Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podłokietnik Marcina Gortata

Justyna Krupa
Kacper Lachowicz jeździ po Polsce, odwiedził już kilkaset szkół
Kacper Lachowicz jeździ po Polsce, odwiedził już kilkaset szkół Marcin Makówka
Sylwetka. Kacper Lachowicz to misjonarz koszykówki. Propagując sport, stara się zarażać młodzież optymizmem, wiarą w swoje możliwości

- Nie ma dla mnie dnia bez koszykówki, nie umiem sobie tego nawet wyobrazić - mówi. Propaguje ten sport i aktywny tryb życia w całej Polsce. Bywa przez to już tak "zakręcony", że raz wsiadł do niewłaściwego pociągu i zamiast w Mrągowie wylądował w Lublinie... A potem musiał na Mazury jechać taksówką. Ale czego nie robi się dla basketu.

Na co dzień "Kacpa", czyli Kacper Lachowicz, jest trenerem drużyny młodzików TS Wisła. Ponadto pracuje jako trener indywidualny z koszykarzami i koszykarkami z ekstraklasy i I ligi. W roli konferansjera prowadzi imprezy sportowe, takie jak

Mecz Gwiazd Tauron Basket Ligi. A gdy przychodzi lato, zamienia się w asystenta Marcina Gortata podczas jego campów szkoleniowych.
T
rudno się więc dziwić, że czasem się w tym wszystkim gubi. - Z tą feralną historią z taksówką było tak, że jechaliśmy z Warszawy, mieliśmy dojechać do Olsztyna, a stamtąd do Mrągowa. Ale zagadaliśmy się... Nasz skład był spóźniony o 10 minut, dokładnie po takim czasie podjechał na peron jakiś pociąg, to wsiedliśmy.

Całą drogę rozmawialiśmy z jakąś dziewczyną i nie zorientowaliśmy się, że pociąg dojechał do Lublina! Był już wieczór i nie było szans na dostanie się na północ koleją. A ja miałem tam rozpocząć sportową imprezę! Została "taryfa" - śmieje się Lachowicz.

Największy "kocioł" jest latem, gdy zaczyna się sezon campów Fundacji MG13, założonej przez Gortata.

  • Moja współpraca z Gortatem zaczęła się cztery lata temu - wspomina Lachowicz. - Z roku na rok mam coraz więcej "campowych" obowiązków. Pierwotnie miałem te imprezy prowadzić jako konferansjer. Ale później okazało się, że mogę Marcina odciążyć w wielu rzeczach, np. w pokazywaniu ćwiczeń. Marcin wtedy komentuje: "Spójrzcie, jak Kacper ma nogi ugięte, jak ręce prostuje, itd".

Finał w Kraków Arenie
Campy szkoleniowe dla dzieci do lat 13 Gortat organizuje co roku w kilku miastach Polski. W tym roku finał imprezy odbędzie się w Kraków Arenie (28 czerwca). Dzieci mają okazję nie tylko trenować z mistrzem, ale też poznać go jako człowieka. O najlepszym Polaku w NBA Lachowicz mówi, że to... "dobry ziom".

- Człowiek z ogromnym sercem i zasadami. I to nie jest żadna kreacja, Marcin jest zwykłym gościem, który ciężką pracą doszedł tam, gdzie teraz jest.

"Kacpa" podziwia Gortata za to, że jest tak zdeterminowany, by dzielić się z dziećmi w Polsce swoją wiedzą i doświadczeniem.

- Ja mogę sobie tylko wyobrazić, jak bardzo wycieńczający jest sezon NBA. Chwała Gortatowi, że potem nie leży tyłkiem do góry na Hawajach, tylko przyjeżdża do kraju, który go wychował i mówi: chodźcie za mną.

Lachowicz uważa, że ludzie nie zdają sobie sprawy, jak wiele dobrego robi Fundacja MG13. Nie chodzi tylko o campy. - W Łodzi dzięki fundacji powstała przecież wyjątkowa szkoła, w której uczniowie trenują pod okiem świetnych trenerów i w ogóle nie płacą czesnego. Oprócz tego fundacja zaprasza dzieci żołnierzy - tych, którzy ucierpieli w trakcie misji w Afganistanie - na specjalne wakacje. Mocno współpracuje bowiem z Wojskiem Polskim. Gortat lansuje tę ideę znaną z USA, by żołnierze mieli w społeczeństwie należyty szacunek - podkreśla.

Oprócz campów dla najmłodszych, od zeszłego roku Fundacja MG13 organizuje też tzw. Kliniki Junior NBA. - Klinika to coś w rodzaju sympozjum, warsztatów - wyjaśnia Lachowicz. - To szansa dla starszych dzieciaków, niż te, które biorą udział w campach. I zgodnie z nazwą, trzymamy się tam standardów, które obowiązują w NBA. Poprzednim razem przyleciał dla nas do Polski Neal Meyer, który pracował w Cleveland Cavaliers.

Kasyna? Nie, warsztaty
Sam Lachowicz, mimo że ma zaledwie 176 cm wzrostu, też marzył o koszykarskiej karierze. Grał m. in. w Wiśle i Siemaszce Piekary. - Komicznie to wygląda, gdy stoimy razem z Gortatem, bo jest o pół metra ode mnie wyższy i mogę robić dla niego za podłokietnik - śmieje się. Drugim Allenem Iversonem, mimo szczerych chęci, jednak nie został, więc uznał, że zostanie przy koszykówce w innej roli.

Poza pracą z młodzieżą, szkoli indywidualnie koszykarzy i koszykarki, seniorów. - Od lat moim wzorem, jeśli chodzi o motywowanie i pracę indywidualną jest Ganon Baker - wyznaje. - Miałem niesamowite szczęście, że mogłem go poznać. To chyba najsłynniejszy na świecie spec od indywidualnych treningów koszykarskich. Pracował z takimi gwiazdami, jak LeBron James czy Kobe Bryant. Organizuje kliniki dla trenerów i zawodników na całym świecie. W jednej z nich wziąłem udział.
Warsztaty odbywały się w Las Vegas.
- Wszyscy mówili: wow, byłeś w Vegas, to pewnie poimprezowałeś, w kasynach popłynąłeś! A ja nosa zza drzwi budynku nie wychyliłem, bo tak miałem wypełniony czas. Nie miałem problemów z językiem angielskim, ale na zajęciach tam robiłem "oczy jak talerze" - przyznaje. - Bo oni rozkładają koszykówkę na czynniki pierwsze, dosłownie wszystko ma swoją nazwę. Dostałem tam też książkę, z której miałem się przygotować do egzaminu.

W zeszłym roku współorganizował w Polsce klinikę koszykarską we współpracy z amerykańską organizacją chrześcijańską Fellowship of Christian Athletes. - Zrobiliśmy turniej międzynarodowy z udziałem drużyn z USA, Ukrainy i Krakowskiego Nurtu Basketu Amatorskiego oraz wykład dla trenerów koszykarskich. Bo jeśli nie chcemy się wciąż rozwijać, to starzejemy się mentalnie - przekonuje.

Cztery piłki i publiczność
Lachowicz nie kryje, że sam jest bardzo wierzący. - Każdy zna przypowieść biblijną o talentach. Ale większość macha ręką, bo to "bajeczka". Ludzie myślą, że tylko wybranym się w życiu udaje. Nie zdają sobie sprawy, że każdy z nas jest wybrany. Tylko nie każdy w to wierzy - podkreśla. - Mam poczucie misji. Chcę zarażać ludzi pozytywną energią. I dawać im sygnał, że mają różne talenty, dzięki którym mogą w przyszłości się utrzymać i na nich zarabiać.

Częścią jego napiętego planu tygodnia są spotkania w szkołach. Organizuje je pod hasłem "Jest wiele do zdobycia, wybierz aktywny tryb życia". - Mówię: potrzebuję tylko cztery piłki i publiczność. Nawet nagłośnienia nie potrzebuję. Szkoły nie mają pieniędzy, więc często przychodzę do uczniów za darmo - opowiada.

- A mimo to, często zdarza się, że władze szkoły na początku nie są takim spotkaniem zainteresowane. Mówią: my się koncentrujemy raczej na futbolu. A ja tłumaczę: koszykówka jest tu tylko pretekstem do rozmowy o uniwersalnych rzeczach.

I rzeczywiście. Wprawdzie podczas takich spotkań Lachowicz robi pompki, opierając się na czterech piłkach do koszykówki, nie służy to tylko "bajerowaniu" publiki.

Dać motywacyjnego kopa
Ostatnio odwiedził krakowskie Gimnazjum nr 6. - W życiu nie ma opcji "nie da się tego zrobić". Jest tylko opcja "za mało się staram" albo "jestem za mało uparty" - przekonywał gimnazjalistów. - Od dawna staramy się znaleźć partnera, który pomógłby nam w tej akcji. Mam nadzieję, że uda się wkomponować te wizyty w ramy działania Fundacji MG13 - podkreśla.
Wraz z asystentami odwiedził już kilkaset szkół w całym kraju.

- Niemal nie zdarzało się, byśmy spotkali się z oznakami niezadowolenia. Raz tylko, w jednej szkole z Krakowa, dzieciaki przyjęły nas inaczej. Jakby mówiły: co ty, przyszedłeś się popisywać? Ale tak naprawdę młodzi ludzie tylko czekają, by ich za sobą pociągnąć. Mają jednak bardzo dużo złych wzorców. To, co jest pokazywane w telewizji, to najczęściej straszne głupoty. My chcemy dać dzieciakom motywacyjnego kopa w dobrym kierunku.

Na wyobraźnię dzieci bardzo działa to, że współpracuje z Gortatem. - I pytają potem: a jakiego koloru porsche pan przyjechał? A ja nawet nie mam prawa jazdy - śmieje się. - Krezusem finansowym nie jestem.

We wszystkim, co robi, wspiera go siostra Monika, brat Adam i menedżer Daniel Słowik. - Gdyby nie oni, to bym się nie wyrabiał. Samo dbanie o formę zabiera mi sporo czasu. Bo jako trener muszę być w formie - zaznacza. - Prezentuję taki styl trenowania, że sam pokazuję niedowiarkom, że różne ćwiczenia da się zrobić. A nie zajęcia "na macie", czyli "macie i grajcie".

Afera celebrycka
Gdy trwa sezon koszykarski, to kontaktu z Gortatem Lachowicz prawie nie ma. Ale nie znaczy to, że koszykarz za Oceanem nie śledzi, co się dzieje z jego kumplami. Któregoś dnia na Twitterze Gortata pojawił się taki wpis: "Właśnie obejrzałem "Mam talent" (show telewizyjne stacji TVN - przyp.)! Jak to jest możliwe, że moja ekipa Kacper/Łukasz Biedny nie awansowała do kolejnej rundy!!!"

- Śmieszna historia - przyznaje Lachowicz. - Marcin rzeczywiście wtedy stanął w naszej obronie i zrobiła się "afera celebrycka", bo portale pisały, że "Gortat ciśnie Robertowi Kozyrze". Czyli jurorowi z tego programu. Na jego nagranie jechałem zresztą właśnie prosto z campu Gortata.

W "Mam Talent" wziął udział, by promować umiejętności Łukasza Biednego, streetballowca i mistrza wsadów. - Od początku mówiłem, że moja obecność tam jest niepotrzebna, ale Łukasz się uparł, że muszę tłumaczyć ludziom, o co w tym wszystkim chodzi - zaznacza "Kacpa". - Chcieliśmy zaprezentować talent Łukasza, na zasadzie: ludzie, czy wy sobie zdajecie sprawę z tego, że są w Polsce faceci, którzy mają taką windę w nogach, że potrafią przeskoczyć dwumetrowego gościa i wpakować piłkę do kosza?

Pajac? Słyszałem nie raz
Tyle, że nie na wszystkich zrobiło to wrażenie. - Dwójka jurorów uznała, że to nic specjalnego. A przecież jest tylko kilka osób na świecie potrafiących zrobić coś takiego. Przepraszam, ale to tylko świadczy o tym, że tacy jurorzy są zblazowani. Dla niektórych ludzi, co by sportowiec nie zrobił, to i tak będzie za mało. Jako prowadzący imprezy sportowe często spotykam się z takim podejściem publiczności. Łukasz był wtedy sfrustrowany. A ja mówiłem: zobaczysz, to nam jeszcze wyjdzie na dobre. I rzeczywiście, przez tę decyzję jury był wokół nas większy szum.

Czasem Lachowicz nie potrafi zrozumieć wszechobecnego "narzekactwa". - Najtrudniejszy czas przeżywałem po powrocie ze Stanów Zjednoczonych. Zawsze fascynowało mnie pozytywne podejście do życia u Amerykanów. Jak wróciłem do Polski, to potwornie mnie frustrowało, że ludzie są tacy negatywni, rzucają kłody pod nogi. Ciągle mówią: "nie, bo nie".
Nie wszystkim też podoba się jego pewność siebie i to, że jest "self-made man'em" w nieco amerykańskim stylu. - Określenie "pajac" słyszałem wiele razy - wzrusza ramionami.

Pewnie byłoby mu łatwiej, gdyby ukochał sobie inną dyscyplinę, bo w Polsce koszykówka zdecydowanie nie jest sportem narodowym. - Gdyby mecze NBA i polską koszykówkę pokazywano w telewizji publicznej, na pewno byłoby dużo łatwiej promować ten sport - przekonuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski