Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po zdobyciu Korony Himalajów po prostu zatęsknił za domem

.
Rocznik 1951. Jest doktorem inżynierii chemicznej, pracownikiem naukowym Wydziału Inżynierii Procesowej i Ochrony Środowiska Politechniki Łódzkiej. Jako trzeci polski himalaista - po Jerzym Kukuczce i Krzysztofie Walickim - zdobył Koronę Himalajów, czyli 14 szczytów powyżej 8 tysięcy metrów. Ostatni ośmiotysięcznik, Annapurnę, zdobył 27 kwietnia 2010 roku
Rocznik 1951. Jest doktorem inżynierii chemicznej, pracownikiem naukowym Wydziału Inżynierii Procesowej i Ochrony Środowiska Politechniki Łódzkiej. Jako trzeci polski himalaista - po Jerzym Kukuczce i Krzysztofie Walickim - zdobył Koronę Himalajów, czyli 14 szczytów powyżej 8 tysięcy metrów. Ostatni ośmiotysięcznik, Annapurnę, zdobył 27 kwietnia 2010 roku Fot. MARCIN OLIVA SOTO / POLSKAPRESSE
Rozmowa. Moje życie pokazało, że nawet gdy na starcie ma się pod górę, to można z tego dobrze wyjść - mówi Piotr Pustelnik, zdobywca Korony Himalajów, który właśnie został prezesem Polskiego Związku Alpinizmu.

- Można pogratulować tego, że człowiek z nizin, z Łodzi, został prezesem Polskiego Związku Alpinizmu?

- Dlaczego z nizin? Urodziłem się w Łodzi, ale jestem z górami związany od 1973 roku.

- Jak się Pan odnajdzie w nowej roli?

- To duże wyzwanie. Polski Związek Alpinizmu jest sporą organizacją, związkiem sportowym, będącym w strukturze Ministerstwa Sportu. To poważna funkcja i duża odpowiedzialność. Przed ludźmi wchodzącymi w skład związku, środowiskiem, a głównie przed sobą.

- Polscy himalaiści należą do najlepszych na świecie.

- Mamy wielkie tradycje, świetnych zawodników, ale ja nie pełnię roli zawodniczej. Moja rola jest służebna wobec tych świetnych himalaistów. Ja mam im pomagać, by mogli robić to, na co ich stać.

- Będzie kontynuowany program zimowych wejść na najwyższe góry świata?

- Program Polskiego Himalaizmu Zimowego to tylko mała część działalności związku. Nie jest główną osią naszego działania. Nasz związek ma przede wszystkim zapewnić bazę, by z kilkunastu tysięcy wspinających się ludzi mogło wyrosnąć kilku lub kilkunastu takich, którzy będą działać na najwyższym, światowym poziomie.

- Jak wygląda ta baza?

- Kiedyś wspinało się kilka tysięcy osób. Teraz kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt tysięcy. Do związku należy cztery, pięć tysięcy wspinaczy. Reszta jest niezrzeszona. Baza jest duża. Choć gdy weźmiemy pod uwagę, że w Polsce mieszka ponad 37 milionów ludzi, to mała kropelka. Zawsze za wzór stawiam sobie Słowenię, która ma ponad dwa miliony mieszkańców i aż około 100 tysięcy wspinaczy. Nie jesteśmy jednak Słowenią i 90 procent naszego terytorium nie zajmują góry. Są takie kraje, że wspinanie jest trendy, gdzie są rodziny, które wspinają się od pokoleń. U nas wygląda to zupełnie inaczej.

- A gdzie Pan zaczynał?

- W szkole Łódzkiego Klubu Wysokogórskiego, potem przeniosłem się do Akademickiego Klubu Górskiego. Jestem z nim związany do dziś.

Łódzkie środowisko wspinaczkowe, do którego należę, nie jest największe w Polsce, ale jest solidne, z tradycjami.

- By zacząć chodzić po wysokich górach musiał Pan pokonać wiele przeszkód.

- Moja droga w góry była bardzo ciernista. Miałem wadę serca. Nie byłem typem sportowca-wyczynowca. Musiałem wiele pracować, by osiągnąć to, co osiągnąłem.

- Skąd taka miłość do gór, zahartowały Pana przeciwności?

- Każda przeciwność sprawia, że chce się ją pokonać. Nie byłem człowiekiem, który godziłby się, by całe życie spędzić chodząc na spacery. Zacząłem układać się ze swoimi dolegliwościami i udało się. Moje życie pokazało, że nawet gdy na starcie ma się pod górę, to można z tego dobrze wyjść. To jest dla mnie największą wartością, że tak to się skończyło.

- Jest Pan jednym z trzech ludzi w Polsce, którzy zdobyli Koronę Himalajów, czyli wszystkie 14 ośmiotysięczników. Gdy zdobywał Pan swój ostatni ośmiotysięcznik, Annapurnę, czuł Pan radość?

- Radość to jedno, a poczucie, że skończyło się bardzo duży projekt, a ma się jeszcze tyle życia przed sobą to już inna sprawa. To było sześć lat temu. Bardzo to przeżywałem, różne uczucia mną kolebały, ale w końcu udało się z tym uporać.

- Mówił Pan też o zdobyciu Korony Ziemi, czyli najwyższych szczytów na poszczególnych kontynentach czy też Koronce Ziemi, czyli drugich co do wielkości gór. Co z tymi planami?

- Zarzuciłem te projekty. Nie spieszy mi się do kolekcjonowania szczytów. Gdybym był 10 czy 15 lat młodszy, to miałbym w sobie tyle siły, że jeszcze bym to pociągnął. Po zdobyciu Korony Himalajów poczułem taką chęć pobycia w domu.

- Rodzina pewnie ucieszyła się z tej decyzji?

- Gdy się ma za męża alpinistę, to nie oddycha się spokojnie. Nigdy nie wiadomo, co może mu jeszcze przyjść do głowy.

- Wspina się Pan jeszcze?

- Po wysokich górach nie wspinam się od sześciu lat. Zamknąłem ten rozdział życia.

- Teraz jako prezes PZA może Pan kibicować innym polskim alpinistom, himalaistom.

- Nie tylko kibicować, ale pomagać, by dalej pociągnąć tę sztafetę. Polski himalaizm, ale i alpinizm jest na wysokim poziomie. Kiedyś Polacy byli znani z tego, że są świetnymi himalaistami. W tej chwili mamy kilka zespołów, które w sportowym alpinizmie osiągają światowe sukcesy. Tylko patrzeć jak otrzymają największe nagrody.

Rozmawiała Anna Gronczewska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski