Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Podpalił własną matkę i zadał jej kilka ciosów siekierą [WIDEO]

(MAK, BAN)
Marek G. podpalił i zamordował siekierą własną matkę.
Marek G. podpalił i zamordował siekierą własną matkę. Andrzej Banaś
Śledztwo. Krakowski sąd nie miał wątpliwości wydając decyzję o trzymiesięcznym areszcie dla 28-letniego Marka G., który brutalnie zamordował swoją matkę. Wcześniej prokuratura postawiła mu zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem.

Wczoraj mężczyzna został doprowadzony przed sąd po przesłuchaniu go przez prokuraturę. Młody człowiek z głową wygoloną po bokach głośno dyskutował z sądem podczas posiedzenia aresztowego.

Jego chaotyczne i mało logiczne wypowiedzi można było usłyszeć również na korytarzu sądu. Wszystko wskazuje na to, że 28-latek jest częściowo lub całkowicie niepoczytalny.

Oskarżony nie przyznał się do winy. Podczas przesłuchania powiedział, że w mieszkaniu mogły być łatwopalne substancje ze względu na remont. Co więcej, stwierdził, że nie doszło do żadnego pożaru, a w mieszkaniu nie było jego matki.

Areszt dla 28-latka, który spalił swoją matkę

Autor: Marcin Banasik

Dramat rozegrał się w czwartek w jednym z mieszkań wieżowca przy ul. Na Błonie w Krakowie. Przed południem dwie pracownice Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej odwiedziły swoją 68-letnią podopieczną. Nagle do pokoju, w którym rozmawiały, wbiegł syn kobiety. Oblał swoją matkę jakąś cieczą i podpalił. Następnie zadał kilka ciosów siekierą.

Kobieta zginęła na miejscu. Jednej z opiekunek udało się uciec na zewnątrz. Druga próbowała ratować ofiarę, ale sama doznała poparzeń i trafiła do szpitala.

Po zamordowaniu matki Marek G. uciekł z mieszkania. Policjanci ujęli go po godzinnej obławie. Siedział w jednym z banków przy ulicy Balickiej.

Dziś na miejscu zbrodni nie ma już policji ani tłumu gapiów. Na klatce bloku przy ulicy Na Błonie nadal czuć swąd po wczorajszym pożarze. Z relacji sąsiadów wynika, że Marek G. nie mieszkał u matki. Kilka miesięcy temu miał się przeprowadzić do mieszkania po zmarłej babci przy ulicy Królewskiej. Często jednak odwiedzał matkę. Zawsze wychodził, niosąc siatki z jedzeniem.

O tym, że był chory, wiedzieli niemal wszyscy. Jednak większość sąsiedzkich kontaktów z rodziną kończyła się na zwykłym "Dzień dobry" w windzie czy na klatce schodowej. -- Miała ciężko. Syn chory umysłowo, ona cierpiała na nerwicę i depresję. Nie miała pieniędzy - twierdzi jedna z sąsiadek. Podobno syn już od kilku lat groził jej śmiercią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski