„Polska książka potrzebuje ratunku. Literaci, wydawcy i księgarze nie mają siły politycznej porównywalnej z górnikami. Zapewne dlatego apele ludzi tworzących książki pozostają bez echa” – czytamy w liście otwartym Polskiej Izby Książki do premier Ewy Kopacz, którego celem jest poprawa sytuacji rynku książki.
Podpisali się pod nim m.in. prof. Jerzy Bralczyk, Sylwia Chutnik, Krystyna Janda, Małgorzata Kalicińska, Ignacy Karpowicz, Olga Tokarczuk, Szczepan Twardoch i Janusz L.Wiśniewski.
Wśród postulatów sygnatariusze listu wymieniają m.in. nałożenie na wydawców i importerów obowiązku ustalenia na okres 12 miesięcy jednolitej ceny książki. Będą o niej decydować. W praktyce oznacza to, że w każdej księgarni na terenie kraju kupić je można będzie za te same pieniądze przez rok od jej wprowadzenia.
Projekt stosownej ustawy jest gotowy od 1,5 roku. Mimo pozytywnej opinii parlamentarzystów prace utknęły w martwym punkcie. Stąd apel do premier.
Pod listem dostępnym na stronie www.audiowizualni.pl mogą podpisać się też internauci.
Światowe wzory
Poziom czytelnictwa drastycznie spada. Pomiędzy 2010 a 2012 r. sprzedaż książek w Polsce zmalała ze 139,2 mln egzemplarzy do 107,9 mln. Co więcej, Polska jest w ogonie Unii Europejskiej jeśli chodzi o ustawodawstwo dotyczące rynku książki. Jednolitą cenę ma 12 krajów Unii.
Ustawą, do której odwołują się pomysłodawcy akcji, jest tzw. prawo Langa, przyjęte we Francji w 1981 r. Na podobnych zasadach funkcjonuje księgarski rynek Niemiec, Hiszpanii, Holandii czy Włoch.
Jednolitą cenę książki odrzuciła Wielka Brytania. W 1995 r. zniosła tzw. Net Book Agree-ment – porozumienie między wydawcami a księgarzami, obowiązujące od 1900 r. Efekt? Wzmocnienie dominacji hipermarketów i upadek wielu mniejszych księgarń. – To lekcja dla nas. Wprowadzenie ustawy ma zapobiec takiej sytuacji w Polsce – mówi jedna z sygnatariu-szek listu, Sonia Draga, prezeska oficyny Sonia Draga, wypuszczającej na polski rynek m.in. Dana Browna.
Zaznacza, że francuskie ustawodawstwo jest o wiele bardziej restrykcyjne.
– Francuzi ujednolicili cenę książki na okres dwóch lat, z możliwością wydania po roku tzw. wydania kieszonkowego – tańszej wersji, która trafia na półki dyskontów i sklepów wielkopowierzchniowych – tłumaczy Draga. – W zeszłym roku Francja wprowadziła też ustawę zabraniającą sklepom internetowym oferowania darmowej przesyłki. Uderzyło to w największy sklep internetowy na świecie, Amazon – mówi.
Nie tędy droga?
Ale projekt budzi kontrowersje. Przeciwnicy pomysłu twierdzą, że odwoływanie się do przykładu Francji jest błędem, bo realia znad Loary nie mają przełożenia na polski rynek.
– Zamiast wprowadzać taką ustawę, powinniśmy się zastanowić, jak w ogóle zachęcić Polaków do czytania. Jeśli zdecydujemy się na wprowadzenie ujednoliconej ceny książki, to sieci supermarketów zrezygnują z jej dystrybucji. To dla nich produkt jak każdy inny – chcą zaoferować jak najniższą cenę. Kolejne księgarnie upadają i dostęp do literatury w wielu małych miastach czy wsiach ogranicza się do książek na półkach marketów – tłumaczy Aleksandra Kuryłowicz z Wydawnictwa Albatros.
– Nikt nie podważa sensu ujednoliconej ceny na czasopisma czy nowe kolekcje ubrań. Dlaczego więc emocje wywołuje cena książki? – pyta z kolei Grzegorz Majerowicz z Polskiej Izby Książki (PIK), zrzeszającej około 240 wydawców.
Podkreśla, że wojna cenowa na polskim rynku wydawniczym jest agresywna, a celem proponowanej ustawy nie jest podniesienie cen.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?