Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pod Giewontem znalazły schronienie. "Gdy córka usłyszała śmigłowiec ratowników górskich, bała się, że to Rosjanie"

Aurelia Lupa, Łukasz Bobek
Natalia Smereka (pierwsza z lewej) i jej dwie córki - 7-letnia Nasta i 2-letnia Vika, a także przyjaciółka Ira z dziećmi - 7-letnią Dianą i 15-letnimAndriyem są bezpieczni w zakopiański hotelu PRL
Natalia Smereka (pierwsza z lewej) i jej dwie córki - 7-letnia Nasta i 2-letnia Vika, a także przyjaciółka Ira z dziećmi - 7-letnią Dianą i 15-letnimAndriyem są bezpieczni w zakopiański hotelu PRL Łukasz Bobek
Natalia Smereka i jej dwie córki: 7-letnia Nasta i 2-letnia Vika schronienie przed rosyjskimi bombami znalazły pod Giewontem. Uciekły z jedną torbą. Młodsze dziecko płakało cała drogę. - Gdy już w Zakopanem usłyszała śmigłowiec, bała się, że to Rosjanie. Potem dowiedziałyśmy się, że to ratownicy górscy lecieli na ratunek turyście - mówi Natalia.

Na Ukrainie mieszkała w Tarnopolu. - Gdy 24 lutego zaczął się atak Rosji, nad ranem podnieśli alarm przed bombardowaniem. Kazali nam uciekać do schronów. Ludzie zaczęli uciekać. Wtedy siostra powiedziała mi wprost: bierz taksówkę i jedź na granicę z Polską. Wzięłam dokumenty, pieniądze, jedną torbę i wraz z dziećmi ruszyliśmy na granicę – opowiada Natalia. Na Ukrainie została cała jej rodzina – mężczyźni poszli walczyć o Kijów.

Do Polski jechała 24 godziny. Uciekała, choć nigdy nie była za granicą. Nie ma ani rodziny w Polsce, ani żadnych znajomych. Gdy dotarła na granicę, było bardzo zimno. - Dzieci płakały, ja płakałam. Tam znalazłam polski autobus. Jechał do Krakowa. Pojechałam. Dopiero na dworcu w Krakowie szukałam noclegu. Znalazłam ogłoszenie, że hotel PRL w Zakopanem udziela noclegów dla uchodźców – opowiada.

Natalia dopiero pod Giewontem mogła się bezpiecznie wyspać. W hotelu PRL jest obecnie siedem rodzin z Ukrainy. Mają jedzenie, opiekę. Zakopiańczycy przynieśli im odzież. - Znalazłam tutaj naprawdę cudownych ludzi. Właściciel hotelu zatroszczył się o nas. Czujemy się tutaj bezpiecznie – mówi Natalia. Po pierwszej nocy ściągnęły tutaj swoją przyjaciółkę.

Teraz Natalia nie wie, co będzie robiła i jak długo zostanie w Zakopanem. - Moim zdaniem wojna szybko się nie skończy. Będę chciała tutaj jakoś się zorganizować, znaleźć pracę, dziecko posłać do szkoły – mówi.

W podobnej sytuacji są inne ukraińskie rodziny, które uciekły przed wojną.

Na razie nieznana jest dokładna liczba kobiet i dzieci, które znalazły schronienie pod Tatrami, bo to ciągle się zmienia. - Z godziny na godzinę napływają nowe osoby, jedne busy wracają z granicy, a inne są w drodze po nowe osoby. A poza naszymi ukraińskimi wolontariuszami, wiem, że wielu zakopiańczyków pojechało po rodziny swoich pracowników i znajomych - mówi Oleksia Nazarenko, 26-letnia Ukrainka mieszkająca w Zakopanem od 5 lat.

Wraz z innymi rodakami organizuje pomoc dla uchodźców. Na razie pomoc skupia się na tym, by zapewnić uciekającym nocleg, ciepłą odzież i wyżywienie. Dla wszystkich, którzy pomagają uciekającym przed wojną, a także dla uchodźców jest oczywiste, że gdy opadną emocje i stres, osoby, które znalazły przystań pod Giewontem, zmierzą się z nową rzeczywistością.

- Znalezienie pracy nie będzie trudne w Zakopanem w nadchodzącym sezonie letnim, bo tu jest duże zapotrzebowanie na pracowników. Problemem może być załatwienie formalności i kwestie nieznajomości języka. Mamy nadzieję, że znajdą się ludzie, prawnicy, którzy będą w razie potrzeby udzielać porad pro bono. My w ramach naszego wolontariatu będziemy pomagać wszystkim w tłumaczeniu - wyjaśnia Ksenia, jedna z inicjatorek wolontariatu dla uchodźców w Zakopanem.

Mieszkający na Podhalu Ukraińcy zdają sobie sprawę, że w dużej mierze wszystko zależy od tego, jak zakończy się konflikt w ich kraju, bo tak potoczą się losy uchodźców. Wiele przybyłych pod Tatry kobiet i dzieci zakłada, że wkrótce wróci do swoich domów na Ukrainie. Natomiast pobyt pod Giewontem traktują tymczasowo.

- Zakopane to miasto specyficzne, tu żyje się inaczej niż w innych miastach w Polsce. Przede wszystkim tu ciężko jest znaleźć mieszkanie. W większości najemcy są nastawieni na wynajem pod turystów, a jeśli są tańsze noclegi to w pokojach wieloosobowych w pensjonatach. Można wynająć mieszkanie w Nowym Targu, ale to też nie należy do najtańszych. Za kawalerkę trzeba zapłacić jakieś 1500 zł – opowiada Oleksia, która od lat mieszka w Zakopanem i pracuje w jednym z hoteli.

Głównym powodem porzucenia Zakopanego są właśnie drogie mieszkania i problemy ze znalezieniem lokum na czas pobytu w mieście. - Wiadomo, że jak ktoś przyjeżdża z Ukrainy na Podhale, do Polski, to po to, by zarobić. I dużo jest takich ludzi, co przyjeżdżają tylko na trzy miesiące. I chcą zarobić jak najwięcej, a potem wracają do domów. Potem część ludzi już nie wraca do Zakopanego, wolą jechać do innego miasta, gdzie jest łatwiej z mieszkaniem, gdzie życie jest tańsze - komentuje młoda Ukrainka.

Wszyscy Ukraińcy, którzy znaleźli schronienie w Zakopanem i na Podhalu mogą po pomoc udać się do ukraińskiego punktu przy ul. Piaseckiego 3 w Zakopanem. - To miejsce, gdzie prowadzimy zbiórkę rzeczy dla żołnierzy, ale także taki punkt pomocy dla osób, które przyjechały. Ci ludzie są zagubieni, nie znają języka. Dlatego my tam jesteśmy i staramy się im pomóc odnaleźć się w Zakopanem - mówi Oleksia.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski