Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pod aniołami

Redakcja
Rak mnie ciągle zaskakuje; mam wrażenie, że jest to pewna forma inteligencji - mówi doc. dr hab. Krzysztof Krzemieniecki FOT. ARCHIWUM ORDYNATORA
Rak mnie ciągle zaskakuje; mam wrażenie, że jest to pewna forma inteligencji - mówi doc. dr hab. Krzysztof Krzemieniecki FOT. ARCHIWUM ORDYNATORA
ROZMOWA Z DOC. dr. hab. KRZYSZTOFEM KRZEMIENIECKIM, ordynatorem Kliniki Onkologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie

Rak mnie ciągle zaskakuje; mam wrażenie, że jest to pewna forma inteligencji - mówi doc. dr hab. Krzysztof Krzemieniecki FOT. ARCHIWUM ORDYNATORA

- Czy rak lubi muzykę?

- Nie. Rak lubi, aby pacjent płakał, był przygnębiony, bo wtedy jego układ immunologiczny gorzej pracuje, mniej stawia opór, mniej się broni. Natomiast jeżeli pacjent stara się normalnie żyć, cieszyć się życiem, chodzić na koncerty, czytać książki, spotykać się z przyjaciółmi, to rak jest z tego niezadowolony, wręcz tego nie lubi, bo pacjent staje się niepokonany. I właśnie taką nazwę ma stowarzyszenie działające przy naszej klinice. Choć statystycznie rak większość chorych zabija, to jednak do końca pozostają niepokonani. Mieliśmy takich pacjentów, którzy mówili: "Umieranie trwa kilka sekund, a życie, które jeszcze mam przed sobą, kilka lat i ja decyduję, jak ono będzie wyglądać. Co będę robił, z kim się spotkam, jakiej płyty posłucham. To nie rak będzie decydował". Pacjenci wiedzą, że choroba i leczenie ich ogranicza, ale wielu z nich, po otrząśnięciu się z pierwszego szoku, ma w sobie siłę, aby przewartościować swój świat. Wtedy bardzo często zmieniają stosunek do pracy. Pracują mniej, ale pracują, bo praca jest potrzebna, by żyć, mieć poczucie niezależności, by oderwać się od choroby, ale przestaje być celem samym w sobie. Gdy rozmawiamy z tymi, co przeszli przez raka i są dziś zdrowi, widzimy, że w wielu wypadkach ich życie jest lepsze. Przestali się martwić rozbitą filiżanką czy faktem, że nie zdążyli na pociąg.

- Bardzo się zmienia ich świat?

- Bardzo. Patrzą pełniej na świat i potrafią się cieszyć każdym momentem. Zdarzyło mi się w Tyńcu na koncercie spotkać pacjentkę, która była terminalnie chora. Wiedzieliśmy, że jej życie jest mierzone raczej tygodniami niż miesiącami. Chora miała przy sobie fiolkę z doustną morfiną, bo wtedy jeszcze nie było tabletek, i w połowie koncertu dyskretnie wypiła. Wytrwała na twardej kościelnej ławce do końca koncertu, wyszła uniesiona, rozanielona, szczęśliwa, bo muzykę wyjątkowo lubiła. Ona po kilku tygodniach zmarła, ale to pokazuje, że można z tą chorobą w miarę normalnie funkcjonować. Lekarze, gdy już nie potrafią leczyć, mogą towarzyszyć choremu. Jedna z piękniejszych rzeczy, jaka się może lekarzowi przytrafić: doprowadzić do końca życia chorego w taki sposób, aby nie cierpiał i aby w miarę mógł normalnie żyć. To nie jest oczekiwanie na śmierć, tylko są to dni wypełnione różnymi aktywnościami, bo hospicjum to też życie. Jesteśmy szczęśliwi, że mamy Stowarzyszenie "Niepokonani", któremu przewodniczy wiolonczelistka Dorota Imiełowska, gdyż liczymy, iż terapia muzyką będzie pomagała naszym pacjentom.

- Już od lat wpuszcza Pan muzykę na oddział. Nowe skrzydło kliniki było otwierane koncertem. Niespełna trzy tygodnie temu w Teatrze im. J. Słowackiego odbył się Salon Poezji, który został zarejestrowany, a nagranie w postaci płyty będzie sprzedawane na rzecz kliniki.

- Muzyka nam cały czas towarzyszy. Mamy ambitne plany, aby organizować tego typu spotkania dla pacjentów i ich rodzin. Nowotwór jest tak specyficzną chorobą, że zwykle choruje cała rodzina. Jeżeli w rodzinie są prawidłowe stosunki, jest miłość i przyjaźń, to wiadomo, że członkowie rodziny cierpią, gdy tak poważnie choruje jeden z nich. Dlatego ważne, by dostarczyć pozytywnych bodźców i emocji całej rodzinie. My na oddziale nie mamy żadnych restrykcji w zakresie odwiedzin - poza godzinami, gdy jest pielęgnacja chorych - i rodziny oraz przyjaciele mogą zawsze być ze swoim chorym. Uważam także, że w XXI wieku internet to powietrze, które jest niezbędne do życia i zamontowaliśmy kiosk internetowy, aby chorzy mogli tu klikać i być w kontakcie z rodziną i przyjaciółmi. Natomiast dzięki stowarzyszeniu mamy nadzieję, że lada chwila zamontujemy w klinice bezprzewodowy internet, aby pacjenci mogli dzięki swoim urządzeniom leżeć w łóżku i serfować po internecie. Wirtualna obecność w normalnym świecie jest niezbędna, zwłaszcza że wielu z nich przyjeżdża do nas na wysokospecjalistyczne leczenie z różnych stron Polski. Dzięki temu, że mamy stowarzyszenie, które nas uwrażliwia - bo my lekarze patrzymy na chorego przez pryzmat badań, leków - pamiętamy o potrzebach pacjentów. Stowarzyszenie nas wspiera, a nam jest łatwiej pracować, bo wiemy, że w razie problemów możemy liczyć na ich pomoc; oni organizują nam w dużej mierze życie w klinice. Nie mogę narzekać na Szpital Uniwersytecki, ale jak wiadomo, środki publiczne są ograniczone, dlatego stowarzyszenie wspiera nas też materialnie, pomagając np. w zakupie sprzętu. Stowarzyszenie wiele dobrego zrobiło i jest to początek jego intensywnej działalności. Każdy człowiek, nawet ten co siedzi w więzieniu za wielkie przestępstwo, w pewnym momencie ma chęć zrobienia czegoś dobrego. Każdy potrzebuje oczyszczenia i jak zrobi dobry uczynek, to się dobrze czuje. Aby nam pomóc, nie trzeba wiele. Wystarczy parę groszy wrzucić albo podarować przedmiot, który możemy wystawić na aukcji. Można też dla nas zaśpiewać, zatańczyć, zagrać...
- Będzie można też kupić płytę, która zostanie wydana jesienią, a która jest rejestracją Salonu Poezji wypełnionego muzyką Piazzolli i tekstami Borgesa w interpretacji Anny Polony. Dochód z niej zasili konto kliniki.

- Ta płyta to wspólna akcja artystów krakowskich i "Dziennika Polskiego", który zdecydował się nas wesprzeć i udzielić na swoich łamach miejsca na sprzedanie tej płyty i na napisanie o tym szczytnym celu. Kto tę płytę będzie miał, ten poczuje się lepiej. Troska o innych chorych jest trochę też troską o samego siebie. Epidemiologia raka w Polsce jest straszna. Co cztery minuty ktoś w naszym kraju dowiaduje się, że zachorował na nowotwór i co 7 minut ktoś umiera z tego powodu. Liczby są przerażające, a prognozy jeszcze gorsze, bo w najbliższych latach ma nie być ani jednej rodziny w Polsce, w której ktoś nie zachorowałby na raka. Robiąc coś dobrego dla onkologii, dla chorych, prawdę mówiąc robimy to po trosze dla samych siebie, dla naszych rodzin, dla naszych przyjaciół.

- Musimy się oswoić z onkologią?

- Tak. Do tej pory choroba ta była traktowana jako tabu. Dziś jest już uważana za przewlekłą, tak jak cukrzyca. Nie umiemy jej wyleczyć, ale przecież pacjenci żyją z nią przez wiele lat; są pod kontrolą lekarską, zmieniają dietę, leki. Nawet jeżeli nie umiemy jeszcze ich wyleczyć, to w wielu wypadkach oferujemy im wielomiesięczne albo wieloletnie przeżycia. I ten czas trzeba zapełnić. Dawniej chory na raka był wyizolowany, gdyż nikt nie mógł się dowiedzieć o jego chorobie. Dziś wielu znanych ludzi przyznaje się publicznie do choroby i nikt się już nie dziwi. Chorzy mogą normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Zasługą naszych darczyńców czy stowarzyszeń tego typu jak "Niepokonani" jest, że o onkologii już się mówi spokojnie. I ważne, aby nasi chorzy nauczyli się żyć z nowotworem, tak jak chorzy z innymi chorobami. Rak już nie oznacza wyroku śmierci.

- Wielu z nas tak jednak nie myśli. Nadal słowo "rak" wzbudza strach.

- To błąd. W krajach wysoko rozwiniętych, gdzie się wcześnie rozpoznaje chorobę nowotworową, gdzie świadomość społeczeństwa jest większa i ludzie szybciej się zgłaszają do lekarza, wyleczalność sięga 70, 80 proc. W Polsce, niestety, nie jest tak dobrze. Wiele zależy od tego, gdzie się zachoruje, gdzie się leczy i przede wszystkim, w jakim stadium choroby nowotwór został rozpoznany. U nas wskaźniki pokazują, że wyleczalność wynosi od 30 do 50 proc., czyli co drugi, co trzeci chory może być całkowicie wyleczony. Zaplanowaliśmy - w czym pomaga nam Stowarzyszenie "Niepokonani" - serię wykładów dla zdrowych mieszkańców Krakowa, gdzie będziemy uczyć, jakie są sygnały ostrzegawcze raka. Czasami jest tak, że nowotwór przebiega skrycie i dowiadujemy się o chorobie bardzo późno, ale w większości przypadków nowotwór daje nam wiele sygnałów, lecz my tego nie zauważamy albo nie rozumiemy. Dlatego chcielibyśmy nauczyć mieszkańców Krakowa rozpoznawania dziesięciu podstawowych sygnałów ostrzegawczych raka.
- Możemy je wymienić?

- Oczywiście. Trzeba pamiętać, że sygnały te mogą, ale nie muszą sugerować choroby nowotworowej, mogą być objawami innych schorzeń, niemniej powinny nas zmobilizować, aby pójść do lekarza. 1 - niezamierzona utrata masy ciała. 2 - uporczywie nawracające stany gorączkowe i podgorączkowe. 3 - pojawienie się bólu, nietypowego, który przemija i powraca. 4 - długo utrzymująca się chrypka, zwłaszcza gdy jesteśmy palaczami. 5 - zaburzenia połykania. 6 - pojawienie się wycieku krwistego albo surowiczego płynu z naturalnych otworów ciała. 7 - kaszel, uporczywy, wielotygodniowy. 8 - powiększające się znamiona na skórze. 9 - zmiana rytmu wypróżnień. 10 - obecność guzka wyczuwalnego pod skórą, np. na szyi lub w piersi. Warto pamiętać, że w Polsce tak skonstruowany jest system zdrowotny, że pacjent nie wymaga skierowania do onkologa.

- To bardzo ważne rady...

- Zdałem sobie z tego sprawę, jak byłem w Nowym Jorku. W tamtejszej gazecie znalazłem olbrzymią wkładkę opłaconą przez Amerykańskie Towarzystwo Walki z Rakiem, w której podawano, jakie są symptomy choroby nowotworowej i nawoływano, by zgłaszać się do lekarza, kiedy się je u siebie dostrzeże.

- Panie doktorze, Pan wygląda na człowieka, który złapał raka i trzyma mocno.

- Na tyle, na ile jest to możliwe. Już 25 lat zajmuję się onkologią i rak mnie ciągle zaskakuje; mam wrażenie, że jest to pewna forma inteligencji. Gdy robimy krok do przodu, wymyślamy nowe leki, to po jakimś czasie okazuje się, że komórki raka uczą się nas oszukiwać, zmieniają wrażliwość na leki itd. Onkologię można dziś porównać do nieustannej intelektualnej gry, bo w dzisiejszych czasach leczenie jest bardzo indywidualne. Dobieramy je do biologii nowotworu, do tempa rozwoju komórek nowotworowych, do lokalizacji, ale też do chorego, co on może wytrzymać. Przez wiele godzin dziennie gram z nowotworem, zastanawiam się, jak go podejść. Oswoiłem się z moim przeciwnikiem podobnie jak wielu moich kolegów lekarzy. A co najważniejsze wielu pacjentów go oswoiło i nauczyło się z nim żyć. Obserwujemy, że ci, co myślą pozytywnie łatwiej znoszą chemioterapię i żyją dłużej. I my im w tym pozytywnym myśleniu, w lepszym samopoczuciu pomożemy. Dlatego razem ze stowarzyszeniem mamy w planach organizowanie w klinice spotkań muzycznych czy literackich, gdzie doskonali aktorzy będą czytali wiersze oraz prozę. Pamiętajmy, rak nie lubi sztuki, bo ona daje siłę choremu.

- Ma Pan w gabinecie półki, a na nich dziesiątki aniołów.

- To ciekawa historia. Nie zbieram aniołów one są u mnie w leasingu. Przynoszą je chorzy na czas leczenia, abym się nimi opiekował. Czasem pacjenci przychodzą do mnie tu na najtrudniejsze rozmowy, boją się ich i przynoszą anioła, który potem u mnie zostaje. Część aniołów pochodzi też od ludzi wyleczonych z raka, jako wotum. Pewnie mogliby je zanieść do kościoła, ale wiedzą, że tu do gabinetu będą wchodzić następni, że tu są potrzebne. Przez tę anielskość ten gabinet nie jest odczłowieczony, a ja czuję się raźniej w towarzystwie aniołów.

Rozmawiała AGNIESZKA MALATYŃSKA-STANKIEWICZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski