Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podoliński: Zderzamy się z ogromnymi oczekiwaniami

JACEK ŻUKOWSKI, ANDRZEJ STANOWSKI
Robert Podoliński ma na koncie sześć spotkań w ekstraklasie
Robert Podoliński ma na koncie sześć spotkań w ekstraklasie FOT. WOJCIECH MATUSIK
Trener Robert Podoliński w sześciu meczach ekstraklasy wywalczył z Cracovią 4 punkty

- Czy sytuacja, w jakiej znajduje się Cracovia jest zła, czy bardzo zła?

- Jest zła, bardzo zła na pewno jeszcze nie, nie dramatyzujmy. Mówiłem, że szybko się nie zmieni, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Budowa zespołu trochę trwa. Wesoło nie jest, spodziewaliśmy się większej zdobyczy punktowej. Szczególnie po meczach z Jagiellonią i Podbeskidziem. Legia na pewno nas przerastała, Górnik, co widać w tabeli, to nie jest przypadkowy zespół.

- Przyszedł Pan do Cracovii z nową taktyką 3 – 5 – 2. Czy ma Pan wykonawców do tego systemu gry? Mówił Pan, że mogą grać jako skrzydłowi Krzysztof Nykiel i Adam Marciniak, to nie wypaliło...

- Możemy spojrzeć na to z drugiej strony, w ubiegłym sezonie Cracovia grała czwórką w obronie. Czy to wypaliło? Śmiem twierdzić, że nie do końca. W ogóle możemy sobie zadać pytanie, czy są wykonawcy? Jakim materiałem dysponujemy? Czy to system decyduje o miejscu w tabeli, czy indywidualne błędy piłkarzy?

Zbyt dużo przytrafia się nam indywidualnych pomyłek. Przykładem może być mecz z Podbeskidziem czy spotkania z Jagiellonią bądź Górnikiem. Możemy mówić, że zawodnicy za ciężko trenują, ale trzeba sobie spojrzeć w lustro i posypać głowę popiołem, bo tracimy bramki w kuriozalnych sytuacjach. W jaki sposób dostarczamy amunicji przeciwnikom? Podbeskidzie oddaje trzy celne strzały i za każdym razem strzela nam bramkę.

- Pana taktykę można określić krótko: przechwyć piłkę i skontruj. To powinna robić Cracovia na połowie przeciwnika, a tymczasem gracie za głęboko cofnięci. Za mało jest też agresji.

- Tego nam na pewno brakowało w ostatnim meczu. Wynika to z pewnej zachowawczości, im gramy wyżej, tym więcej miejsca ma przeciwnik do ataku na naszej połowie. Jest to jakiś sposób – atak na połowie przeciwnika. Do tej pory go nie stosowaliśmy. Może wynika to z naszej małej pewności w grze defensywnej.

- Spotkał się Pan z zarzutami ze strony piłkarzy, że treningi są za ciężkie?

- Nie mam problemu z przyznaniem się do błędu i szukam go najpierw u siebie. Tego samego chciałbym wymagać od zawodników. Moim zdaniem trenujemy jeszcze za lekko, ale nie możemy zrobić większych obciążeń ponieważ materiał, którym dysponujemy, nie jest jeszcze do tego przygotowany. A czy zajęcia są za ciężkie? Trzeba rozmawiać z piłkarzami.

- W Polsce trenujemy za mało?

- Twierdzę tak od lat, że za lekko. Powinniśmy niestety iść po trupach. Tych, którzy ciężej pracować nie chcą, musimy spokojnie eliminować. To jedyne rozwiązanie, byśmy poszli do przodu.

- Czy gra Cracovii w ofensywie nie jest zbyt łatwa do rozszyfrowania? Wszystkie akcje przechodzą przez Marcina Budzińskiego. Czy nie myśli Pan, by zagrać na dwóch ofensywnych pomocników?

- Próbowaliśmy nawet na trzech w Białymstoku. Próbujemy różnych rozwiązań, na dwóch defensywnych, na jednego. Wystarczy spojrzeć na Legię, gdzie wszyscy są skupieni na Radoviciu, w Podbeskidziu kluczowym piłkarzem jest Iwański, eliminując go, ma się dużo łatwiej, w Bełchatowie są to bracia Makowie, w Śląsku Mila i Pich. U nas Budziński, nie unikniemy tego.

- Nie sposób nie zapytać o Tomislava Mikulicia. Odstawił go Pan po jednym meczu...

- Zawsze powtarzam, że wszystko jest w nogach i głowie zawodnika. To piłkarz, z którym wiązałem ogromne nadzieje po okresie przygotowawczym. Miał być szefem defensywy. Tak było do momentu, gdy rozpoczęła się presja meczowa.

- Jeden mecz może przekreślić zawodnika?

- Mamy kolejny tydzień zajęć, nikt nie dostanie miejsca w składzie, kto nie pokaże mi w treningu, że mu na tym miejscu zależy. To nie piłkarz ma być zadowolony z moich decyzji, tylko ja z jego zaangażowania. Trzeba sobie w końcu zdać sprawę z tego, że ludzie przychodzą na stadion, by zobaczyć walczących piłkarzy. Jeśli komuś zależy na miejscu w jedenastce, to chciałbym, by choć raz zszedł na czworakach z zajęć.

- A Deniss Rakels? Czy braki w szybkości, zwrotności upoważniają do tego, by wstawiać go do pierwszego składu?

- To jest to, z czym borykamy się w naszej kadrze. Oprócz Dialiby nie dysponujemy dynamicznymi zawodnikami, trzeba na to spojrzeć realnie. Mamy piłkarzy o podobnej charakterystyce.

- Mocnym punktem zespołu miał być Damian Dąbrowski. Tymczasem jest w słabej formie. Dlaczego?

- Ja także chciałbym wiedzieć dlaczego. „Dąbek” jest młodym graczem, ostatnio urodziło mu się dziecko. Nie chciałbym tym tłumaczyć jego trochę gorszej dyspozycji, ale wiem jak młody człowiek reaguje na tego typu doświadczenia. „Dąbek” bardzo się cieszy jak mamy zgrupowania nawet u siebie. Nadal bardzo na niego liczę.

- Nie chciałby Pan w ataku postawić na duet Dawid Nowak – Dialiba?

- Myśleliśmy o tym, tylko proszę pamiętać o sytuacji z Dawidem. Na szczęście na chwilę obecną jest zdrowy, ale po sześciu kolejkach wiemy jak to wygląda. Raz można na niego liczyć, raz nie.

- Ile Pan sobie daje czasu, żeby gra Cracovii zaskoczyła, cieszyła kibiców?

- Zderzamy się z ogromnymi oczekiwaniami. Twierdzę, że tego czasu nam trochę potrzeba, także wyrozumiałości. To nie jest zespół, który cztery razy z rzędu zdobywał mistrzostwo Polski. Piłkarze są w większości młodzi, a w ubiegłym sezonie zajęli 14. miejsce w tabeli. Progres i zajęcie trzeciej lokaty byłoby bardzo trudne. Ja swój plan mam. Pracuję sumiennie, uczciwie i ciężko, mogę stanąć przed lustrem i spojrzeć sobie w twarz.

- Czy nie żałuje Pan ostrych słów jakie wypowiedział Pan pod adresem piłkarzy po meczu z Podbeskidziem?

- Powiedziałem: „Przeszliśmy obok meczu”. Mogłem użyć słynnej formułki, ja biorę wszystko na siebie, to jest moja wina, zespół jest cudowny, wspaniały, piłkarzy mamy rewelacyjnych, nie popełniliśmy błędu. Tylko coś się stało, ślisko było? Możemy sobie takie dyrdymały opowiadać, tylko czy to komuś pomoże? Uważam, że mówienie prawdy jest moim obowiązkiem i drogą do tego, żeby było lepiej. Nie zamierzam nikogo okłamywać. Co na to powiedzieliby kibice, którzy widzieli co się działo na boisku?

- Piłkarze w Cracovii mogą być w szoku, do tej pory nikt publicznie nie wywoływał ich do tablicy...

- Ja piłkarzy nie wywołuję do tablicy, tylko stwierdziłem, że z wyjątkiem trzech zawodników, zagraliśmy bardzo słabe spotkanie. Nie zauważyłem, żebym kogoś łajał, komuś zrobił krzywdę. Zastanówmy się - wszyscy dbają o to, by piłkarz miał świetne samopoczucie, by nikt go nie uraził. Prezes, który wydaje pieniądze, trener, a także kibice, którzy płacą za bilety, mogą mieć mieszane uczucia. Trenerzy różnie reagują, są tacy, a ja do nich należę, którzy walą prosto z mostu. Piłkarze nie mają się czego obawiać, mają z reguły długie kontrakty. Zawsze pierwszy do zwolnienia jest trener. Stawiajmy sprawy uczciwie.

- Rozumiemy z Pana słów, że piłkarze nie mogą być mięczakami.

- Wystarczyło spojrzeć z kim graliśmy. Czy Podbeskidzie jest lepsze od nas piłkarsko? No nie jest. Jego piłkarze zostawili serce na boisku. Gdybyśmy zagrali tak ambitnie jak oni, szansa na zwycięstwo by wzrosła, choć nie wiem czy wygralibyśmy. Gramy przede wszystkim dla kibiców.

Przyznaję się do błędów, popełniłem je w Zabrzu, teraz patrząc z perspektywy, zrobiłem je widać z Podbeskidziem. Nie pozwolę jednak, abyśmy chodzili ze spuszczonymi głowami i nie podnosili rękawicy.

- Prezes Janusz Filipiak stwierdził niedawno, że Cracovia ma taki zespół, że może grać o puchary. Czy to jest dla Pana zbyt duża presja?

- Miałem do tej pory kilkanaście, może kilkadziesiąt spotkań z prezesem. Za każdym razem były to rozmowy merytoryczne, pozbawione jakiejkolwiek presji.

- Czy ma Pan dobrych współpracowników? Konsultuje z nimi w trakcie meczu swoje decyzje?

- Współpracowników mam bardzo dobrych. A co do konsultacji, to czy wiedzieliście panowie, aby ktoś podchodził do trenera Juergena Kloppa i coś mu tłumaczył? Na pewno mądrych ludzi warto słuchać. Mam taką zasadę – sam odpowiadam za to, co robię.

- Konsultuje się Pan z piłkarzami?

- Chciałbym, aby piłkarze, którzy mają kilkadziesiąt czy kilkaset meczów w ekstraklasie mieli wpływ na to co się dzieje na boisku od 1 do 90 minuty, aby dawali jakość. To są wszystkie moje wymagania. Wyobraźmy sobie, że Kamil Glik idzie do swojego trenera Giampiero Ventury i mówi, że źle się czuje w trójce obrońców, bo w Polsce zawsze grał w czwórce. To jest koniec Glika w Torino, mało tego, jeśli trener Ventura powie o tym innym trenerom, to liga włoska jest dla niego zamknięta.

- Ekstraklasa to dla Pana nowość, czy mocno różni się od pierwszej ligi?

- Tylko otoczką. Nie zauważyłem wielkich różnic, tylko jakość piłkarzy jest na pewno wyższa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Podoliński: Zderzamy się z ogromnymi oczekiwaniami - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski