Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podatki i dystrybucja, czyli to nie jest kraj dla Alvernia Studios

Urszula Wolak, Łukasz Gazur
Czy pod słynnymi kopułami przetrwa studio filmowe?
Czy pod słynnymi kopułami przetrwa studio filmowe? ALVERNIA STUDIOS
Kontrowersje. Nawet najlepszy sprzęt i współpraca z PISF nie zapewniły wytwórni sukcesu.

Fakty w sprawie Alvernia Studios (wytwórni filmowej działającej pod Krakowem, której nie powstydziłoby się Hollywood) są następujące: pracownicy tracą posady, a nad firmą wisi groźba upadłości. Sytuacji nie komentują ani prezes firmy Stanisław Tyczyński, ani jego współpracownicy. Ale o sprawie głośno dyskutuje filmowe środowisko.

Sławomir Ciok, polski producent pracujący w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, uważa, że za złą sytuacją finansową Alverni może stać brak znaczących dochodów ze sprzedaży wyprodukowanych wcześniej filmów. - Nie mamy jednak wglądu w żadne raporty firmy - mówi Ciok.

Ale nie tylko dawne filmy ciągnęły firmę w dół, bo perspektywa nowych też nie wyglądała ostatnio najlepiej. Nam udało się ustalić, że Tyczyński potrzebnych na produkcję pieniędzy nie miał. Wiemy, że starał się uzyskać dofinansowanie od miasta i samorządu. Chodziło o pozyskanie kilku milionów na sfilmowanie "Szalonej lokomotywy" - kultowego spektaklu w reż. Krzysztofa Jasińskiego z Marylą Rodowicz. Środków jednak nie udało mu się zgromadzić.

Trudno też, by drogi sprzęt, w który wyposażona była Alvernia, zarabiał na tylko incydentalnych amerykańskich produkcjach. - To, że Alvernia sobie nie poradziła w ściąganiu znaczącej liczby światowych produkcji, wynika przede wszystkim z polskiego systemu podatkowego. Bo na starcie przegrywamy z krajami tak egzotycznymi jak Kolumbia, Fidżi czy Malezja, a także z większością stanów USA czy kanadyjskich prowincji. Sama tania lub pozornie tania siła robocza ani nasze wspaniałe krajobrazy i zabytki nie wystarczą, bo współczesna produkcja na świecie to prawdziwa inżynieria finansowa - ocenia Ciok.

Tyczyński próbował więc zarobić na polskiej kinematografii. Wiemy, że zainwestował w "Hiszpankę", która w repertuarze kin gościła bardzo krótko, i przyciągnęła przed ekrany zaledwie 59 tys. widzów, więc i w tym przypadku jego nadzieje na podźwignięcie się z kryzysu poniosły fiasko. Ratunek miał nadejść wraz z "Disco polo", które obejrzało prawie 780 tys. kinomanów. Czyżby i to okazało się za mało?

- Wytworzony w Polsce system finansowania i dystrybucji nie zapewnia zwrotu nawet z komercyjnych produkcji. W normalnym świecie filmu to nie do pomyślenia, a w Polsce normalne. I właśnie to może pogrzebać Alvernię, bo przecież nie mocarstwowe ambicje niepokornego kreatora - konkluduje Sławomir Ciok.

Producent zauważa także, że na świecie zdarzają się upadki tego typu firm i nie ma w tym nic dziwnego. - Tutaj fantazja w biznesie jest niezwykle istotna, ale pod warunkiem, że ma solidne podstawy ekonomiczne po stronie przychodów. I tego najpewniej zabrakło. Jest to niezwykle przykre, szczególnie gdy widzimy, że polski film, kreowany na króla w roku 10-lecia Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, jest absolutnie nagi, nawet jeśli dobrze wyposażony - mówi Ciok.

PISF o problemach Alvernia Studios dowiedział się z doniesień medialnych. - Nasza dotychczasowa współpraca z Alvernia Studios układała się dobrze.

Firma ta była zaangażowana w realizację wielu udanych polskich filmów, które podbijały kina i cieszyły się uznaniem na festiwalach, m.in. "Bogów" Łukasza Palkowskiego, "Jacka Stronga" Władysława Pasikowskiego czy filmów Wojciecha Smarzowskiego - "Drogówki" i "Pod Mocnym Aniołem", a także "Essential Killing" Jerzego Skolimowskiego.

Mamy nadzieję, że problemy Alvernia Studios mają charakter chwilowy, a zapowiadana restrukturyzacja przyniesie dobre rezultaty. Alvernia Studios jest ważnym i potrzebnym podmiotem na polskim rynku produkcji filmowej - komentuje dla nas sytuację w Alverni Rafał Jankowski, reprezentujący PISF.

Zdaniem Cioka produkcje będą odbywały się na ulicach Krakowa, co jest zasługą ogromnej pracy, jaką przed laty wykonał zespół Krakow Film Commission. - Wtedy działający pod kierownictwem Rafała Orlickiego (który, to wielu zdziwi, stał się nawet bardziej rozpoznawalny w świecie filmu niż odchodząca w tym roku dyrektor PISF Agnieszka Odorowicz).

Dzięki niemu Kraków jest dziś rozpoznawanym i pożądanym miejscem realizacji filmów i byłby nawet jeszcze bardziej, gdyby budżet lokalnego funduszu był znacznie większy. Zatem realizacja filmów dalej będzie możliwa, ale nie takich, o jakich myślała Alvernia, budując plan światowej ekspansji - mówi.

Warto zaznaczyć, że o złej sytuacji firmy Stanisław Tyczyński rozmawiał z władzami miasta i zarządem województwa.
- To bardzo istotne miejsce dla przemysłu audiowizualnego w Małopolsce. Ale jest zbyt wcześnie na jednoznaczne deklaracje. Zastanawiamy się nad różnymi możliwościami - mówi Magdalena Sroka, wiceprezydent Krakowa.

Jutro opublikujemy rozmowę z laureatem Oscara - Zbigniewem Rybczyńskim, który zabrał głos w sprawie sytuacji w Alvernia Studios. Wybitny reżyser, pracujący w Hollywood, znający specyfikę rynku produkcyjnego na świecie, ocenia inwestycję w studio filmowe i jego sytuację.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski