Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podawał się za milionera

Redakcja
Fot. Ingimage
Fot. Ingimage
Robią, co mogą, by wzbudzić zaufanie. Ofertę dostosowują do potrzeb kobiety. Jedni oferują czułość i małżeństwo, inni pożyczkę lub załatwienie intratnej pracy, kolejni "cudowny" lek na rzekomą chorobę. A wszystko po to, żeby okraść.

Fot. Ingimage

Ewa Kopcik: HISTORIE Z PARAGRAFEM

46-letni Stanisław G., spod Nowego Sącza, ofiary łowił w rubrykach z ogłoszeniami w lokalnej prasie i w telegazecie. Interesowały go kobiety poszukujące pracy lub wsparcia finansowego. Kontaktował się z nimi, podając się za milionera i filantropa. Obiecywał pomoc i żądał w zamian... zdjęć pornograficznych.

- Jego żądania eskalowały. Najpierw prosił jedynie o zdjęcia w negliżu, które miały być zabezpieczeniem pożyczki. Gdy je jednak otrzymał, stwierdzał, że są za mało pikantne i domagał się, by fotografie przedstawiały akty seksualne, najlepiej z udziałem dzieci lub zwierząt. Obiecywał, że po spłacie rat zostaną skasowane - opowiada krakowski prokurator.

Na te warunki przystało co najmniej 9 kobiet. Przez telefon komórkowy wysyłały mu zdjęcia i filmy. Niektóre - nawet po 100. Te, które chciały się wycofać z umowy, były szantażowane. G. groził im, że opublikuje zdjęcia w internecie albo prześle rodzinie. Za ich zwrot żądał po kilka tysięcy złotych.

- Osaczał mnie przez kilka tygodni. Dzwonił - za każdym razem z innego numeru - i przypominał, że termin zapłaty "odstępnego" już minął. Żyłam, jak w matni. Marzyłam tylko o przerwaniu tego koszmaru. W końcu zapożyczyłam się i wysłałam mu te pieniądze - wspomina jedna z ofiar Stanisława G.

Czasem scenariusz był inny. G. prawił kobiecie komplementy i zapewniał o gorącym uczuciu. Mówił też o sobie: że nie ma nikogo bliskiego, a bardzo chciałby mieć normalną rodzinę i dom. Czasem prosił o wsparcie, mówiąc, że wpadł w tarapaty. Część kobiet odwzajemniła jego uczucie, chociaż miały z nim kontakt tylko przez telefon. Dostawał miłość i pieniądze.

Dała się nabrać m.in. mieszkanka Nowego Targu, której oszust zakomunikował przez telefon, że został porwany przez śląską mafię i grozi mu wielkie niebezpieczeństwo. Warunkiem uwolnienia miało być przekazanie szefowi gangu jej seksualnych zdjęć. Zakochana kobieta wysłała je przez telefon i dodatkowo wypłaciła kilka tysięcy okupu. Po odbiór pieniędzy G. przyjechał do Nowego Targu, podając się za wysłannika mafii...

W ręce policji wpadł w ubiegłym roku. Okazało się, że jest multirecydywistą, sześciokrotnie karanym za gwałty. Ostatni wyrok odsiedział w 2008 r. i niemal natychmiast zaczął "pracować" według obmyślonego planu. Zdaniem krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej, która właśnie zamknęła śledztwo, działał w aż 11 województwach. W akcie oskarżenia jest mowa o 18 pokrzywdzonych (kobietach i dzieciach). Było ich o wiele więcej, ale tylko 9 kobiet zdecydowało się na złożenie wniosku o ściganie.

- Kobiet, które uwiodłem, było kilka tysięcy. Po dwóch tysiącach przestałem je liczyć - opowiadał niedawno w telewizji Jerzy Kalibabka, najłynniejszy w PRL-u oszust matrymonialny.

Ostatecznie prokuratura ustaliła 200 jego ofiar. Rozkochiwał je, by potem okraść. Część kobiet twierdziła jednak przed sądem, że to nieporozumienie. Wierzyły, że do nich wróci i zwróci, co zabrał. Został w 1984 r. skazany na 15 lat więzienia, ale wyszedł na wolność już po 9. Był pierwowzorem głównego bohatera filmu "Tulipan".
Naśladowców nie brakuje. Przed rokiem w ręce policji wpadł 32-letni Artur B., który okradł kilkadziesiąt kobiet. Przedstawiał się im jako: policjant, rehabilitant, pracownik NIK, inspektor nadzoru budowlanego, pediatra i były żołnierz armii amerykańskiej.

- Przystojny, zadbany, doskonale ubrany i szarmancki, jak filmowy "Tulipan" - opisują go policjanci. I tak, jak tamten, rozkochiwał w sobie kobiety. Poznawał je za pośrednictwem portali internetowych. Obiecywał ożenek, nakłaniał do zaciągania kredytów, zabierał pieniądze i znikał.

Swoistą karierę zrobił też 50-letni Zbigniew M. podający się za hrabiego ginekologa. Zagadywał poznane przypadkowo kobiety i po jakimś czasie wmawiał im, że są chore na raka. Zapewniał jednak, że wie, jak wyleczyć chorobę. 19-latce wmówił np., że cierpi na nowotwór jajników. Zaproponował jej bardzo kosztowną operację albo alternatywną metodę - stosunek seksualny, na który dziewczyna się zgodziła. Zapłaciła za niego 1300 zł.

Inną dziewczynę z Podhala omamił, zapewniając, że posiada klinikę ginekologiczną w Szwajcarii, w której leczył znanych ludzi. Dziewczyna uciekła z domu i podróżowała z nim po Europie. Policja poszukiwała ich przez kilka miesięcy. W końcu zostali zatrzymani na krakowskim dworcu.

Fałszywy hrabia Myszkowski przed kilkoma miesiącami został skazany przez zakopiański sąd na 4,5 roku więzienia. Za siedem przestępstw.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski