Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po służbie biją

Redakcja
(INF. WŁ.) Czy dorabianie przez policjantów "na czarno" na bramkach w dyskotekach jest zjawiskiem kryminogennym, czy służy poprawie bezpieczeństwa? Z orzeczenia nadinspektora Andrzeja Woźniaka, szefa małopolskich policjantów, wynika, że kryminogenne nie jest. Ponieważ - jak argumentuje komendant - policjant, również poza służbą, zobowiązany jest interweniować w przypadkach naruszeń bezpieczeństwa ludzi.

Dwaj policjanci z krakowskiej komendy miejskiej po spędzeniu 3 miesięcy w areszcie wrócili na zajmowane wcześniej stanowiska

   24 bm. w krakowskim Sądzie Okręgowym rozpocznie się proces funkcjonariusza Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który stojąc na bramce w dyskotece w Rącznej koło Skawiny, zastrzelił 26-letniego mężczyznę. Obok na ławie oskarżonych zasiądą jego koledzy - bramkarze, oskarżeni "tylko" o pobicie. Dwaj z nich to policjanci z krakowskiej komendy miejskiej, którzy po spędzeniu w areszcie niecałych 3 miesięcy wrócili na zajmowane wcześniej stanowiska. Do służby przywrócił ich nadinsp. Andrzej Woźniak, szef Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie, anulując dyscyplinarne zwolnienie i uznając, że byłaby to kara niewspółmierna do winy.
   - Nie wierzę już ani w sprawiedliwość, ani w to, że policja zapewni mi bezpieczeństwo. Jak mam w to wierzyć, skoro w szeregach policji znajdują się ludzie, którzy przyczynili się do śmierci mego syna? Teraz każdy policyjny mundur kojarzy mi się jedynie z potencjalnym zabójcą - płacze Irena Dudzik, matka zabitego mężczyzny.
   26-letni Grzegorz został zastrzelony nad ranem 15 czerwca ub. roku w pobliżu klubu "Inferno" w Rącznej koło Skawiny.
   Z prokuratorskich ustaleń wynika, że awantura zaczęła się przed godziną 5 rano, już po zakończeniu dyskoteki, kiedy bramkarze zaczęli siłą wyprowadzać czterech mężczyzn pijących jeszcze piwo przy stoliku.
   - W trakcie wyprowadzania gości z lokalu doszło do przepychanek - mówi prok. Mirosława Kalinowska-Zajdak, rzecznik krakowskiej Prokuratury Okręgowej. - Bójka zaczęła się na zewnątrz klubu, gdzie poszkodowani dopijali piwo. Kiedy zbierali się do odjazdu, jeden z nich wyjął z bagażnika "malucha" toporek. Widząc to, odjeżdżający już spod klubu bramkarze wysiedli z samochodu i zaatakowali mężczyzn. Ci zaczęli uciekać, każdy w innym kierunku. Za Grzegorzem D. pobiegł Paweł M., funkcjonariusz krakowskiej delegatury ABW. Dopadł go w rowie. Podczas bójki padł strzał z przyłożenia.
   Wkrótce potem bramkarze wskoczyli do dwóch samochodów i odjechali. Oprócz funkcjonariusza ABW, wśród napastników znajdowało się dwóch policjantów z krakowskiej komendy miejskiej, m.in. oficer dochodzeniówki. Żaden z nich nie wykręcił numeru telefonu policji i pogotowia. Kiedy po godzinie 5. na miejsce dotarła karetka wezwana przez pobitych mężczyzn, na pomoc dla Grzegorza było już późno. Znaleziono go w rowie z raną postrzałową z tyłu głowy.
   Czwórkę bramkarzy - funkcjonariusza ABW, jego brata oraz dwóch policjantów - zatrzymano w niedzielę. Ich kolegę - cywila - kilka dni później. Paweł M. z ABW trafił do celi pod zarzutem zabójstwa, choć twierdził, że był to tylko nieszczęśliwy wypadek i broń sama wypaliła, kiedy uderzył nią w głowę ofiary. Prokurator nie uwierzył mu, uznając, że dobrze znał zasady postępowania z odbezpieczoną bronią. Pozostałym podejrzanym - m.in. podkomisarzowi Piotrowi S. i starszemu posterunkowemu Sławomirowi M. - zarzucono pobicie ze skutkiem śmiertelnym. 16 czerwca sąd aresztował wszystkich na trzy miesiące.

Dyscyplinarka

   Następnego dnia komendant miejski zawiesił obydwu policjantów w czynnościach służbowych na 3 miesiące i równocześnie wszczął postępowanie dyscyplinarne. Zakończyło się ono 22 lipca ub.r. wydaleniem ze służby obydwu stróżów prawa.
   - Postępowanie dyscyplinarne prowadziliśmy dwutorowo: w związku z przestępstwem pobicia ze skutkiem śmiertelnym i w sprawie naruszenia dyscypliny służby, czyli podjęcia dodatkowego zatrudnienia bez wymaganego zezwolenia przełożonych. Odnośnie pierwszej kwestii postępowanie zostało zawieszone do czasu wydania wyroku przez sąd. Orzeczenie o wydaleniu ze służby dotyczyło więc jedynie podjęcia - bez zezwolenia - zarobkowej pracy przy ochronie dyskoteki, co stanowiło złamanie Ustawy o policji. Uznałem, że ten czyn nie licuje z etyką policjanta, ma charakter kryminogenny i dlatego wymierzyłem obydwu policjantom najwyższą karę przewidzianą w Ustawie o policji - mówi młodszy insp. Andrzej Skowroński, komendant miejski policji w Krakowie.
   Ukarani odwołali się od tego orzeczenia do małopolskiego komendanta. Kwestionowali surowość wymierzonej kary, twierdząc, że przy jej wymierzaniu nie wzięto pod uwagę, iż sami przyznali się do ochrony dyskoteki po służbie. Obydwaj twierdzili, że podjęli się tego tylko czasowo, bo chcieli ustalić, czy nie będzie to kolidowało z ich obowiązkami służbowymi. Na bramce w "Inferno" stali przecież tylko cztery razy i zdążyli zarobić zaledwie 800 zł - po 200 zł za każdą ochranianą imprezę. Co ciekawe - jak mówi prok. Kalinowska-Zajdak - w prowadzonym równolegle śledztwie prokuratorskim w ogóle zaprzeczyli, że pracowali "na czarno" przy ochronie dyskoteki.

Bez związku

   Odwołanie do komendanta małopolskiego okazało się skuteczne. 2 września ub. roku nadinsp. Andrzej Woźniak uchylił dyscyplinarne zwolnienie wobec obydwu policjantów. Zamienił je na "ostrzeżenie o niepełnej przydatności do służby na zajmowanym stanowisku". Zgodnie z obowiązującymi przepisami konsekwencje tego ostrzeżenia są wyłącznie finansowe, a kara ulegnie zatarciu po roku.
   Czym kierował się komendant łagodząc karę?
   - Ponieważ zakończone postępowanie dyscyplinarne dotyczyło jedynie naruszenia dyscypliny służbowej, czyli podjęcia zarobkowej pracy bez zezwolenia przełożonych, komendant uznał, że kara wydalenia ze służby byłaby niewspółmierna do popełnionego czynu. W postępowaniu dyscyplinarnym bierze się pod uwagę zarówno charakter przewinienia, jak i dotychczasowy przebieg służby i dotychczasową niekaralność - mówi podkom. Sylwia Bober, p.o. rzecznik prasowy komendanta małopolskiej policji.
   Fakt aresztowania policjantów pod zarzutem udziału w pobiciu ze skutkiem śmiertelnym nie miał wpływu na orzeczenie małopolskiego komendanta. - Tamta sprawa jest rozpatrywana oddzielnie i nie ma żadnego związku z nielegalnym zatrudnieniem policjantów - przekonuje podkom. Sylwia Bober.

Powrót do służby

   Tymczasem pod koniec sierpnia prokurator zmienił zarzuty postawione czterem bramkarzom - w tym obydwu policjantom - i zwolnił ich z aresztu. Zarzuty zostały złagodzone: z pobicia ze skutkiem śmiertelnym na "udział w pobiciu, w którym naraża się człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia". Zmiana kwalifikacji miała niebagatelne znaczenie ze względu na zagrożenie karą. Śmiertelne pobicie jest zagrożone karą od roku do 10 lat więzienia. Za udział w pobiciu grozi najwyżej do 3 lat pozbawienia wolności. Prok. Mirosława Kalinowska-Zajdak tłumaczy: - Z ustaleń śledztwa wynika, że do śmierci mężczyzny przyczynił się jedynie Paweł M., funkcjonariusz ABW, który nadal przebywa w areszcie. Pozostałym areszt uchylono w związku ze zmianą zarzutów. Śledztwo wykazało bowiem, że kiedy padł strzał, ścigali trójkę innych podejrzanych i tylko za ich pobicie mogą odpowiadać. Z naszych ustaleń wynika ponadto, że nikt nie słyszał strzału. Policjanci odjeżdżając z miejsca zdarzenia nie mogli więc wiedzieć, że doszło do zabójstwa. Nie można zatem przypisać im zarzutu, że nie wezwali na miejsce policji i pogotowia.
   Rodzina zabitego chłopaka nie może pogodzić się z tą wersją: - Nie wiem na jakiej podstawie prokurator ustalił, że za śmierć Grześka odpowiada tylko jeden z podejrzanych. Przecież podczas wizji lokalnej każdy z nich przedstawiał inną wersję wydarzeń. Słyszałam, jak jeden opowiadał, że trzykrotnie użył gazu łzawiącego wobec syna. Nie wierzę, że nikt nie słyszał strzału i policjanci, uciekając spod dyskoteki, nie wiedzieli, że doszło do zabójstwa. A już na pewno nie uda im się zakwestionować tego, że pozostawili bez udzielenia pomocy pobitego do nieprzytomności Sławka, kolegę syna, który po tym wydarzeniu na tydzień wylądował w szpitalu - mówi rozgoryczona Irena Dudzik, matka zastrzelonego mężczyzny.
   - Nie wierzę już w żadną sprawiedliwość, odkąd usłyszałam, że ci policjanci nadal pracują w komendzie, jak gdyby nic się nie stało - dodaje siostra zabitego.
   Podkomisarz Piotr S. i starszy posterunkowy Sławomir M. rzeczywiście od 17 września ub. roku pracują w policji. Jak wyjaśnia podkom. Sylwia Bober, p.o. rzecznik komendanta małopolskiej policji, obydwaj wrócili do służby po upływie 3-miesięcznego zawieszenia w czynnościach służbowych, gdyż przedłużenie zawieszenia nie jest już wymagane przez obowiązujące przepisy.

Polowanie bez efektów

   Ilu krakowskich policjantów dorabia "na boku", stojąc po cywilnemu na bramce w nocnych klubach i dyskotekach? - Jak dotąd - to pierwszy udowodniony przypadek. Choć na pewno stanowi to poważny problem - słyszymy w krakowskiej komendzie miejskiej.
   Zatrudnienie policjantów jest dla właściciela klubu wygodne nie tylko ze względu na ich wyposażenie techniczne - w pistolet czy pałkę. Liczy się również legitymacja policyjna, gdy pobity poskarży się najbliższemu patrolowi. Wtedy sam jej widok najczęściej załatwia sprawę i klient odchodzi z kwitkiem. Dlatego właściciele klubów zapewniają, że nic im nie wiadomo o policjantach wykidajłach. Nie podpisują przecież z nimi umowy.
   - Na takiego gliniarza gangsterom łatwo znaleźć haka i zmusić do współpracy - mówi jeden z oficerów małopolskiej policji.
   Sygnały o policjantach stojących razem z gangsterami na bramkach w dyskotekach pojawiły się w Krakowie m.in. w ub. roku tuż po zatrzymaniu dwóch sprawców napadu na konwój z pieniędzmi. Po ich tajemniczej śmierci - w wyniku zatrucia arszenikiem - media ujawniły, że obydwaj stali na bramce w klubie ochranianym również przez policjantów w cywilu. Małopolski komendant zapowiadał wówczas wyjaśnienie sprawy. Przy okazji padły zapewnienia o wyciągnięciu surowych konsekwencji wobec funkcjonariuszy, którzy okażą się winni złamania Ustawy o policji. Efektów polowania na bramkarzy na razie jednak nie widać.
   Tymczasem z dokumentu wewnętrznego policji, czyli orzeczenia nadinsp. Andrzeja Woźniaka, uchylającego zwolnienie dyscyplinarne "bohaterom" z Rącznej, do którego dotarliśmy nieoficjalnie, wynika, że podjęcie przez policjanta czynności ochroniarza bez zgody przełożonego stanowi naruszenie dyscypliny służbowej, ale nie jest zjawiskiem kryminogennym. "(...) ponieważ to właśnie podejmowanie interwencji pracownika ochrony ma na celu zapobieganie zjawiskom naruszającym prawo. (...) Powyższe dotyczy także policjanta, który znajduje się poza służbą i również zobowiązany jest interweniować w przypadkach naruszeń bezpieczeństwa ludzi".
EWA KOPCIK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski