Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podhalański oddział „Szerszeń”

Dawid Golik, historyk, pracuje w Oddziale IPN w Krakowie
Ppor. cc Feliks Perekładowski „Przyjaciel” (pierwszy z lewej) w otoczeniu zrzuconych do Polski cichociemnych i żołnierzy
Ppor. cc Feliks Perekładowski „Przyjaciel” (pierwszy z lewej) w otoczeniu zrzuconych do Polski cichociemnych i żołnierzy Fot. Archiwum IPN
1945. Na Podhalu odradza się podziemie niepodległościowe. Jednym z oddziałów dowodzi cichociemny Feliks Perekładowski. W czerwcu partyzanci zostają rozbici przez UB i NKWD. Części z nich udaje się wyemigrować.

Wiosną 1945 roku okazało się, że rozwiązanie Armii Krajowej przez gen. Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka”, mające na celu ochronę jej żołnierzy przed komunistycznymi represjami, nie przyniosło spodziewanych rezultatów. Gdy Sowieci oraz bezpieka aresztowali w całej Polsce działaczy niepodległościowych, na Podhalu odradzały się oddziały dywersyjne.

Jednym z nich dowodził ppor. cc Feliks Perekładowski „Przyjaciel”. Był już wówczas żywą legendą. Kiedy w maju 1944 r. skakał do kraju jako cichociemny, miał zaledwie 25 lat i za sobą tułaczy szlak z polskich Kresów, przez Bliski Wschód, po włoskie Brindisi. W okupowanej Polsce szybko skierowano go do działań bojowych na Podhalu i Sądecczyźnie, w których dał się poznać jako doskonały dywersant. Dowodził najpierw oddziałem „Wilk”, następnie kompanią w I batalionie 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK, a na przełomie 1944 i 1945 r. stanął na czele Oddziału Specjalnego.

Wywiad i samoobrona
Z chwilą zakończenia okupacji niemieckiej na Podhalu w styczniu 1945 r. oddział „Przyjaciela” liczył kilkunastu partyzantów i kwaterował w Poroninie. Tam też dotarły do niego rozkazy mówiące o rozwiązaniu AK i urlopowaniu żołnierzy, a także potrzebie zamelinowania wyposażenia grupy tak, żeby nie wpadło w ręce Sowietów.

Podhalańska AK nie łudziła się, że ze wschodu nadejdzie wyzwolenie – nie było mowy o współdziałaniu z Armią Czerwoną ani grupowym ujawnianiu się przed NKWD. Sam Perekładowski również nie ufał Sowietom – na własnej skórze poczuł ich „gościnność” podczas dwuletniego pobytu w łagrze, w którym zmarł na tyfus jego brat.

„Przyjaciel” mógł się spodziewać najgorszego i dlatego zawczasu przygotował dla swoich ludzi bezpieczne kryjówki. Zaraz po przejściu frontu w Poroninie powstał prowizoryczny szpital PCK, w którym pod fałszywymi nazwiskami schronienie znaleźli podhalańscy akowcy. Z kolei część podwładnych „Przyjaciela” zgłosiła się na jego rozkaz do służby w szeregach wojska, milicji, straży granicznej, a nawet bezpieki. Wszystko po to, by zdobyć niezbędne informacje o zamierzeniach i ruchach komunistów oraz zyskać dostęp do urzędowych pieczęci i dokumentów. Dzięki tym „wtyczkom” pozostali akowcy przetrwali bez większych wsyp i aresztowań pierwszych kilka miesięcy sowieckich represji.

Pod koniec kwietnia 1945 r. podwładni Perekładowskiego otrzymali nowe zadania. Dowódca likwidującego się inspektoratu AK Nowy Sącz mjr Adam Stabrawa „Borowy, nakazał utworzenie w terenie tzw. Oddziałów Samoobrony. Miały one za zadanie zbierać i notować fakty terroru wobec społeczeństwa, sporządzać doniesienia do sądów specjalnych oraz wykonywać wyroki. Oddziały te miały walczyć z bandytyzmem, opiekować się skrytkami z bronią, prowadzić propagandę przeciwko komunistom oraz na rzecz rządu polskiego na uchodźstwie. W powiecie oddział taki stworzyć miał właśnie „Przyjaciel”, który nadał mu kryptonim „Szerszeń”.

Zdążyć przed NKWD
Z każdym tygodniem do grupy przybywali nowi ludzie. Jak pisał w jednym z meldunków: „W związku z mobilizacją do »ludowego« Wojska Polskiego] mam w tej chwili o siedmiu więcej: 4 Nowy Targ i 3 N[owy] Sącz – proszę o instrukcje, co z nimi robić i jak się ustosunkować do mob[ilizacji]”. Byli to najprawdopodobniej ludzie spaleni, których trzeba było utrzymać, zakwaterować i wyżywić. W myśl wcześniejszych rozkazów „Przyjaciel” rozpoczął też gromadzenie broni i zbieranie informacji na temat komunistów i pospolitych przestępców. Ostrzegał jednocześnie przed prowokacjami: „Zaznaczam, że chodzi mi także o zapobiegnięcie akcji inspirowanej przez SB [właśc. UB] na terenie Zakop[anego], a podszywającej się pod firmę AK i NSZ. Organizują oni oddziały, którym przekazują broń. Kierownikiem tej eskapady jest jeden z członków placówki kierowany przez agenta SB, którego mamy na oku”.

Częścią zadań oddziału „Szerszeń” miało być również oddziaływanie propagandowe na pogranicze polsko-słowackie, gdzie w dalszym ciągu istniał konflikt o to, które ziemie przypadną Polsce, a które Czechosłowacji. Wiedząc, że sprawa Spiszu i Orawy jest z perspektywy polskiej racji stanu istotna, mjr Stabrawa poświęcił jej dużo miejsca w rozkazach dla „Przyjaciela”. Pisał: „Odnośnie Słowacji – na teren wsi, które w czasie okupacji niemieckiej były okupowane przez Słowację, przechodzą b[ardzo] często Słowacy (żandarmi, celnicy itp.), którzy uprawiają propagandę wrogą nam. Uważam, że jeśli kilku takich typów nie powróci na drugą stronę, to zapewne i ta wroga propaganda się skończy”. Tym samym jednoznacznie wskazywał, że należałoby takich agitatorów likwidować.

Istotnym elementem powojennej działalności „Przyjaciela” była grupa leśna, którą stworzył na początku czerwca 1945 r. z ukrywających się akowców. Nie wiadomo czy miał to być oddział egzekucyjny czy też grupa przetrwania, skupiająca ludzi spalonych, których z czasem planowano przerzucić na tzw. Ziemie Odzyskane lub za granicę. O tym ostatnim świadczy to, że do oddziału kierowani byli ludzie z całej Polski – z Warszawy, Krakowa czy Żywca.

Obława w Sierockim
Nie wiadomo jak dokładnie wyglądała działalność tej grupy. Najprawdopodobniej oddział zdołał rozbroić dwóch funkcjonariuszy UB z Zakopanego i przeprowadził kilka rekwizycji. Niemniej jednak pojawienie się zorganizowanej grupy zbrojnej w rejonie Zakopanego zwróciło uwagę bezpieki i jednostek NKWD.

Jak zapisano w jednym ze sprawozdań UB: „Do PUBP w Nowym Targu dnia 11 VI 1945 r. wpłynęło doniesienie, że o 6 km od Zakopanego we wsi Sierockie (…) od kilku dni przebywa większa ilość obcych osobników w cywilnych i wojskowych ubraniach. W związku z tym opracowany został plan likwidacji bandy przez Kierownika Wydziału V, wspólnie z ppłk. Straży Pogranicznej [NKWD] Worobiewem. Do likwidacji bandy zostało użytych 100 ludzi ze strony Pogranicznej Sowieckiej i 14 funkcjonariuszy Bezpieczeństwa”.

Do obławy doszło 12 czerwca 1945 r. o godzinie 4 rano. Jak wspominał jeden z partyzantów, Józef Uznański „Grom”: „W gospodarstwie za Gubałówką była zbiórka. Czekaliśmy na nich, ale nie przyszli. Zostałem tam wysłany, żeby zobaczyć, co się dzieje. A tam było piekło. Była obława. Mogłem się wycofać, ale chciałem ich ostrzec, żeby się ratowali, uciekali. Ale nie dało się”. Kilkunastu akowców zaprzestało walki dopiero nad ranem, pod groźbą spalenia domu wraz z partyzantami i mieszkającą w nim góralską rodziną.

Po poddaniu się wyprowadzono wszystkich przed budynek, rozbrojono i zrewidowano, zabierając m.in. medaliki i zegarki. Za stodołą położono wszystkich twarzą do ziemi. Sowieci chcieli ich na miejscu rozstrzelać. Życie uratowali im ubecy, którzy stwierdzili, że są to ich więźniowie i muszą przeprowadzić śledztwo. Ostatecznie załadowano ich na ciężarówkę i zawieziono do siedziby NKWD w Nowym Targu, a stamtąd do PUBP.

Jak raportował Perekładowski, w wyniku dwugodzinnej walki z siłami UB i NKWD zginęło tego dnia dwóch partyzantów. Ze strony komunistów zastrzelony został funkcjonariusz MUBP w Zakopanem oraz dwóch żołnierzy NKWD.

Zatrzymanych czekał proces i więzienie. Część z nich jeszcze przed wyrokiem uciekła z rąk komunistów i ponownie zasiliła szeregi podziemia. Innych z kolei objęła amnestia z sierpnia 1945 r. Ci, którzy uniknęli zatrzymania, wyjechali po kilku tygodniach na Dolny Śląsk. Dołączył tam do nich Feliks Perekładowski, który jesienią 1945 r. opuścił Polskę, żeby już nigdy do niej nie powrócić. Zmarł w Argentynie w 1973 r.

O tym, jak ważne miejsce w świadomości mieszkańców Podhala miał zorganizowany przez „Przyjaciela” oddział, świadczy treść jednego z meldunków UB z 26 czerwca 1945 r. Pisano w nim: „W związku z likwidacją dywersyjnej grupy AK w Zakopanem (...) daje się zaobserwować wśród ludności Zakopanego podniecone nastroje, nieprzychylne dla organów Bezpieczeństwa Publicznego (...).

Jaskrawy przykład tego stanu stanowi fakt niezwykle tłumnego udziału miejscowej ludności w pogrzebie (...) członka bandy dywersyjnej – Tadeusza Skorupki. Uczestnicy pogrzebu zasypali grobowiec w/w kwiatami i wieńcami, w tym dwa z szarfami o barwach narodowych, na których widniały napisy »Społeczeństwo – bohaterowi« i »Koleżanki – bohaterowi«”. Jak się możemy domyślać, pogrzeb zabitego tego dnia ubeka był o wiele skromniejszy. Mieszkańcy Podhala wiedzieli bowiem doskonale, kto w tym starciu był bandytą, a kto bohaterem…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski