiorstwa pozyskanie młodego człowieka, bez mieszkania, mającego na utrzymaniu żonę i małe dziecko, to prawdziwy rarytas. Firma oferuje mu pensję niekoniecznie nawet większą niż gdzie indziej, ale wynajmuje mieszkanie, daje służbową komórkę, komputer, czasem nawet auto. A wtedy "młody" pracuje za dwóch. Czasem za trzech. Ten szczególny typ związku nie trwa, niestety, w nieskończoność. Urywa się, z chwilą gdy debiutant okrzepnie, przede wszystkim finansowo, albo na skutek szczęśliwego zbiegu okoliczności stanie się posiadaczem własnego mieszkania. Dla pracodawcy przestaje być atrakcyjny. Między innymi dlatego, że odtąd bywa mniej skłonny do poświęceń. Mieszkaniowa smycz nie trzyma go już tak mocno. Dodatkowo, gdy żona wreszcie pracuje, a dziecko nieco podrośnie, wizja straty pracy nie jest już dlań katastrofą, lecz zaledwie kłopotem, z którego można jakoś wybrnąć.

Każdy kij ma dwa końce

 - Na początku kariery zawodowej pracowałem w prywatnej firmie informatycznej obliczonej na tworzenie wyspecjalizowanego oprogramowania. Właściciel zatrudniał wyłącznie samych mężczyzn. Szybko okazało się dlaczego - opowiada zaprzyjaźniony informatyk.
 Kobieta, argumentował, od godz. 15.00 myśli, co powinna ugotować rodzinie na obiad, od 16.00 jej aktywność intelektualna ukierunkowana jest na opuszczenie siedziby firmy, zaś o 20.00 grozi wniesieniem skargi do Trybunału Europejskiego. - Po co mi to... mawiał mój szef. Facetowi mówi się: zostań tak długo, jak się da, w zamian sypnę ci trochę więcej kasy. Ja zostawałem - słyszę.
 Jeśli jest to prawda, można uznać, że w przekonaniu wielu pracodawców mężczyzna jest bardziej uniwersalnym pracownikiem. A już na pewno skłonnym do inwestowania swego czasu w ponadnormatywne przedsięwzięcia, zwłaszcza pojawiające się znienacka. Zdaniem niektórych pracodawców, mężczyźni mają zakodowaną potrzebę wspinania się po szczeblach kariery. Choć brzmi to banalnie, skutki takiej sytuacji nie zawsze muszą takimi być. Wystarczy więc ambitnemu mężczyźnie stworzyć wizję przyszłej kariery oraz towarzyszących jej profitów, a obie strony przedsięwzięcia będą zadowolone. Jednak takiej pracy nie znajduje się raczej poprzez ogłoszenia...
 Cały czas mam jednak nadzieję, że właśnie mnie to się uda. Proszę bardzo, czytam: praca stała lub dodatkowa, dla wykształconych. Dzwonię....
 To nie jest rozmowa na telefon. Powiem jedno: to nie jest akwizycja. Nasza oferta jest dość szeroka, potrzebujemy ludzi ambitnych, zdolnych, o różnych specjalnościach. Do obsadzenia mamy różne stanowiska, w tym kierownicze. Zapraszam na spotkanie organizacyjne. Proszę zabrać ze sobą dowód osobisty - informuje mniej osoba po drugiej stronie słuchawki. Wybieram więc kolejny numer, między innymi dlatego, że propozycja jest trochę podobna. Telefon odbiera ktoś inny, ale szybko orientuję się, że nowy rozmówca reprezentuje tę samą instytucję, co poprzedni.
 Klęska? Nic nie znalazłeś? Nie jesteś wystarczająco zdesperowany. A może wybrzydzasz? - zastanawia się, oglądając wstępny wydruk artykułu zaprzyjaźniony bezrobotny, z gatunku tych, co nie pracują oficjalnie z wyboru. - Posłuchaj fachowca: dawniej dorabiałem sobie, jadąc podczas wakacji na Zachód. Tam funkcjonował pewien standard. Dziewczyny opiekowały się dziećmi, staruszkami, sprzątały, czasem robiły zakupy. Faceci lądowali na budowie, przy tapetowaniu mieszkań, ładowali towar na ciężarówki lub wagony. Mając za sobą dobre wojsko lub znajomość sztuk walki, mogli liczyć na posadę ochroniarza w nieciekawych miejscach. Teraz Europa, ba, nawet Ameryka jest tutaj.
 Gdy to słyszę, przypominają mi się słowa wypowiedziane na stacji w Radomiu przez młodego Ukraińca. - Morza nie przepłynąłem, Amerykę zobaczyłem. Idę na bazar.
 Handel może być oczywiście alternatywą. Mniej zaradnym pozostaje z kolei wykonywanie pracy chałupniczej przy regeneracji taśm do drukarek lub skręcanie długopisów z części dostarczonych przez zleceniodawcę. Ale czy to jest "męskie" zajęcie?
 Na marginesie warto przypomnieć, że specjaliści przestrzegają, by tego rodzaju umowy zawierać niezwykle starannie. Może się zdarzyć, że zostaniemy na lodzie z 20 kg nie skręconych długopisów lub urządzeniami, które pozwalają naszyć tasiemki do drukarek. Z drugiej jednak strony, stwierdzają oni, niemal chóralnie, że tego rodzaju oszustwa zdarzają się coraz rzadziej.
 Jak gospodarka wolnorynkowa to wolnorynkowa. Dla mnie to nic nowego. Jakoś sobie radzę. Poza tym żona dobrze zarabia... - puetuje znajomy.
TOMASZ DZIKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski